niedziela, 10 marca 2019

Cztery wersje Pierwszej Wizji Józefa Smitha

Krytycy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich zarzucają Józefowi Smithowi kłamstwo, zwracając uwagę na różnice w relacjach z Pierwszej Wizji, której doświadczył w wieku 14 lat. Za każdym bowiem razem, gdy Józef Smith Jr. opowiadał o tym samym wydarzeniu, podawał różne szczegóły. Wniosek – zeznania świadka wzajemnie się zaprzeczają, nie jest więc osobą wiarygodną. Pierwszą Wizję możemy więc uznać za wytwór wyobraźni.

Do naszych czasów przetrwały cztery relacje Józefa z jego pierwszej modlitwy na głos w lesie. Napisane były w latach: 1832, 1835, 1838 i 1842. Po uważnym przestudiowaniu każdej z nich zauważyłem tylko jeden szczegół, w którym Józef Smith wyraźnie zaprzecza sobie samemu. W relacji z 1832 roku (jedynej napisanej jego ręką) Józef dopisał między wierszami notkę w 16 roku mojego życia. W każdej z pozostałych podaje wiek czternastu lat (albo około czternaście lat).

Zwykła pomyłka czy świadome wprowadzanie w błąd?

Prorok Smith twierdzi, że doświadczył Pierwszej Wizji wiosną 1820 roku. W grudniu 1819 roku skończył 14 lat. Dlaczego więc w sprawozdaniu z 1832 roku napisał, że miał 16 lat?

Myślę, że po prostu się pomylił. Pisał on tu o dwóch wydarzeniach – Pierwszej Wizji oraz wizycie Anioła Moroniego. To ostatnie miało miejsce 21 września 1823 roku, a więc miał wtedy 16 (w grudniu 1822 skończył 16) lub – jak kto woli 17 lat (często wiek osoby upraszczany jest biorąc pod uwagę nie dokładną datę, lecz lata – 21 września 1823 roku Józefowi brakowało do 17 urodzin około 3 miesięcy). Taką pomyłkę więc łatwo sobie wyobrazić.

Oczywiście można też przyjąć, że Józef Smith nie mógł być prawdziwym prorokiem bo napisał 16 zamiast 14. Konsekwentnie jednak powinniśmy odrzucić prawdziwość tekstu Biblii, bo zawiera wiele drobnych pomyłek i nieistotnych przekłamań. Podaje na przykład, że od śmierci do zmartwychwstania Jezusa minęły 3 dni i 3 noce (Mateusz 12:40). W rzeczywistości jednak Jezus nie żył przez niecałe 2 dni. Umarł bowiem w piątek wieczorem a zmartwychwstał w niedzielę rano. Bądźmy jednak nieco wyrozumiali. Mateusz prawdopodobnie policzył szybko: piątek, sobota, niedziela – i wyszły trzy dni. Ta pomyłka w żadnej mierze nie odbiera znaczenia zmartwychwstania. Dwa czy trzy dni po ukrzyżowaniu – zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło i śmierć na zawsze została pokonana. Czy z powodu tej jednej pomyłki powinniśmy odrzucić wszystkie relacje z życia Chrystusa napisane przez Mateusza?

Dlaczego każda z relacji zawiera unikalne szczegóły?

Odpowiedziami na to pytanie podzieliłem się w swoim poprzednim artykule – kliknij tutaj. W tym pozostawiam Czytelnika sam na sam z Józefem Smithem i jego sprawozdaniami:

relacja z 1832 roku

Jest to jedyny zapisany ręką Józefa Smitha opis wizji z 1820 roku. W oryginalnym tekście (jak widać na załączonej fotografii) brakuje wielu znaków interpunkcyjnych. Tak to już bywa w Kościele, na którego przywódcę i proroka Bóg powołuje prostego wieśniaka czy – w przypadku Piotra – rybaka. Pozwoliłem więc sobie na małą edycję. Tekst jednak jest nie zmieniony – podzieliłem jednak go na zdania i dodałem przecinki. Oryginalny tekst: kliknij tutaj.

„[…] Kiedy tak się nad tym zastanawiałem i o tym, że ta Istota przychodzi do tych, którzy ją czczą w duchu i prawdzie, dlatego wołałem do Pana o łaskę, bo do nikogo innego nie mogłem się udać by otrzymać łaskę. Pan usłyszał me wołanie na pustkowiu. Kiedy tak wołałem do Pana w wieku 16 lat, słup światła przewyższający blask słońca w południe zstąpił z wysokości i objął mnie. Wypełnił mnie Duch Boga a Pan otwarł dla mnie niebiosa i widziałem Pana. Przemówił do mnie mówiąc: „Józefie, mój synu, twe grzechy są ci przebaczone. Idź i krocz w moim prawie i przestrzegaj moich przykazań. Zaprawdę jestem Panem chwały i zostałem ukrzyżowany za świat, by wszyscy, którzy wierzą w me imię mogli posiąść życie wieczne. Zaprawdę, świat pogrążony jest obecnie w grzechu. Nikt nie czyni dobra, nikt. Odwrócili się od ewangelii i nie przestrzegają mych przykazań. Zbliżają się do mnie ustami podczas gdy ich serca są daleko ode mnie. Mój gniew gorzeje przeciw mieszkańcom ziemi by nawiedzić ich za bezbożność i wypełnić to, co było powiedziane ustami proroków i apostołów: zaprawdę przychodzę szybko jak napisano, w chmurze odziany w chwałę mego Ojca. Mą duszę wypełniła miłość. Przez wiele dni radowałem się wielką radością, lecz nie znalazłem nikogo kto uwierzyłby w niebiańską wizję. Mimo to rozważałem te rzeczy w swym sercu.

[...] I stało się, że kiedy miałem siedemnaście lat ponownie wołałem do Pana i ukazał mi niebiańską wizję. Zaprawdę, anioł Pana zstąpił i stanął przede mną. miało to miejsce nocą. Nazwał mnie po imieniu i powiedział, że Pan odpuścił mi moje grzechy. Objawił mi, że w miasteczku Manchester, w powiecie Ontario - N.Y. - znajdują się płyty [...]"

relacja z 1835 roku

Jesienią 1835 roku Józef Smith opowiedział o Pierwszej Wizji oraz wizycie anioła Moroniego Robertowi Matthewsowi, nieznajomemu, który odwiedził go w Kirtland. Relacja ta została zapisana w pamiętniku Józefa przez jego sekretarza Warrena Parrisha. Oryginalny tekst: kliknij tutaj.

„W poniedziałek rano […] o godzinie 11 […] przyszedł do mnie mężczyzna. […] Wkrótce rozpoczęliśmy rozmowę na tematy religijne. Po uczynieniu paru uwag na temat Biblii zacząłem zdawać mu relację z okoliczności związanych z pojawieniem się Księgi Mormona, jak następuje: Mój umysł zaprzątnięty był religią. Obserwując różne systemy nauczane przez dzieci ludzkich, nie wiedziałem kto miał rację a kto się mylił. Uznałem za rzecz najistotniejszą, że w sprawach o wiecznych następstwach nie mogę się pomylić. Rozważając to w swym umyśle udałem się do cichego zagajnika i uklęknąłem przed Panem, bowiem powiedział On (jeśli Biblia jest prawdziwa), że należy prosić a będzie nam dane, pukać a będzie nam otworzone i szukać a znajdziemy. Powiedział też, że jeśli komukolwiek brakuje mądrości ma pytać Boga, który daje z chęcią i nie wymawia. Odpowiedzi właśnie najbardziej w tym czasie pragnąłem. Zdeterminowany by ją otrzymać wołałem do Pana po raz pierwszy w życiu, w miejscu o którym wspomniałem. Innymi słowy – bezowocnie modliłem się. Mój język wydawał się puchnąć w ustach tak, że nie mogłem wymówić słowa. Usłyszałem za mną jakiś dźwięk jakby ktoś się do mnie zbliżał. Ponownie zacząłem się modlić, lecz nie mogłem. Dźwięk kroków zbliżał się coraz bardziej. Wstałem pośpiesznie i rozejrzałem się, lecz nie dostrzegłem nikogo ani niczego co mogłoby wydawać odgłos kroków. Ponownie uklęknąłem i usta me zostały otwarte a język uwolniony. Kiedy tak wołałem do Pana wielką modlitwą, nad moją głową ukazał się słup ognia i opadając objął mnie wypełniając mnie radością nie do opisania. Postać ukazała się pośrodku tego słupa płomieni ogarniającego już obszar dookoła, lecz nie pochłaniającego swym żarem niczego. Po chwili ukazała się kolejna postać podobna do pierwszej. Powiedział do mnie: twe grzechy zostały odpuszczone. Świadczył, że Jezus Chrystus jest Synem Boga. Widziałem w tej wizji wielu aniołów. Miałem 14 lat kiedy tego doświadczyłem…”

relacja z 1838 roku

Jest to najbardziej znane sprawozdanie z Pierwszej Wizji. Stanowi część dłuższej narracji, której tematem jest powstanie i rozwój Kościoła. Tego tekstu nie tłumaczyłem, bo zawarty jest on w księdze Perła Wielkiej Wartości – jednym z pism świętych Kościoła. Oryginalny tekst: kliknij tutaj.

„Wiele doniesień rozgłaszanych przez ludzi podstępnych i źle nastawionych, na temat powstania i rozwoju Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, które autorzy napisali z myślą o zwalczaniu dobrego imienia Kościoła, oraz zahamowaniu jego rozwoju na świecie, skłoniło mnie do napisania tej historii, aby wyprowadzić opinię publiczną z błędu i przekazać poszukiwaczom prawdy fakty, które zaistniały w odniesieniu zarówno do Kościoła jak i mnie samego, tak dalece jak znajdują w moim posiadaniu.

W historii tej przedstawię różne zdarzenia odnoszące się do tego Kościoła, prawdziwie i sprawiedliwie, jak miały miejsce, lub tak jak się przedstawiają obecnie, w ósmym roku od czasu zorganizowania rzeczonego Kościoła.

Urodziłem się w roku Pańskim tysiąc osiemset piątym, dwudziestego trzeciego grudnia w mieście Sharon […]

Mniej więcej w drugim roku po naszej przeprowadzce do Manchester kwestie religijne wzbudziły niezwykłe podniecenie w naszej okolicy. […]

Miałem wówczas czternaście lat. […] W czasie tego okresu wielkiego uniesienia umysł mój zwrócił się ku poważnej refleksji i odczuwałem wielki niepokój; lecz chociaż uczucia moje były głębokie i często przejmujące, to jednak trzymałem się z dala od tych wszystkich ugrupowań, mimo że uczestniczyłem w kilku spotkaniach tak często, jak na to pozwalała okazja. Z biegiem czasu umysł mój skłonił się trochę ku Metodystom i odczuwałem pewne pragnienie przystąpienia do nich; lecz tak wielkie było zamieszanie i walka pomiędzy różnymi wyznaniami, że niemożliwym było dla kogoś tak młodego jak ja, i tak nieznajomego ludzi i rzeczy, osądzenie w sposób pewny, kto ma rację, a kto się myli. […]

Kiedy tak mozoliłem się w niezmiernie ciężkich warunkach wywołanych przez spory przeciwników religijnych, pewnego razu czytałem List Jakuba, rozdział pierwszy, wiersz piąty, który mówi: „Jeżeli któremuś z was nie starcza mądrości, niechaj prosi Boga, który szczodrze udziela każdemu, a nie gani nikogo, a będzie mu dane.” Nigdy żaden ustęp pisma świętego nie przypadł z taką mocą do czyjegoś serca niż ten wyjątek wówczas do mojego. Wydawało się, ze z wielką mocą przenika wszelkie uczucia mego serca. Rozmyślałem nad nim niejeden raz wiedząc, że jeśli ktoś potrzebuje mądrości od Boga, to właśnie ja; bowiem nie wiedziałem, jak postąpić i nigdy bym się nie dowiedział, gdybym nie otrzymał większej mądrości niż miałem wówczas; albowiem nauczyciele religii różnych sekt tak różnorodnie tłumaczyli te same ustępy Pisma Świętego, że niweczyli wszelkie zaufanie co do możliwości rozstrzygnięcia kwestii w oparciu o Biblię.

W końcu doszedłem do wniosku, że albo muszę pozostać w mroku i pomieszaniu, albo postąpić według wskazówek Jakuba, to jest odwołać się do Boga. W końcu postanowiłem, że będę „prosić Boga” wnioskując, że skoro daje On mądrość tym, którzy jej nie mają, a daje szczodrze i nie gani, mogę się i ja ośmielić. A więc zgodnie ze swoim postanowieniem zwrócenia się do Boga, udałem się do lasu, aby spróbować. A było to rankiem pięknego, pogodnego dnia wczesną wiosną tysiąc osiemset dwudziestego roku. Po raz pierwszy w życiu czyniłem taką próbę, gdyż wśród wszelkich moich niepokojów nigdy dotąd nie usiłowałem modlić się na głos.

Udawszy się na miejsce z góry upatrzone, rozejrzałem się dokoła i widząc, że jestem sam, ukląkłem i ofiarowałem Bogu pragnienia mego serca. Zaledwie to uczyniłem, gdy natychmiast schwyciła mnie jakaś moc i całkowicie opanowała, a miała tak zadziwiający wpływ na mnie, że sparaliżowała mi język, iż nie mogłem mówić. Otoczyła mnie gęsta ciemność i przez chwilę wydawało mi się, że skazany jestem na nagłą zgubę. Lecz z wysiłkiem zebrawszy wszystkie siły, aby błagać Boga o wyratowanie mnie z mocy tego wroga, który mnie pochwycił, i akurat w momencie, kiedy gotów byłem popaść w rozpacz i poddać się zagładzie, nie jakiejś wyimaginowanej ruinie ale mocy jakiejś rzeczywistej istoty z niewidzialnego świata, która rozporządzała tak niesłychaną potęgą, jakiej nigdy przedtem nie odczułem w żadnej istocie – w tejże chwili ogromnej bojaźni ujrzałem słup światła dokładnie nad głową przewyższający blaskiem słońce, który opuszczał się stopniowo aż objął mnie.

Zaledwie się ukazał, gdy poczułem się wyswobodzony od wroga, który mnie spętał. Kiedy światło padło na mnie, ujrzałem dwie Postacie, których blask i chwała były nie do opisania, stojące nade mną w powietrzu. Jedna z nich przemówiła do mnie nazywając mnie po imieniu i rzekła wskazując na drugą postać: „Oto Mój Umiłowany Syn. Słuchaj go.”

Zamiarem moimi było zapytać Pana, która z tych wszystkich sekt ma rację, abym wiedział, do której się przyłączyć. Przeto ledwo przyszedłem do siebie na tyle, żeby móc przemówić, gdy zapytałem Postacie, które stały nade mną w blasku, która z sekt jest prawdziwa (albowiem wówczas nie powstało jeszcze w moim sercu przypuszczenie, że wszystkie są w błędzie) – i do której powinienem przystąpić. Odpowiedziano mi, że nie mam przystępować do żadnej, albowiem wszystkie były w błędzie; i Postać, która do mnie przemawiała, rzekła, że wszystkie ich wierzenia stanowią hańbę w Jego oczach’ że ci wyznawcy są sprzedajni; że „serca ich dalekie są od słów, jakie wypowiadają ich wargi, że podają przykazania ludzkie, które ubrali w szatę świętości, za nauki boskie, ale zaprzeczają ich mocy”. Ponownie zakazał mi przyłączenia się do którejkolwiek z sekt i powiedział mi jeszcze wiele innych spraw, których nie mogę opisać w tej chwili.

Kiedy ponownie przyszedłem do siebie, stwierdziłem, że leżę na wznak patrząc w niebo. Gdy zniknął blask, uczułem się bezsilny; lecz wkrótce odzyskując siły w pewnym stopniu, udałem się do domu…”

relacja z 1842 roku (List do Wentwortha)

Tekst ten jest odpowiedzią na prośbę redaktora gazety Chicago Democrat o informacje na temat Świętych w Dniach Ostatnich. W roku 1843 Józef Smith przesłał ten tekst historykowi Izraelowi Danielowi Ruppowi, który opublikował go jako jeden z rozdziałów swojej książki o religijnych denominacjach w Stanach Zjednoczonych (He Pasa Ekklesia: An Original History of the Religious denominations at Present Existing in the United States). Oryginalny tekst: kliknij tutaj.

„W odpowiedzi na prośbę Pana Johna Wentwortha, redaktora i właściciela gazety Chicago Democrat, napisałem następujący szkic o powstaniu, wzroście, prześladowaniach i wierze Świętych w Dniach Ostatnich, której mam zaszczyt być założycielem. […]

Urodziłem się w miasteczku Sharon […]

Mój ojciec był farmerem i przekazał mi sztukę uprawiania ziemi. Kiedy miałem około czternaście lat rozpocząłem rozważania o ważności przygotowania się do przyszłego życia. Poszukując planu zbawienia okazało się, że świat religii jest w stanie wielkiego konfliktu. Jedna społeczność przedstawiała jeden plan a inna drugi – obie wskazując na własne kredo jako summum bonum doskonałości. Zakładając, że wszystkie nie mogły mieć racji i że Bóg nie może być autorem takowego zamieszania zdeterminowany byłem przeprowadzić bardziej dogłębne badania, wierząc, że jeżeli Bóg miał swój kościół, nie mógł on być podzielony na frakcje i jeżeli uczył on jedną społeczność by praktykowała w jeden sposób i udzielała określonych obrzędów, nie uczyłby innej diametralnie odwrotnych zasad. Wierząc w słowo boże pokładałem ufność w zapewnieniu Jakuba: Jeżeli któremuś z was nie starcza mądrości, niechaj prosi Boga, który szczodrze udziela każdemu, a nie gani nikogo, a będzie mu dane. Udałem się do odludnego miejsca w zagajniku i rozpocząłem wołania do Pana. Kiedy tak byłem zaangażowany w gorące błagania umysł mój odbiegł od rzeczy, którymi byłem otoczony i ogarnęła mnie niebiańska wizja. Ujrzałem dwie Postacie pełne chwały, które wyglądały identycznie, otoczone olśniewającym światłem przewyższającym jasnością słońce w południe. Powiedzieli mi, że wszystkie denominacje religijne wierzyły w niewłaściwe doktryny i że żadne z nich nie cieszyły się aprobatą Boga jako jego kościół i królestwo. Wyraźnie nakazano mi nie podążać za nimi. Otrzymałem jednocześnie obietnicę, że otrzymam w przyszłości wiedzę o pełni ewangelii.

Pewnego wieczora 21 września 1823 roku […]”

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto jeszcze wspomnieć że Kościół Jezusa Chrystusa odrodził się ponownie. John Smith objawił się w Polsce z poleceniem organizacji kościoła na nowo. Więcej można przeczytać na stronie www.koscioljezusachrystusa.pl

    OdpowiedzUsuń