środa, 17 czerwca 2020

Księga Mormona ostrzega przed marksizmem kulturowym

Podczas rodzinnego porannego studiowania pism świętych, przeczytaliśmy wczoraj rozdział 14 w Księdze Almy. Jak to często bywa, odkryliśmy w Księdze Mormona rzeczy, których nigdy wcześniej nie zauważyliśmy bo dopiero teraz odnoszą się do bardzo aktualnych wydarzeń, niektórych bardzo osobistych.



Czytaliśmy o Almie i Amuleku odważnie świadczących o niewygodnej dla mieszkańców miasta Ammonihah prawdzie. Część słuchaczy równie odważnie przyjęła do wiadomości przedstawione przez natchnionych misjonarzy fakty, ale większość je odrzuciła. Chciałbym się tu skupić na tej drugiej grupie.

Tzw. „opinia publiczna” miasta była efektem sukcesu propagandy lokalnych włodarzy i prawników. Wykorzystywali oni zdolności manipulowania ludzkimi emocjami dla przekonywania ich o prawdzie tego, co było kłamstwem. Jednym z nich był Zeezrom, o którym Mormon napisał, że „był biegły w różnych diabelskich sposobach niszczenia tego, co dobre” (Alma 11:21).

Kiedy mieszkańcy Ammonihah stwierdzili, że nie podoba im się to, co mówią prorocy, nie odwrócili się po prostu na pięcie i spokojnie wrócili do swoich domów stwierdzając, że pal licho - jak mniemali - błądzącym w fałszu. Fakt, że Alma i Amulek wierzą w rzeczy, w które oni nie wierzyli był zbyt żenujący, żeby ich zignorować. Spokój ducha - jak uważali - możliwy był do odzyskania na tylko dwa sposoby: albo kontrowersyjni mówcy zmienią swoje poglądy i publicznie się ich wyprą, albo doświadczą takich przykrości, że sami pożałują, że zdecydowali się bezczelnie otworzyć swoje usta.

Pierwsza opcja okazała się niemożliwa do osiągnięcia. Alma i Amulek nie wyparli się niemodnej prawdy. Zostali więc uwięzieni oraz zmuszeni do oglądania rzezi nawróconych i palenia pism świętych.

Jak wspomniałem na początku, Księga Mormona odnosi się do aktualnych wydarzeń. Nic w tym dziwnego, bowiem prorokowi, który otrzymał od Boga zadanie wybrania spośród kronik z ostatnich tysiąca lat tych fragmentów, które będą stanowić wartość dla ludzi w „dniach późniejszych” (czyli w naszych czasach) te nasze dni zostały ukazane w wizji. Mormon wiedział, które wydarzenia powinny się znaleźć w jego księdze.

Żyjemy w czasach, w których postawa większości ludzi nie różni się od tej jaką wykazywali się panujący w Ammonihah członkowie „porządku Nehora”. Doświadczenia Almy i Amuleka przypomniały mi „dyskusji” jaką prowadziłem z ludźmi, którzy uważają się za posiadaczy prawdy a nawet członków Kościoła uznającego Księgę Mormona za pismo święte, jednocześnie zaprzeczających wielu podstawowym naukom tej natchnionej kroniki.

Nie będę tu pisał o wierzeniach ich ani moich. Nie ma znaczenia czy moje poglądy są właściwe czy ich. Jeżeli moje są niewłaściwe, a jest taka możliwość, to od Chrześcijanina spodziewałbym się otwartej korekty, konkretnych argumentów, faktów, spójnej logiki. „Jesteś rasistą” nie jest ani logicznym argumentem, ani faktem, chyba, że się go jakoś uzasadni (powołanie się na państwowe dane statystyczne o proporcjach rasowych w amerykańskich więzieniach nikogo nie czyni rasistą!). Chcę się tylko skupić na ich reakcji na poglądy z którymi się nie zgadzają. Budzą one gniew i nienawiść. Na fakty i logiczne argumenty reagują agresją. Na proste i konkretne pytania najczęściej nie odpowiadają. Pojawiają się tylko dziecinne przezwiska i niczym nie poparte oskarżenia pod moim adresem (na szczęście już dawno się przekonałem, że w tych zwariowanych czasach takie łatki jak „faszysta” czy „rasista” mogą być tylko uważane za komplement, bo oznaczają jedno - że nie jest się ani faszystą ani rasitą).

Całe szczęście, że dzielą nas długie dystanse i jako tako skuteczne prawa bo nie raz odnosiłem wrażenie podczas naszej fejsbookowej rozmowy, że chętnie spaliliby mnie na stosie jak ludzi, którzy uwierzyli Almie i Amulekowi. Przyznaję, że nachodzi mnie próżna ochota porównania się do tamtych męczenników, ale niestety - nie ma tu za bardzo czego porównywać. Tamci Chrześcijanie cierpliwie znosili upokorzenia ze strony obrażonych za ich poglądy naśladowców diabła podczas gdy ja nie nauczyłem się jeszcze ignorowania ataków na moją osobę (jedyną okolicznością łagodzącą jest to, że nigdy nie jestem winien pierwszego ataku, ale to oczywiście nie wystarczy, żeby się uważać za ucznia Chrystusa).

Za co większość mieszkańców miasta Ammonihah „chciała zniszczyć Almę i Amuleka” (Alma 14:2)? Byli oni gniewni „z powodu prostoty [...] słów” Almy a Amulekowi zarzucali, że „urągał ich prawu, a także prawnikom i sędziom” (w. 2). „I byli także rozgniewani na Almę i Amuleka; i ponieważ w tak prosty sposób świadczyli o ich niegodziwości, chcieli ich potajemnie zabić.” (w. 3).

Słowa te zostały napisane dwa milenia temu. To jednak niesamowicie trafny opis wszechpanującej choroby czasów w których żyjemy obecnie. Z jakiego powodu ludzie w naszych czasach trzęsą się z nienawiści do takich ludzi jak Janusz Korwin-Mikke, Donald Trump, Stefan Molyneux, Ben Shapiro,   Voddie Baucham i paru innych wyjątkowych osób odrzucających polityczną niepoprawność? Ich podstawowym grzechem jest przytaczanie faktów i robienie tego „w prosty sposób”. Prostota ich słów obraża uczucia współczesnych wiernych porządku Nehora uczącego, że ponieważ Bóg kocha wszystkich ludzi, zbawi On wszystkich, bez względu na podejmowane przez nich decyzje.

Ich drugim ciężkim grzechem jest urąganie prawu i politykom. Nie można bezkarnie krytykować systemu demokratycznego, bo przecież wbito nam do głów, że demokracja = wolność. A tymczasem to w krajach demokratycznych pali się takie niewinne klasyki jak Pipi Pończoszanka, bo na jednej z kartek wydrukowane są słowa „król murzynów”. To w krajach demokratycznych za wyznanie poglądu, że małżeństwo to prawny związek między mężczyzną a kobietą można stracić dobrze prosperujący biznes a za krytykę aborcji grozi kara więzienia. W trzech Stanach USA można teoretycznie pójść do więzienia za użycie pod adresem kobiety uważającej się za mężczyznę zaimka osobowego „ona”. W Kalifornii nie można publikować tekstów sugerujących, że osoba cierpiąca na pewne choroby psychiczne powinna szukać pomocy specjalistów.

Domyślam się, że wpomnienie w blogu o tematyce religijnej kontrowersyjnych nazwisk osób reprezentujących raczej tematy polityczne mogło tu kogoś oburzyć. Śpiesznie więc podkreślam, że nie - nie uważam tych ludzi za proroków i tak - wiem, że czasem się mylą, etc. Zwracam tylko uwagę na to, że w naszych czasach poruszanie tematów niewygodnych jest powszechnie uważane za coś niewłaściwego. To, czy kontrowersyjny polityk lub komentator mówi prawdę czy też kłamie kompletnie nie ma dla większości ludzi znaczenia.

Po czym poznać prawdziwego naśladowcę Chrystusa? Niestety, nie po organizacji religijnej do której należy. Takie kryterium znacznie zwiększa szanse, że mamy do czynienia z Chrześcijaninem, ale niczego jeszcze nie gwarantuje. Po uśmiechach, uściskach dłoni i pięknych publicznych wyznaniach na Facebooku o miłości do swej matki czy żony oraz fotkach z kaplicą lub świątynią w tle? Też nie. Księga Objawienia przewiduje czasy, w których słudzy diabła będą mieli znamię bestii na swej dłoni oraz na czole. Można być członkiem Kościoła Jezusa Chrystusa a jednocześnie mieć umysł (symbol czoła) wypełniony modnymi, szatańskimi „filozofiami świata” i aktywnie angażować się w poszerzanie zła (symbol dłoni).

W Księdze Almy możemy obserwować kontrast między reakcją poszczególnych bohaterów tych fascynujących historii na prawdę. Wspomniany Zeezrom, którego plan zniszczenia misjonarzy prawdy był „wyrafinowany, według wyrafinowania diabła, aby okłamać i zwieść ten lud” (Alma 12:4) miał wybór - albo oburzyć się z powodu prostoty słów prawdy, albo rozpatrzyć możliwość przyjęcia prawdy do wiadomości. Alma świadczył, że plan Zeezroma był planem „twego przeciwnika, a jego moc działała przez ciebie” (w. 5). Słudzy Boga stają się wolni, podczas gdy sługa zła pozbawia się resztek swojej wolności. Planem Szatana jest „aby uczynić z was jego poddanych, aby mógł otoczyć was swymi łańcuchami i przykuć was do wiecznej zagłady według mocy jego niewoli.” (w. 6).


„I teraz Alma zaczął mu to objaśniać następująco: Wielu ludziom dane jest poznanie tajemnic Boga, jednakże są oni zobowiązani ścisłym przykazaniem, aby przekazać tylko tę część Jego słowa, którą On wyznacza dzieciom ludzkim zależnie od uwagi i pilności wobec Niego. I dlatego ten, kto znieczula swe serce, otrzymuje mniejszą część słowa; a ten, kto nie znieczula swego serca, otrzymuje większą część słowa, aż dane mu będzie poznanie tajemnic Boga, aż pozna je w pełni. I ci, którzy znieczulają swe serca, otrzymują coraz mniejszą część słowa, aż nie wiedzą nic o Jego tajemnicach; i wtedy diabeł bierze ich do niewoli i prowadzi według swej woli ku zagładzie. I takie jest znaczenie łańcuchów piekła.” (Alma 12:9-11)

Co więc zrobił Zeezrom? Co nadal mogą zrobić ci, których usta zbliżają się do Boga lecz ich serca są daleko do Niego? Jak zachowają się współcześni, nieoficjalni członkowie Kościoła Marksizmu Kulturowego czy innych szatańskich wynalazków? Zakończę ten wpis napawającym nadzieją, bardzo pozytywnym zakończeniem historii Zeezroma:

„I Alma ochrzcił Zeezroma dla Pana; i od tego czasu Zeezrom zaczął głosić ewangelię ludziom.” (Alma 15:12).

Jeszcze jeden powód dla których niepotrzebnie pozwalam się sprowokować przez złych ludzi do gniewu. Każdy zły człowiek może się nawrócić i stać się dobry.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Rasizm



Kilka dni temu na amerykańskiej ulicy przestępca został podczas aresztowania uduszony przez policjanta. Ktoś tę okropną scenę zarejestrował i opublikował w mediach społecznościowych. Nie odbiłoby się to specjalnym echem, gdyby nie fakt, że aresztowany był murzynem a policjant biały. Tysiące ludzi zaprotestowało... włamując się do sklepów i kradnąc telewizory oraz mikrofalówki a na policjantów (wszystkich białych) posypały się oskarżenia o rasizm.

W 28 rozdziale II Księgi Nefiego znajduje się proroctwo o powstaniu w dniach ostatnich wielu kościołów, które uczyć będą diabelskich doktryn i toczyć będą ze sobą spory. Nefi obrazuje tę sytuację ciekawą ilustracją - oszukując ludzi i pobudzając ich do gniewu diabeł zakuwa ich dusze „swymi wiecznymi łańcuchami” (w. 19), „prowadząc ich troskliwie do piekła” (w. 21).

Zacznijmy od zdefiniowania słowa „kościół”. Dla Nefiego miało ono nieco inny oddźwięk niż dla nas. Kościoły nie były formalnie zarejestrowanymi organizacjami religijnymi, ale grupami ludzi podążającymi za nauczycielem lub nauczycielami. W takim znaczeniu nawet ludzie nie wierzący w istnienie Boga, zupełnie nieświadomie należą do jakiegoś kościoła, mniej lub bardziej szkodliwego. Mamy więc kościół politycznej poprawności, kościół pacyfizmu, kościół potępiający spożywanie mięsa, a nawet kościół fanów zespołu The Cure czy miłośników twórczości Edwarda Stachury (można oczywiście uwielbiać prozę Stachury a nie być wiernym uczniem ich autora porzucając swoją rodzinę i przytłoczony otaczającą wszech podłością rzucać się pod pociąg).

Proroctwo Nefiego mówi, że autorem tych kościołów jest diabeł. Podkreśla też efekty kłamstw naszego duchowego przeciwnika - pobudzają one do sporów i gniewu. Trzeba przyznać, że strategia jest bardzo sprytna - zakładam dwa kościoły i zwracam ich wyznawców przeciwko sobie. Genialne! Przypomina to trochę wojnę między faszystowskimi Niemcami a marksistowską ZSRR.

Obecna sytuacja w USA jest podręcznikowym przykładem tego fenomenu. Grupa wyznawców filozofii (jak by nie było - rasistowskiej) głoszącej, że biały człowiek jest zły a czarny - dobry, oburzona nagraniem ze wspomnianego aresztowania wychodzi na ulicę i protestuje przeciwko rasistowskim uprzedzeniom. Jak to robi? Nawołując do uprzedzeń przeciwko białym i grupie zawodowej policjantów, przy okazji rujnując biznesy bogatych.

Słowa Nefiego o diable „troskliwie” prowadzącym swoich wyznawców do piekła podkreślają jego umiejętności manipulowania ludzkimi emocjami. Członkowie jego kościołów są naprawdę przekonani o jego dobroci, a przynajmniej o szlachetnych intencjach jego nauk. Im przecież chodzi o równość i ludzkie traktowanie murzynów. Jednak fakty  sugerują, że chyba raczej chodzi o gniew, nienawiść i - nie oszukujmy się - o te darmowe mikrofalówki i konsole do gry wyniesione ze zdemolowanego sklepu.

„Kościół” to nie jedyne pojęcie posiadające więcej niż jedno znaczenie. Innym przykładem jest słowo „rasizm”. Co, tak na prawdę ono oznacza? Posłużę się własnym doświadczeniem odkrywania definicji tego pojęcia:

Prawie trzy dekady temu znalazłem się w Chicago ubrany w białą koszulę, krawat i plakietkę z nazwą Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Pewnego wieczora wracałem z kolegą do domu. Obok nas przejeżdżał samochód wypełniony rozkrzyczaną młodzieżą i machając do nas rękoma. Nie był to pierwszy raz. Odruchowo więc pomachałem do nich. Mój kolega jednak niemal zesztywniał w marszu i przez zaciśnięte zęby wycedził: „Opuść ręce i nie zwracaj na nich uwagi.” Zdziwiło mnie to, bo to od niego nauczyłem się przyjaznego odmachiwania nieznajomym, którzy często rozpoznawali kim jesteśmy i widocznie nas lubili. Kiedy doszliśmy do domu usłyszałem wyjaśnienie, że mężczyźni w samochodzie byli czarnoskórzy a dłońmi robili znaki swojego gangu. Gdyby moja dłoń przypominała znak wrogiego gangu, moglibyśmy mieć kłopoty.

Czy mój kolega był rasistą reagując inaczej na grupę czarnoskórych niż białych? Według niektórych definicji tak, bo - jak by nie było - uważał, że grupy etniczne się od siebie różnią i od jednej można się spodziewać innej reakcji niż od drugiej. Gdybyście jednak porozmawiali z moim misyjnym kompanem na temat historii USA, widzieli jego poświęcenie i szczerą miłość do naszych czarnoskórych przyjaciół albo przysłuchiwali się jego świadectwom o braterstwie między ludźmi, bo wszyscy jesteśmy synami i córkami tego samego Boga - może jednak nie uznalibyście go za rasistę. Zresztą żaden biały rasista nie narażałby swojego życia całymi dniami przebywając w południowych dzielnicach Chicago, gdzie tylko czarnoskóry człowiek może się w miarę czuć bezpiecznie.

Inna scenka. Jechałem kiedyś po autostradzie w okolicy Los Angeles z rodziną mojej obecnej żony. Jako pasażer oglądałem wyprzedzające nas samochody, co jakiś czas zaglądając ludziom przez szyby. W pewnym momencie samochód wypełniony czarnoskórymi mężczyznami zrównał się z nami. Mój wzrok zrównał się ze wzrokiem jednego z nich. Odruchowo się uśmiechnąłem. Ktoś z moich znajomych to zauważył i poprosił, żebym przestał się tak na nich gapić, bo nas jeszcze zastrzelą. Oczywiście dlatego, że byli czarni. Czy praktyka osoby mieszkającej w Kalifornii unikania wzrokowego kontaktu z murzynem, bo takowe może wywołać w nim niepożądaną agresję jest objawem choroby rasistowskiego uprzedzenia czy też racjonalnym wynikiem konkretnych doświadczeń? Zależy od definicji słowa „rasizm”.

Przedstawię teraz kilka przykładów czegoś, co rasizmem z pewnością jest i wywołuje we mnie obrzydzenie. Na samej górze mojego rankingu znajdują się wszelkie zdania rozpoczynające się od słów: „Nie jestem rasistą, ale...” i idiotyczne porównania do asfaltu na swoim miejscu i tego podobnym. Rzucanie bananów na murawę stadionu ku uciesze prymitywnych prostaków jest rasizmem. Wroga albo nieprzyjazna postawa w stosunku do pokojowo nastawionego człowieka ze względu na jego azjatycki czy afrykański wygląd to rasizm. Nie dlatego, że zaprzecza to jakiejś wyznawanej przeze mnie doktrynie, ale dlatego, że takie zachowanie jest kompletnie irracjonalne - nie poparte na żadnych faktach sugerujących, że każdy czarnoskóry jest taki i taki, a każdy Cygan taki i owy.

Rasizmem jest również zbyt przyjazne traktowanie osoby ze względu na zawartość pigmentu w jej skórze. Odmawianie studentowi stypendium bo jest białym mężczyzną a przyznawanie go czarnoskóremu jest praktyką rasistowską. Oczywiście takie stypendium nie jest nazwane „rasistowskim”. O wiele ładniejszą nazwą jest np. „stypendium wyrównywania szans”. Pamiętajmy o tym, że siły zła są mistrzami oszustwa, manipulacji i „troskliwego” prowadzenia do piekła. Praktyka przyznawania murzynom dobrych ocen, mimo, że na nie nie zasłużyli to również rasizm. Jest ona wyrazem przekonania, że osoba pochodzenia afrykańskiego jest gorsza i głupsza, dlatego zasługuje na specjalną troskę. Wielu konserwatywnych czarnoskórych w USA stanowczo sprzeciwia się takiej poniżającej praktyce.

Jeśli nie jesteś pewien, czy jesteś rasistą to zrób prosty eksperyment - przypomnij sobie jak zareagowałeś na film na Facebooku pokazujący białego policjanta przyciskającego kolanem szyję murzyna i porównaj to ze swoją reakcją na widok grupy czarnoskórych chłopców maltretujących białą właścicielkę sklepu próbującą powstrzymać ich od zdewastowania jej własności. Przypomnij sobie jaka opinia formowała się odruchowo w Twoim umyśle o znajomych publikujących te filmy. Czy ten pierwszy był odważnym bojownikiem o równe traktowanie wszystkich ras a drugi - pewnie jakimś narodowcem i rasistą? Czy choć przez chwilę ogarnęło Cię współczucie dla przyjmującej cios za ciosem białej kobiety? Czy choć na moment opanował Cię słuszny gniew na widok niesprawiedliwości - taki jaki odczuwał Jezus w Świątyni czy Kapitan Moroni z powodu złych decyzji swojego rządu?

Przyjmowanie do wiadomości prawdy, udowodnionych faktów, np. o znacznie przeważającej liczbie czarnoskórych w amerykańskich więzieniach nie jest rasizmem. Stwierdzenie, że murzyni generalnie lepiej grają w koszykówkę, a gorzej im idzie np. w szachach nie jest rasizmem, bo to prawda. Ale założenie, że biały mężczyzna z pewnością nie potrafi wysoko skakać a czarny na pewno nie da sobie rady na studiach już zaczyna pachnieć rasizmem.

Tydzień temu obecny prorok opublikował w mediach społecznościowych wezwanie do „porzucenia uprzedzonej postawy wobec jakiejkolwiek grupy dzieci Boga”. „Jakiejkolwiek” jasno oznacza, że nie chodzi tylko o murzynów. Biali, zdrowi seksualnie mężczyźni to również grupa dzieci Boga niezasługująca na uprzedzenia. Policjanci to także dzieci Boga. Właściciele sklepów to również dzieci Boga. Dalej Prezydent Nelson napisał, że akty plądrowania sklepów i niszczenia własności publicznej i prywatnej nie mogą być tolerowane. Myślę, że mogę tu bezpiecznie dodać, że bez względu na to, czy dokonywane są przez białoskórych czy czarnoskórych. Zakończę słowami proroka:

„Jedno zło nigdy nie było pokonane innym złem.”