sobota, 18 września 2021

Wyobraź sobie, że Bóg nadal objawia Świętym prawdę

Do pewnego wieku traktowałem religię chrześcijańską, w której wzrastałem dosyć poważnie. Nie dlatego, że miałem przeświadczenie o bezpośrednim zaangażowaniu Boga w Kościół, którego byłem członkiem, ale dlatego, że tak było kiedyś, daleko w przeszłości. Mój paradygmat wyglądał mniej więcej tak: w dawnych czasach Bóg objawiał swoją wolę prorokom, posyłał aniołów, staczał dla swoich wyznawców bitwy, inspirował nawet okupantów Izraela do przychylnych działań na ich rzecz. A dziś już tego nie robi. Dlaczego? Pewnie dlatego, że wszystko co cenne zostało już objawione. Wystarczy otworzyć Biblię i starannie wyszukać w niej odpowiedzi na nurtujące pytanie by wiedzieć jak żyć.

Dwa doświadczenia zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pierwszym była lektura “Listów Nikodema” Dobraczyńskiego, a drugim projekcja w jakiejś ciasnej kościelnej salce filmu “Quo Vadis”. Oba te dzieła przeniosły mnie w te dawne czasy proroków, objawień, przede wszystkim pewności, że jest tak a nie inaczej bo człowiek, z którego ust usłyszeliśmy świadectwo został osobiście powołany na apostoła przez samego Syna Boga.

Wyobraź sobie jak by to było żyć w tamtych czasach. Zebrani potajemnie po zapadnięciu zmroku w domu zamożnego współwyznawcy wysłuchujemy przemówienia Piotra. Wspomina ukochanego Mistrza, jego słowa, jego inspirujące uczynki i ten fatalny tydzień wielkanocny w którym torturowano i zamordowano Mesjasza ludzkości.

Dlaczego nie dane mi było urodzić się wcześniej? - myślałem często. Dlaczego muszę żyć w niepewności, rozrywany na wszystkie strony przez nauczycieli religii, każdy interpretując biblijne wersety na swój własny sposób? Dlaczego Bóg nie objawia nam już swojej woli?

Wyobraź sobie jak by to było, gdyby czasy biblijne nigdy się nie zakończyły. Albo gdyby te duchowe dary zostały ponownie przywrócone. Wyobraź sobie, że zabierasz swoją rodzinę na weekend do miejsca, w którym, o wyznaczonym czasie Bóg komunikuje się z zebranymi wiernymi. A potem dniami i nocami rozmyślasz o tych rzeczach i czujesz, że Twoje zrozumienie boskiego Planu i własnej roli w tym Planie staje się pełniejsze, że - w pewnym sensie, w jakimś małym stopniu lecz w sposób wyraźnie odczuwalny, narodziłeś się na nowo, bo - jak by nie było - nie jesteś już tym samym człowiekiem, którym byłeś jeszcze parę dni temu.

Co objawił mi Bóg podczas ostatniego weekendu?

Pomógł mi lepiej zrozumieć znaczenie Zadośćuczynienia. Zwrócił uwagę na to, że brak pełni zrozumienia ważnych tematów to stały element codzienności. Najlepiej po prostu przyjąć do wiadomości. Brak pełni wiedzy o ważnych kwestiach, nawet tych doktryn czy niezwykle fascynujących niuansów historii Chrześcijaństwa (tego objawionego i w pewnym sensie pełnego, a nie wysuszonego, bezskutecznie reanimowanego przez owijane go w rytuały i tradycje), które chciałoby się zrozumieć w pełni, ale pozostaje ten jeden szczegół pozostawiający to nieprzyjemne poczucie niedosytu. To jak z tym nieszczęsnym elementem puzzli nijak nie pasującym do całości. Usłyszałem cenną poradę. Zamiast skupiać swoją uwagę na tym elemencie, lepiej odłożyć go tymczasowo na bok i skupić się na pozostałych, bo w końcu nadejdzie ten szczęśliwy moment, gdy okaże się, że jednak doskonale pasuje do całości.

Co jeszcze Bóg objawił mi we wskazanym miejscu i czasie? Zwrócił uwagę na oczywisty fakt, że w sławnym przykazaniu kochania Boga i bliźniego wspomniana jest jeszcze jedna osoba zasługująca na moją miłość - ja.

Przypomniano mi, że warto wywiązywać się z wyznaczonych przez Boga zadań wypełniając kościelne powołanie, bo tak jak każdy element organizmu jest ważny, tak samo każdy wartościowy członek chrześcijańskiej społeczności dodaje od siebie do wspólnej wartości.

Bóg objawił Świętym w Polsce podczas ostatniego weekendu, że celem chrztu nie jest sam chrzest czy nawet przynależność do założonego przez Jezusa i przez niego kierowanego Kościoła, ale przygotowanie się oraz pozostanie godnym wejścia do Świątyni Pana, w której uczy jak kroczyć jego ścieżkami i przepowiada upragniony moment wprowadzenia wiernego wyznawcy do świata celestialgego tak jak kochający rodzic troskliwie prowadzi za rękę swoje dziecko.

Każdy kto był ostatniej soboty i niedzieli w Warszawie przy Wolskiej 142 z pewnością zwrócił uwagę na odmienny szczegół. Mamy przecież różne potrzeby, różne doświadczenia, dochodzimy do naszego celu etapami, z tym że te etapy rozpoczynamy w nie koniecznie w tej samej kolejności co pozostali.

Najcenniejszym dla mnie przesłaniem prosto z celestialnego świata było ostrzeżenie przed fałszywymi filozofiami, które w ciągu ostatnich dwóch dekad stały się nie tylko modne, ale niemal bezkrytycznie powszechnie przyjęte a których odrzucenie wywołuje gniew arcykapłanów i jego fanatycznych głosicieli. A przecież są one fałszywe i fatalne w skutkach. O wiele lepiej jest trzymać się uniwersalnych nauk Jezusa, który gwarantuje błogosławieństwa za odważny bunt przeciwko tym modnym nurtom.

I tu padły słowa, dla których warto było przyjechać do Warszawy naszym starym, poobijanym Oplem na Konferencję Polskiego Warszawskiego Dystryktu Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (lub połączyć się z warszawską kaplicą za pośrednictwem Zoom’u). Bo co się okazało? Że Bóg nie skręca w lewo tak jak robi to świat. Rodzina nadal pozostaje jedną z największych wartości życia - rodzina tradycyjna, z ojcem, który jej przewodniczy w miłości i służbie oraz matką skupiającą swoją uwagę na błogosławieniu dzieci, przygotowaniu ich do dorosłego życia, nie tylko tego ziemskiego, lecz wieczności w najwyższym stopniu chwały celestialnej.