piątek, 1 maja 2020

Dlaczego nie uprościć nieco pism świętych?

Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego pisma święte są czymś bardzo wyjątkowym? I czy faktycznie potrzebne są nam tysiące stron tekstu często napisanego trudno zrozumiałym językiem, zawierającego proroctwa, wskazówki, przykazania, opisy wydarzeń, anegdot a nawet instrukcji dokonywania nieobowiązujących już rytuałów? Czy nie można by tego wszystkiego jakoś uprościć, skondensować i ułożyć w sensownym porządku?

Pięćset lat temu ktoś w Kościele Katolickim wpadł na pomysł napisania katechizmu. Zawiera on, między innymi, oficjalną wykładnię doktryny tej religii oraz listę obowiązujących zasad moralności. Dzięki tej publikacji zapoznanie się lub przypomnienie sobie najważniejszych nauk jest łatwe i nie wymaga tyle czasu, jakiego potrzebowalibyśmy na zbadanie całej Biblii (i zapoznanie się z niepisaną tradycją).

Za odpowiednik katechizmu w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich można uznać książkę „Zasady Ewangelii”. Jest to starannie zorganizowana publikacja podzielona na rozdziały, każdy z nich zawierający lekcję z konkretnej zasady lub nauki Kościoła. Tekst napisany jest współczesnym, prostym językiem. Pamiętam jak podczas mojej misji nie raz zastanawiałem się dlaczego, zamiast rozdawania ludziom Księgi Mormona nie wręczamy im „Zasad Ewangelii”. Czytelnik mógłby łatwo przyswoić sobie podstawowe zasady naszej wiary. A jednak przywódcy Kościoła zachęcają nas do studiowania długich i nie zawsze łatwych do ogarnięcia pism świętych. Wszystko inne, łącznie z podręcznikami, powinniśmy traktować jako pomocne dodatki.

Co więc jest w pismach świętych takiego, czego nie można znaleźć nigdzie indziej? Czy wiedza o doświadczeniach starożytnych proroków jest dla nas cenna? Czy potrzebne są nam relacje z wojen, opisy walk, czy zrozumienie systemu walutowego Nefitów? I kogo interesuje, że prorok Noe upił się i spał na golasa? Nie możemy sobie darować opisów procesu składania ofiar ze zwierząt? Po co nam znajomość liczby żon króla Dawida czy Salomona?

A jednak pisma święte oddziałują na szczerze spragnionego wiedzy i zrozumienia czytelnika w sposób wyjątkowy. Zmęczonemu codzienną konfrontacją z przeciwnościami przywracają siłę, odwagę i determinację. Pocieszają przygnębione serce jak list od wiernego przyjaciela. Zdezorientowanemu umysłowi przywracają porządek. Ich efekt można porównać do zresetowania zablokowanego komputera. Działają na ducha jak woda działa na ciało - usuwając brud, odświeżając, studząc  i zaspokajając pragnienie. Przywracają lub wzmacniają wiarę w oczyszczającą moc Zadośćuczynienia. Zapewniają, że wszystko się jakoś ułoży bo - cokolwiek zdarzyło się do tej pory - wszystko idzie zgodnie z boskim planem. Ostrzegają też przed fatalnym efektem łamania uniwersalnych praw. Grzesznika zachęcają do pokuty. Łagodzą gniew. Uspokajają zrozpaczonego. Przede wszystkim - umożliwiają odczuwanie przez czytelnika wpływu Ducha Świętego, który świadczy o Chrystusie, pociesza i przywraca cenną pamięć.

Jasno i konkretnie przedstawione informacje w podręcznikach pomagają nam zrozumieć generalne wartości i zasady objawione ludzkości przez Boga, ale to pisma święte w połączeniu z często pogmatwanymi sytuacjami, których doświadczamy na codzień oraz wpływem Ducha Świętego pomagają nam w ogarnięciu znaczenia tego wszystkiego a nawet w podejmowaniu ważnych decyzji. Podręczniki tak się mają do pism świętych jak słowniki do najwybitniejszych dzieł literatury.

Oddnoszę czasem wrażenie, że pisma święte są pewnego rodzaju alegorią ludzkiego życia. Życie jest o wiele bardziej skomplikowane od skondensowanych list zasad i przykazań. Po tłustych latach przychodzą chude i odwrotnie. Doświadczamy przeróżnych transformacji, przechodzimy przez etapy, zmieniają się nasze role i odpowiedzialności a co za tym idzie - zmienia się nasza perspektywa i podejście do wielu spraw i nasze opinie.

Lektura pism przenosi nas do wielu różnych miejsc i sytuacji. Kiedy już się nam wydaje, że zrozumieliśmy pewną zasadę, nagle okazuje się, że nasze zrozumienie nie jest jednak pełne. Jak wkraczający w dorosłe życie nastolatek, stawiając się w miejscu bohaterów opisanych historii zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko jest takie proste jak się na początku wydawało. Kochaj bliźniego, nie zabijaj - w porządku. Te przykazania mają sens. Nigdy nie trzeba nikogo zabijać. Pojawia się jednak nagle armia przepełnionych uprzedzeniami Lamanitów. Kogo mam teraz kochać - ich czy moją rodzinę? Odmówienie obrony jest równoznaczne ze śmiercią niewinnych ludzi. Muszę więc zabić. Ale nie muszę nienawidzieć. Po zakończeniu bitwy mogę przebaczyć i nie nosić do końca życia urazy jak wielu naszych rodaków wobec Rosjan, Niemców czy Ukrainców po 80 latach od zakończenia wojny.

Łatwo jest wydrukować w podręczniku listę Dekalogu czy innych przykazań, ale trudniej jest wiedzieć do jakich sytuacji nawiązują i kiedy powinno się ich przestrzegać. Czy powinniśmy, na przykład, brać pod uwagę zakaz pożądania własności bliźniego podczas podejmowania decyzji na kogo głosujemy w wyborach? Czy wspieranie państwowego systemu „opieki społecznej” nie jest łamaniem tego przykazania jak również „nie będziesz kradł”? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań nie znajdziemy w żadnym podręczniku wydanym przez Kościół. Zamiast tego, przynajmniej dwa razy do roku słyszymy z ust proroków i apostołów słowa zachęty do naśladowania przykładu Zbawiciela oraz osobistego studiowania pism świętych z podkreśleniem szczególnej pozycji przygotowanej konkretnie dla naszego pokolenia - Księgi Mormona. Zawsze tak było, że general authorities podkreślali generalne zasady.

Życie jest pełne dylematów. Wyobraź sobie, że zostałeś powołany do służby na misji na Ukrainie. Niespodziewanie władze tego państwa postanawiają ukrócić działalność ewangeliczną „zachodnich” religii, żeby niepotrzebnie nie mieszały obywatelom w głowach. Zdajesz sobie sprawę, że jeden z naszych Artykułów Wiary brzmi: „Wierzymy w podporządkowanie się królom, prezydentom, włodarzom i sędziom; w przestrzeganie, poszanowanie i poparcie dla prawa.” Sprawa wydaje się więc prosta - dalszy pobyt na Ukrainie nie ma już większego sensu, bo celem Twojego przyjazdu tutaj jest nauczanie przywróconej ewangelii. Teraz jednak wiązałoby się to z łamaniem prawa.

Przypominasz sobie jednak lekcję z Nowego Testamentu. Kiedy Piotr i Jan otrzymali od władz rzymskich zakaz nauczania w imię Jezusa, odmówili posłuszeństwa argumentując: „Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie;” (Dzieje Apostolskie 4:19).

Wyjmujesz więc plakietkę z nazwą Kościoła i wychodzisz z kolegą na ulicę Lwowa by kontynuować dzielenie się przesłaniem przywrócenia. Zatrzymuje cię policjant. Pyta kim jesteś i czym się zajmujesz. Wiesz, że nie powinieneś kłamać ale nie chcesz być aresztowany i deportowany. Czy przykazanie mówienia prawdy dotyczy również odpowiadania na pytania przedstawicieli władzy ustanawiającej prawa naruszające osobistą wolność, łącznie ze swobodą czczenia Boga w zgodzie z własnym sumieniem?

Znowu z pomocą przychodzi Duch Święty. Przypominasz sobie o doświadczeniu Abrahama, który w obawie przed utratą życia twierdził w Egipcie, że jego małżonka, Sara, jest jego siostrą. Można go usprawiedliwiać argumentując, że nie skłamał, bo przecież każdy człowiek jest jego bratem lub siostrą. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę jak jego słowa zostaną zrozumiane przez sługi faraona. W obliczu nieprawej praktyki obierania obcokrajowcom ich żon nie poczuwał się do obowiązku wyznawania całej prawdy. A potem zapisał to w swej kronice dla naszej nauki.

W końcu odpowiadasz policjantowi, że jesteś nauczycielem języka angielskiego. Faktycznie, wraz ze swoim kolegą organizujecie regularne lekcje nauki tego języka. Nie skłamałeś więc. Nie zupełnie. Nie miałeś przecież obowiązku zwierzania się ze wszystkiego.

Zauważ, że w powyższym przykładzie żaden rozdział czy paragraf kościelnych podręczników nie pomógłby Ci podjąć właściwej decyzji. Uczą one, że kłamać nie powinniśmy. Nie powinniśmy też łamać prawa kraju w którym się znajdujemy. Te zasady są dobre i każdy powinien ich przestrzegać. Nie zawsze jednak, nie w każdej sytuacji. W niektórych, na szczęście bardzo wyjątkowych i rzadkich sytuacjach, możemy otrzymać natchnienie, że właściwą decyzją jest nieposłuszeństwo prawu a nawet kłamstwo. Taką sytuacją były na przykład prześladowania amerykańskiego rządu Świętych żyjących w związkach poligamicznych w ósmej dekadzie 19 wieku. Wielu z naszych członków, łącznie z samymi apostołami było skazywanych na karę więzienia za łamanie zakazu praktyki poligamii.


Prorok John Taylor z dumą odbywający karę za posłuszeństwo Bogu a nie politykom.


Klasycznym i może już nieco zużytym przykładem jest ukrywanie Żydów podczas drugiej wojny światowej, a więc w czasie, w którym było to surowo zabronione. Warto go tu jednak przytoczyć. Gdybyś żył w tamtych czasach i niemiecki oficer zapytałby się Ciebie, czy ktoś w twojej wsi czy kamienicy ukrywa żydowską rodzinę to jak byś postąpił? Wiedziałbyś dobrze, że prawdziwa odpowiedź jest twierdząca. Jakiego wyboru byś dokonał?

Fanatycznie, a więc bez Ducha, trzymając się instrukcji z kościelnych podręczników, musiałbyś wyznać prawdę. Jednak skutki takiej decyzji byłyby fatalne, prawda? Wręcz tragiczne.

Każdy przyzwoity człowiek bez zastanowienia skłamałby w takiej sytuacji. I nawet przez sekundę nie doświadczyłby poczucia winy. Przeciwnie, Twoja odwaga wzmocniłaby Twoje poczucie własnej wartości. I słusznie. Niewykluczone też, że podczas ostatecznego sądu ustawi się w kolejce długi sznur potomków uratowanej przez ciebie rodziny by osobiście podziękować Ci za dobrowolne narażenie się na ryzyko utraty własnego życia by uratować obcych, ale niewinnych ludzi od śmierci w komorze gazowej. Jeśli jeden z nich okazał się geniuszem (a takich nie brakuje w tym narodzie), powiedzmy, że uratował ludzkość od groźnej epidemii tworząc zbawienny lek, kolejka może się powiększyć o kilka milionów wdzięcznych osobników.

Skoro zahaczyłem tu o naszych braci - Izraelitów z plemienia Judy, przychodzi mi do głowy jeszcze jedna analogia. Jednym z kilku ulubionych filmów moim i mojej żony jest „Skrzypek na dachu”. Akcja tego wspaniałego musicalu odgrywa się w żydowskiej wsi gdzieś w Rosji na początku dwudziestego wieku. Pokazane jest tam, między innymi, zamiłowanie tego narodu do ustalania kodeksów zawierających konkretne listy i wskazówki - co wolno a czego nie wolno robić. Grupa mężczyzn zaczepia lokalnego rabina i pyta czy istnieje właściwe błogosławieństwo dla cara. W innej scenie grupa weselników staje przed dylematem czy godzi się mężczyźnie tańczyć z kobietą. Problem rozwiązuje kompromis - para łączy się za pośrednictwem trzymanej przez nich wspólnej chustki.

Parę lat temu moja żona odwiedziła oczekującą na przeszczep wątroby siostrę w Nowym Jorku. Budynek żydowskiego szpitala w którym się znajdowała przystosowany był do ewentualności poruszania się między piętrami podczas dnia Szabatu. Jak wiadomo, w tym świętym dniu religijni Żydzi nie wykonują żadnej pracy, łącznie z naciśnięciem guzika w windzie. Dlatego jedna z wind w każdą sobotę bez przerwy wznosiła się i opadała zatrzymując się na każdym piętrze.

Ta potrzeba żydowskiego narodu do ustalania klarownego, uniwersalnego kodeksu postępowania odnoszącego się do każdej sytuacji życiowej widoczna jest na ramach Nowego Testamentu. Jak za starym rabinem we wsi Anatewka, podobnie za Jezusem podążały tłumy Żydów zadających mu pytania o specyficzne sytuacje. Czy można uzdrawiać w dzień Szabatu? Czy można uratować woła, który wpadł w sobotę do dołu? Czy płacić podatek okupantowi? Kogo kochać a kogo nienawidzieć? Czy zachować wierność żonie, czy też można się z nią rozwieść? Co zrobić z prostytutką przyłapaną na gorącym uczynku? I tak dalej.

Jezus, tak jak i wybrani przez Niego specjalni świadkowie w naszych czasach, nie był zainteresowany dawaniem konkretnych odpowiedzi. Jego instrukcje były zazwyczaj generalne. Tak samo i w naszych czasach nauki Jezusa skupiają się na uświadomieniu nam celu do którego powinniśmy zmierzać jeżeli pragniemy przez wieczność cieszyć się pełnią szczęścia. Od list i procedur bardziej potrzebujemy towarzystwa Ducha Świętego, bo życie nie jest proste. Dlatego właśnie musimy czytać pisma święte i dlatego są one takie obszerne a zawarte w nich sytuacje i przykłady często są niejednoznaczne, a w wielu przypadkach niemożliwe do zrozumienia bez pomocy Ducha Świętego.

W następnym artykule postaram się pokazać, że Księga Mormona zawiera cenne wskazówki dla osób rozczarowanych przykładem braci i sióstr w Kościele. I to już w pierwszym rozdziale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz