piątek, 27 września 2024

"Wyście bogami" - Psalm 82:6

Lektura Biblii nie pozostawia wątpliwości, że od tysięcy lat ludzka natura pozostała niezmieniona. Tak samo jak my, nasi przodkowie również nie lubili kiedy proponowano im zmianę sposobu myślenia i patrzenia na świat. Jeśli nawet udało się komuś otworzyć na prawdę, tylko nieliczni pozostawali jej wierni. Wielu nawróconych, wcześniej czy później, poddawała się naciskom wzbudzającym w nich poczucie wstydu. Starożytni byli do nas podobni, dlatego zapiski biblijnych proroków pozostają w pełni aktualne.


Oczywiście ludzie różnią się od siebie. Istnieją różne typy osobowości i różne poziomy wrażliwości na dobro, prawdę i sprawiedliwość. Niektórym wiara w Boga i jego gotowość odpowiadania na szczere modlitwy przychodzi łatwo, niemal w sposób naturalny. Innym każde doświadczenie i każda obserwacja wydają się potwierdzać, że wszechświat składa się z materii i energii a poza nimi nie istnieje nic. Tacy ludzie wychodzą z założenia, że sprawy duchowe to produkty wyobraźni, efekty naturalnej potrzeby wytłumaczenia spraw obecnie niemożliwych do wyjaśnienia.

Przypowieść o siewcy (różnych rodzajach gruntu)

Każdy misjonarz potwierdziłby aktualność przypowieści o siewcy. Ktoś mądry zwrócił uwagę, że ta nazwa jest nieco myląca. Nie chodzi w niej, przecież, o siewcę, ale o różne rodzaje gruntu na które pada dobre ziarno, czyli prawda, słowo Boga. To samo ziarno wzbudza gniew, śmiech i radość. Prawda może dawać pocieszenie albo irytować do tego stopnia, że osoba uważająca się za religijną gotowa jest na łamanie najbardziej fundamentalnych zasad etyki, byle by potwierdzić sobie i innym, że nigdy się nie myliła i nie ma powodu na korektę wybranego przed laty (przez siebie lub rodziców) kierunku. Na to samo ziarno jedni reagują obojętnością a inni entuzjazmem. Niektórzy potrafią ten entuzjazm karmić dobrymi uczynkami i pogłębianiem swojej duchowej wiedzy podczas codziennej lektury pism świętych oraz cotygodniowej obecności w na kościelnych spotkaniach. Inni, natomiast, pozwalają tłumowi z wielkiego i rozległego budynku ten dający szczęście entuzjazm ugasić metodami wypróbowanymi jeszcze w przedszkolu - pocieraniem palcem o palec i pukaniem się w głowę.

Jezus dorastał w narodzie cieszącym się niegdyś przywilejem posiadania czystej, objawionej nauki. Dla wrażliwego na prawość, uczciwego w sercu Izraelity ten stan odstępstwa od boskich praw był tak oczywistym faktem jak to, że rozpoczęła się zima. Wystarczyło rozejrzeć się dokoła. Za dużo było przygnębienia, za mało uprzejmości, zbyt wiele kłamstw i korupcji, a za mało uczciwości i tęsknoty za prawością, by zakładać, że Izrael nadal pozwalał się prowadzić przez Jehowę. Duchowi przywódcy nauczali starannie przyrządzonej mieszanki prawdy i fałszu, zgrabnie posklejanej sofistyką i brakiem pobłażania dla otwartych umysłów. W takim świecie dorastał Jozue, syn Marii i Ojca w Niebie. W wieku trzydziestu lat rozpoczął On dzieło przywrócenia Królestwa Boga na ziemi, zastąpienia ludzkich filozofii czystą prawdą, przypomnienia wrażliwym duszom o ich pochodzeniu oraz możliwości wyboru swojego przeznaczenia.

Niektóre z jego nauk dziwiły, inne wręcz szokowały. Ziarno padało na cztery rodzaje gruntu. Pozostający pod paraliżującym wpływem budzących lęk i respekt świętych szat Faryzeuszy nie wydawali stukrotnego owocu. “Uczeni w piśmie” (a, tak naprawdę to tylko wytrenowani w ludzkiej interpretacji pism) nie lubili być poprawiani. Bywały wyjątki, ale ci uczciwi spotykali się z Jezusem w tajemnicy przed swoimi towarzyszami. Dowiadywali się wtedy czegoś nowego i zadziwiającego. Byli, na przykład, zapraszani do powrotu do łona matki.

Każdy musi przejść przez próbę uczciwości i cierpliwości, wierności głosowi sumienia. Wiara każdego nawróconego musi być wypróbowana. Przestrzeganie rytuałów i składanie ofiar w czasach w których obowiązywało Prawo Mojżesza nie wystarczało by zapewnić sobie miejsce w Królestwie Boga. Mistrz wyraźnie dał temu wyraz zapraszając bogatego młodzieńca do gotowości oddania wszystkiego co posiadał i przystąpienie do grona jego pokornych uczniów. Dlaczego ten proces ubiegania się o miejsce w najwyższej chwale boskiego Królestwa musi być taki trudny? Dzięki objawionej przez Proroka Józefa Smitha wiedzy o Planie Zbawienia odpowiedź staje się prosta. Nasz wewnętrzny spokój i radość uzależnione są od tego jakimi jesteśmy ludźmi. Celem życia jest doskonałość charakteru a drogą do tego celu - podejmowanie się trudnych wyzwań. Dzięki naszej wierze (a co za tym idzie, właściwym decyzjom, bo, jak nauczał Jakub - ”…wiara bez uczynków jest martwa” - List Jakuba 2:26) oraz mocy Zadośćuczynienia, nasza natura poddawana jest procesowi duchowej ewolucji. Inaczej mówiąc, jesteśmy tu nie po to by trwać, ani nawet by odhaczać punkty na liście wymagań wybranej przez siebie religii, ale by się zmieniać, udoskonalać, stawać się kimś na podobieństwo naszego Mistrza.

Panowie eksperci od własnych interpretacji natchnionych zwojów nie byli zainteresowani powrotem do łona matki. Dlaczego mieliby rozpoczynać wszystko od nowa? Osiągnęli przecież więcej niż ich koledzy z synagogi. Cieszyli się szacunkiem całego ludu. Wszyscy zazdrościli im ich mądrości i wiedzy. Więcej nie dało się już osiągnąć. Jedyny kierunek z najwyższego szczytu to droga w dół. Faryzeusze musieli być ostrożni. Ich reakcja na założoną przez Przybłędę z Egiptu nową sektę musiała być zgodna z opinią tych od których zależała ich pozycja w Sanhedrynie.

Jezus spędził ostatnie trzy lata życia starając się przywrócić zagubione nauki nauczane przez starożytnych proroków. Uczył wprawdzie wiecznych prawd i zasad, jednak z punktu widzenia wyznawców panującej w Izraelu odstępnej religii jego doktryna była czymś nowym. Jak słuchacze jego kazań mogli rozpoznać prawdziwość jego słów, skoro nie istniało już nic z czym można by je było porównać i zweryfikować? Był tylko jeden sposób - osobiste objawienie. “Na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mateusz 16:18) - powiedział Piotrowi po tym jak Apostoł wyznał swoje osobiste, otrzymane od Boga świadectwo.

Nauki Jezusa w wielu punktach nie zgadzały się z interpretacjami Faryzeuszy. Nic więc dziwnego, że Zbawiciel był wyśmiewany, krytykowany, a nawet prześladowany. Paradoksalnie, a może i nie - najwięcej przykrości doznawał z powodu decyzji najbardziej religijnych ludzi. W obecnych czasach jest dokładnie tak samo - od najwierniejszych, posiadających największą wiedzę biblijną wyznawców tej czy innej wersji Chrześcijaństwa możemy się spodziewać najbardziej kłamliwych i potępiających zarzutów pod adresem współczesnych uczniów Jezusa Chrystusa. Naśladowcy Pana zawsze irytowali i zawsze będą irytować swoimi praktykami i odważnymi doktrynami.

"...znowu naznosili kamieni..."

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi Jezusa były jego wyznania o naturze i pochodzeniu nie tylko swoim, ale każdego człowieka. Jego słowa były tak trudne do zaakceptowania, że budziły gniew, do tego stopnia, że w najbardziej świętym miejscu “Żydzi znowu naznosili kamieni, aby go ukamienować” (Jan 10:31). Kim, tak naprawdę, był Jozue z Nazaretu? Co wiązało go z Bogiem? Widząc rosnący stóg kamieni, zapytał: “Za który z tych uczynków kamieniujecie mnie?” (w. 32) Religijni mieszkańcy Jerozolimy odpowiedzieli: “Nie kamienujemy cię za dobry uczynek, ale za bluźnierstwo i za to, że Ty, będąc człowiekiem, czynisz siebie Bogiem.” (w. 33).

Coś się jednak zmieniło w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Z powodu obowiązujących obecnie praw egzekucje heretyków zdarzają się, na szczęście, bardzo rzadko. Współcześni “uczeni w piśmie” zmuszeni są ograniczyć swoje prześladowania i - w ich mniemaniu - bohaterską walkę o zachowanie obowiązujących doktryn rzucając, zamiast kamieni - słowa. Publikując półprawdę i nieprawdę można, w sercach leniwych intelektualnie czytelników i słuchaczy na zawsze ukamienować boskich posłańców i głosicieli prawdy. O umysły nie trzeba się zbytnio martwić. W procesie wzbudzania antypatii logika i fakty nie odgrywają znaczącej roli. Takie wartości jak prawda czy fakty dostępne są tylko dla wytrwałych poszukiwaczy prawdy, gotowych na wkład intelektualnego wysiłku.

Człowiek z natury jest istotą leniwą. Doskonale zdają sobie z tego sprawę specjaliści od propagandy, efektywnie wpływając na opinie tysięcy ludzi tak formułując nagłówki artykułów by wzbudzały negatywne emocje i prowadziły czytelnika do fałszywych konkluzji, w dodatku tak starannie dobierając słowa by nikt nie mógł zarzucić im kłamstwa. Tak więc z wypowiedzi “Kowalskiego”, barwnym językiem wyrażającej brak poparcia dla przywódców z Moskwy: “Kocham Rosję, a im bardziej oddalona jest od Polski tym bardziej ją kocham.”, do gazet trafia artykuł z tytułem: “Kowalski kocha Rosję”. Komu się będzie chciało wyszukiwać na YouTube konkretnego wywiadu i słuchać go w całości? Tym bardziej, że po przeczytaniu zmanipulowanej wersji nasze serca już zwrócone są przeciwko osobie która go udzieliła.

Publikacje krytykujące religię Świętych w Dniach Ostatnich efektywnie pobudzają uczucia politowania, wstrętu i niechęci. Z podobnym wyzwaniem musieli się zmagać Święci w dniach starożytnych. Zarzucano im organizowanie rewolucji. W końcu nie kryli się z zamiarem zbudowania własnego Królestwa a na zarzut postawiony przez Piłata, że Jezus uważa się za Króla odpowiedź przecząca nie padła. Szydzono z Chrystusa za rzekome kłamstwo o jego długowieczności. Faktycznie głosił że był przed Abrahamem. Mieszkańców Jerozolimy ostrzegano przed planami Chrześcijan zburzenia świątyni. Jezus powiedział przecież, że świątynię zburzy i tylko leniwy intelektualnie słuchacz nie załapał porównania świątyni do jego ciała. Oskarżano Go o łamanie przykazania święcenia Szabatu, pomniejszając fakt, że jego “praca” ograniczała się do przywrócenia wzroku niewidomemu. Padało też wiele oskarżeń o brak szacunku do pism świętych. Przecież nie raz Jezus używał słów: “Napisano…, a ja wam powiadam: …”

Rozważając podczas tygodnia wielkanocnego wydarzenia ostatnich dni życia Jezusa zastanawiamy się jak ktoś tak pokorny jak On, ktoś tak łagodny, czysty, uczciwy, ktoś tak dobry, był w stanie wzbudzić tak przerażającą nienawiść u ludzi uważających się za bogobojnych wyznawców Boga Izraela. Dokładna lektura Nowego Testamentu, szczególnie te wzmianki obnażające kłamstwa Faryzeuszy, powinna raczej wzbudzać zdziwienie faktem, że w ogóle byli w Judei ludzie, którzy nie byli wrogo nastawieni do Jezusa i apostołów i że ktokolwiek ich jeszcze słuchał. Niektórzy nawet przyjęli chrzest.

Jak to możliwe, że Jezus był znany jako zarówno heretyk i rewolucjonista jak również Syn Boga, starotestamentowy Jehowa, jedyna doskonała Istota jaka chodziła po ziemi? Wszystko zależy od rodzaju gruntu na który padają zarówno dobre nasiona jak i nasiona chwastów. Wszystko zależy od poziomu zamiłowania do prawdy. Czytelnik i słuchacz sam podejmuje decyzję o tym, czy łatwo poddaje się słownej manipulacji, czy też gotowy jest na intelektualny wysiłek. Nie musi on być, zresztą, aż tak ogromny. Poziom artykułów krytykujących przywrócony przez proroka Józefa Smitha Kościół Jezusa Chrystusa jest tak niski, ich autorzy są tak dalecy od prawdy i obnażają swój brak poczucia uczciwości, że nie tak trudno odgadnąć ich prawdziwych intencji. Ich zamiarem nie jest obnażenie fałszu i przywrócenie prawdy. Choć tak bardzo podkreślają swoją troskę o zagubionych wyznawców “mormonizmu” to trudno jest uwierzyć w ich szczerość, chociażby dlatego, że dobierają słowa tak by czytelnik zakończył lekturę przynajmniej z obrzydzeniem w ustach, jeśli nie z zaciśniętą pięścią.

Z mojego doświadczenia wszystkie te artykuły i filmy na YouTube powielają dawno już obalone zarzuty mające godzić w charakter Józefa Smitha i rzekomo dowodzące o nieprawdziwości Księgi Mormona. Za każdym razem kiedy czytam kolejny artykuł podesłany mi w celu zniszczenia mojej wiary, czuję się nieco zawiedziony. Rzadko znajduję w nich coś nowego. A kiedy czytam jakąś nową informację, magia internetu w ciągu kilku sekund wyświetla analizę danego tematu pozwalając mi go lepiej poznać, za każdym razem obalając stawiane zarzuty.

Ile jeszcze razy będę czytał te same nieprawdy o młodocianych żonach wczesnych proroków, o bulwersujących zmianach w tekście Księgi Mormona, o wyssanej z palca historyjce o Józefie Smithie udającym umiejętność chodzenia po wodzie, o archeologii niby to kategorycznie obalającej prawdziwość Księgi Mormona? Drodzy panowie noszący szaty ekspertów - powielając te bzdury przyznajecie się do porażki. Nie macie nic, co mogłoby naruszyć podwaliny religii Świętych w Dniach Ostatnich. Owszem, jesteście w stanie zniechęcić nie jednego czytelnika do Kościoła Jezusa Chrystusa, ale nie wszyscy czytają bezmyślnie. Niektórzy czytają tak jak czytać się powinno - krytycznie, zadając pytania, zauważając brak logiki, poddając w wątpliwość zarzuty nie wspierane dowodami. Są nawet i tacy, którzy weryfikują podawane przez was informacje. Im więcej się człowiek dowiaduje o doktrynie i historii Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, tym bardziej klarownym staje się fakt, że jest to dzieło Boga wypełniające starożytne proroctwo Izajasza o tym, że Pan będzie postępował z ludźmi w dniach ostatnich “…cudownie i dziwnie, i zginie mądrość jego mędrców, a rozum jego rozumnych będzie się chował w ukryciu.” (Izajasz 29:14)

"Wyście bogami..."

Wróćmy jednak do misji Jezusa i jego zbrodni nauczania niepopularnych prawd. Która doktryna wściekała Faryzeuszy bardziej niż inne? Myślę, że konkurs na najbardziej kontrowersyjną i karygodną naukę wygrałoby świadectwo Jezusa o swojej tożsamości. Syn Człowieczy nie ukrywał, że jest Synem Boga. Jego wyznawcy również nazywali siebie “dziećmi bożymi” i nie kryli swojej determinacji upodobnienia się do Boga. Obecnie ta sama doktryna irytuje wielu Katolików i Protestantów bardziej niż jakakolwiek inna.

Kiedy ponad trzy dekady temu rozmawiałem z misjonarzami, moja reakcja na tę dobrą nowinę zdziwiła ich. Byli bowiem przyzwyczajeni do skrzywionych twarzy z powodu doznanego właśnie szoku przez nieprzygotowanych na ciężkie do przełknięcia ziarno prawdy “Chrześcijan” którzy swoje już przesiedzieli w zimnych, ciemnych budynkach kościelnych, dawno już pogodzonych ze smutnym “faktem”, że Boga nie da się ogarnąć umysłem i nikt go do końca nie zrozumie i nie pozna. Pamięć tej naszej rozmowy, dyskusji o “Wiecznym Postępie” zawsze wzbudza we mnie dobry humor. Misjonarze najwyraźniej tłumaczyli sobie mój brak oczekiwanej reakcji niezrozumieniem tego co do mnie mówili. Biedni Starsi po kilka razy powtarzali te same zdania mając nadzieję że nareszcie zacznę uważnie ich słuchać.

Muszę tu wyznać, że nigdy nie udało mi się pojąć dlaczego ta doktryna o boskim potencjale człowieka budzi tak wiele złych emocji. To tak jakby bulwersować się twierdzeniami, że dziecko nie na zawsze pozostanie dzieckiem, ale stanie się kiedyś dorosłym człowiekiem, albo że gąsienica przeobrazi się kiedyś w motyla. Być może ten mój brak empatii związany jest z tym, że zanim jeszcze spotkałem misjonarzy Kościoła Jezusa Chrystusa, byłem już przyzwyczajony do tej oczywistej prawdy, z racji swojego zainteresowania religiami dalekiego wschodu. Temat osiągnięcia doskonałości, zrozumienia wszystkiego, doświadczenia oświecenia i przejścia ze stanu ludzkiego do - jak to wtedy nazywałem - “stanu Buddy”, czyli “boskiego”, nie był mi obcy.

Wróćmy jednak do wspomnianego wydarzenia w Jerozolimie. Kiedy Jezus postawił się na równi z Ojcem, mówiąc “Ja i Ojciec jedno jesteśmy.” (Jan 10:30), Żydzi zaczęli znosić kamienie. Przeanalizujmy interesująca relację Jana. Zauważmy, że Jezus nie poprzestał na temacie własnego pokrewieństwa z Ojcem. Po otrzymaniu uprzejmego wyjaśnienia za co ma zostać ukamienowany, zacytował On fragment psalmu, którego pełna wersja brzmi tak: “Wyście bogami i wy wszyscy jesteście synami Najwyższego” (Psalm 82:6). Jezus, więc, świadczył też o boskiej naturze każdego człowieka, albo przynajmniej każdego wiernego wyznawcy prawdziwego Boga.

Jezus kontynuuje: “Jeśli nazwał bogami tych, których doszło słowo Boże (a Pismo nie może być naruszone), do mnie, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, dlatego, że powiedziałem: Jestem Synem Bożym?” (Jan 10:35-36)

inne świadectwa w Biblii o potencjale człowieka

Doktryna o jedności człowieka i Boga nowa jest dla tego, który wcześniej o niej nie słyszał, ale jest to nauka stara jak świat. Bóg przywrócił tę i wiele innych prawd, w które świat już dawno przestał wierzyć. Setki lat przed narodzeniem Jezusa podyktował On Mojżeszowi swoje przesłanie dla Izraelitów: “Świętymi bądźcie, bom Ja jest święty, Pan, Bóg wasz.” (3 Mojż. 19:1-2).

W “Kazaniu na Górze” Zbawiciel zaprosił swoich słuchaczy do zastąpienia Prawa Mojżesza wyższym prawem, przywracając w ten sposób pełnię ewangelii. Uczniowie Jezusa przyjmują prześladowania z radością, nie gniewają się bez wystarczającego powodu, są błogosławieństwem dla świata jak sól czy światło w ciemności, zachowują czystość seksualną nie tylko w czynie ale i w myśli, unikają rozwodów, dotrzymują słowa, nadstawiają drugi policzek, dzielą się z potrzebującymi i kochają swoich wrogów. Inaczej mówiąc, Bóg oczekuje od nas doskonałości: “Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest.” (Mateusz 5:48)

Jak widać pomysł stawania się takim jak Ojciec nie jest wcale wymysłem jakiejś sekty ze stanu Nowy Jork. Przeciwnie, dla uczciwego badacza Biblii ta wspaniała, odważna doktryna może posłużyć jako znak rozpoznawczy współczesnych uczniów Chrystusa. Żadna religia chrześcijańska nie może być uznana za ten sam Kościół, o którego powstaniu czytamy w Nowym Testamencie, jeśli odrzuca przykazanie stawania się człowiekiem doskonałym. Nie można być uczniem Jezusa nie wierząc że można się stać doskonałym jak Bóg Ojciec.

Nie można uczciwie twierdzić, że jest się Chrześcijaninem, odrzucając świadectwo Ducha Świętego, oraz słowa Pisma Świętego, szczególnie tak bardzo istotnej nauki o pochodzeniu i tożsamości człowieka. “Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy.” - pisze Paweł w liście do Rzymian (rozdz. 8, wers.16).

Świadomość swojej tożsamości ma ogromne znaczenie. Na przestrzeni wieków ludzie badali swoją genealogię by sądy przyznawały im prawo do odziedziczenia spadku po bogatych przodkach. Według świadectwa Jana nagrodą jaką Jezus otrzymał za “pokonanie świata” było odziedziczenie Królestwa Ojca. Podążając za Jezusem, a więc pokonując świat, jego naturę, filozofie, pokusy, itd., możemy się spodziewać tej samej nagrody. Sam Jezus to obiecał:

“Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem wraz z Ojcem moim na jego tronie.” (Obj. 3:21)

Paweł wskazuje na prostą logikę omawianej tu doktryny:

“Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli. Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić. Bo stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych.” (Rzymian 8:16-19)

To właśnie w tym celu Jezus ustanowił na ziemi swój Kościół. Według Pawła celem tej jedynej organizacji założonej i prowadzonej przez Boga za pośrednictwem apostołów i proroków jest jedność w prawdzie, poznanie Chrystusa, doskonałość. Jako wierni członkowie jego Kościoła “dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej”, abyśmy “wzrastali pod każdym względem w niego…, w Chrystusa”:

“I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości.” (Efezjan 4:11-16)

W prawdziwym Kościele Jezusa Chrystusa nie wstydzimy się nauczać prawdy o miłości Boga. Każdy dobry ziemski rodzic pragnie, by jego dzieci budowały swój charakter, rozwijały pozytywne cechy i cieszyły się w swoim dorosłym życiu tym samym sukcesem jaki sami osiągnęli, albo jeszcze większym. W przypadku naszego duchowego Ojca trudno jest, oczywiście, mówić o przewyższeniu jego chwały. Apostoł Jan z zachwytem i wdzięcznością rozmyśla o owocach ewangelii:

“Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy.” Jan odpowiada nam tu, przy okazji, na pytanie dlaczego “świat chrześcijański” nie rozpoznaje prawdziwego Kościoła: “Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał.” Apostoł nie ogranicza się tylko do świadczenia o naszym pokrewieństwie z Bogiem, ale sięga w przyszłość, zwraca naszą uwagę na nasz niesamowity potencjał: “Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest. I każdy, kto tę nadzieję w nim pokłada, oczyszcza się, tak jak On jest czysty.” (1 Jana 1:1-3)

Te ostatnie słowa podkreślają jak ważna jest wiedza o doktrynie stawania się podobnym do Boga. Bez świadomości o naszym potencjale, bez tej nadziei wyznaczonego nam przez Ojca najbardziej ambitnego celu jaki można sobie tylko wyobrazić nie możemy stać się czyści.

Tak samo jak starożytni “uczeni w piśmie”, tak i obecni popełniają poważny błąd: zamiast modlić się o mądrość i szukać żyjącego proroka, zakładają, że w naszych czasach Bóg nie objawia już swojej woli. Ta dziwna rezygnacja, brak wiary w niezmiennego Boga, który - jak świadczy Biblia - zawsze posyłał proroków do ludzi czystych serc, pozostawia im jedyną opcję - zabawę w zgadywankę. Sami próbują odgadnąć znaczenie niejasnych biblijnych fragmentów. “Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał.” - pisał Jan (1 Jan 1:2).

argument o obietnicy Szatana

Często używanym argumentem mającym na celu obalenie prawdziwości doktryny o przyjęciu boskiej natury przez czcicieli Boga jest wskazanie na słowa Szatana, który w ogrodzie obiecywał Ewie, iż, wraz z jej mężem, staną się jak bogowie. Nasi krytycy zdają się w ten sposób sugerować, że Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich obiecuje swoim wyznawcom te same rzeczy, którymi diabeł próbował zwieść naszych pierwszych rodziców.

Przytaczając słowa węża z ogrodu w argumencie o diabelskim pochodzeniu obietnicy o staniu się jak bogowie trzeba jednak założyć, że diabeł nigdy nie naucza nawet cząstki prawdy i że wszystkie jego obietnice nie mają pokrycia. Prawda jest jednak nieco inna. Mieszanie prawdy z fałszem to stara metoda, którą nasz duchowy wróg próbuje nas zwieźć z właściwego kursu. W rozmowie z Ewą Szatan dał następujące obietnice za skosztowanie owocu z drzewa poznania dobra i zła (1 Mojż. 3:4-5):

1. “Na pewno nie umrzecie”

2. “Otworzą się wasze oczy”

3. “Będziecie jak bogowie”

4. “Znając różnicę między dobrem a złem”

Nie trzeba daleko szukać, by dowiedzieć się które z tych obietnic zostały spełnione. Z wersetu siódmego tego samego rozdziału dowiadujemy się, że oczy Adama i Ewy faktycznie zostały otwarte. W wersecie dwudziestym drugim Mojżesz przytacza słowa Pana, który świadczy, że “człowiek”, istotnie, “stał się podobnym do nas, znając różnicę między dobrem a złem”. W rozdziale piątym, natomiast, czytamy, że Adam umarł (1 Mojż. 5:5). Okazuje się więc, że z czterech obietnic diabła, tylko jedna była kłamstwem: “Na pewno nie umrzecie”. Według słów Boga, już po skosztowaniu owocu z drzewa poznania dobra i zła Adam i Ewa, przynajmniej do jakiegoś stopnia, stali się jak bogowie. Nie chodziło tu jednak o osiągnięcie przez nich pełni doskonałości, ale rozpoczęcie drogi ku temu celowi, możliwej dzięki umiejętności rozpoznawania różnicy między dobrem a złem.


To unikatowe w Chrześcijaństwie świadectwo o prawdziwej naturze zbawienia, znaczeniu nagrody za naszą wierność i zwycięstwo nad światem to tylko jeden z wielu przykładów słowa bożego budzącego u jednych wstręt i gniew podczas gdy innych przepełnia radością, wdzięcznością za Zadośćuczynienie Chrystusa i pobudza do życia ukryte możliwości ludzkiej natury. Kiedykolwiek słyszymy słowa krytyki pod adresem boskich sług oraz nauczanych przez nich objawionych prawd, nie dajmy się łatwo przekonać psychologicznym manipulacjom mającym na celu zwrócenie nas przeciwko Królestwu Boga na ziemi. Księga Mormona przypomina swoim czytelnikom, że nie musimy poddawać się oddziałaniu innych ludzi, ale sami możemy działać (2 Nefi 2:26). Jesteśmy wolni. Każdy z nas sam decyduje jakim jest rodzajem gruntu z przypowieści Jezusa o siewcy.