poniedziałek, 4 lutego 2019

Jak rozpoznać kościół założony przez Boga? Wystarczy zaufać Biblii.

Kto wymyślił religię?

Większość z naszych przodków przyjmowało istnienie niewidzialnego, duchowego świata w sposób naturalny. Wiara w Najwyższą Istotę, jakkolwiek by się nazywała, błogosławiącą ludzi prawych i zapowiadającą nieuchronny, surowy wyrok dla niesprawiedliwych towarzyszyła ludzkości od początku dziejów we wszystkich kulturach i narodach.

Sceptycy twierdzą, że religia została wymyślona dla usprawnienia kontroli poddanych. A może było inaczej - może nasi pierwsi przodkowie mieli kontakt ze Stwórcą, lecz odrzucając Jego nauki odsunęli się od Niego stopniowo, z pokolenia na pokolenie przygaszając światło boskiej inspiracji. Mimo to łaskawy Bóg co jakiś czas dawał porcję światła szczerym poszukiwaczom prawdy, którzy przeszli do historii jako Lao Tzu, Mahavira, Gautama (Budda), Konfucjusz czy Sokrates? Bywali też i tacy, dla których religia była narzędziem manipulacji.

Jedno jest pewne, co jakiś czas pojawiał się jakiś mędrzec zadziwiający swoją filozofią uczonych i prostych. Powstawały nowe sekty, religie i szkoły filozoficzne.

Na jakiej podstawie przyjmowano nowe nauki? Kierowano się przeróżnymi kryteriami: charyzmą nauczyciela, spójnością poszczególnych elementów jego filozofii, logiką lub stopniem podobieństwa do akceptowanych do tej pory pojęć i norm moralnych. W niektórych przypadkach na słuchaczach robiły wrażenie magiczne sztuczki, cuda przypisywane boskiej mocy. Często to lokalny władca dokonywał wyboru tej ideologii, która najlepiej jednoczyła jego poddanych i nakłaniała ich do posłuszeństwa panującej dyktaturze.

Uczeni w piśmie w czasach Jezusa decydowali, czy Jego nauka pochodzi od Boga czy od diabła poprzez porównywanie Jego słów do zapisków starożytnych proroków (a właściwie do ich własnej interpretacji tych zapisków). Przyjmując taką strategię należy jednak odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Po pierwsze, skąd wiadomo, że ci poprzedni mędrcy znali i nauczali czystej prawdy? Po drugie, czy mamy pewność, że dobrze rozumiemy ich nauki?

Chaos w świecie chrześcijaństwa

Podczas swojej ziemskiej służby, Chrystus założył pośród mieszkańców Palestyny swój Kościół. Po swoim odejściu kierował nim przez objawienia dawane wybranym przez Siebie apostołom. Apostołowie i inni uczniowie Chrystusa głosili dobrą nowinę o zbawieniu przez łaskę Jezusa i przyjmowali wiernych poprzez chrzest i inne obrzędy. Prorokowali jednak, że nadejdzie okres odstępstwa, podczas którego bezpośredni kontakt z Bogiem zaniknie (2 List do Tesaloniczan 2:3). Proroctwo to wypełniło się po śmierci apostołów. Po zaniknięciu objawienia rozpoczęła się era teologii, czyli próby zrozumienia tajemnic Boga wyłącznie za pomocą rozumu.

Powstawały nowe kościoły budujące swoje doktryny na tej czy innej interpretacji zapisków pozostawionych przez apostołów i wcześniejszych proroków. Nad Europą zachodnią władzę zdobył założony przez cesarza rzymskiego Kościół Katolicki, czyli powszechny, integrujący nauki Biblii z wierzeniami pogańskimi (wiara w świętych, magiczna moc krzyża, kult Matki Boskiej, etc.). Po przetłumaczeniu Biblii na zrozumiały przez przeciętnego człowieka język i wynalezieniu prasy drukarskiej ogłaszano nowe interpretacje biblijnych wersetów. Reformacja i Protestantyzm podzieliły chrześcijan w Europie zachodniej.  Zaczęły powstawać nowe religie. Obecnie istnieje na świecie wiele wersji chrześcijaństwa, setki kościołów i denominacji z odmiennymi praktykami i doktrynami.

Który kościół jest prawdziwy?

Zakładając, że istnieje kościół założony i prowadzony przez Boga, jak można go rozpoznać? Który, w odróżnieniu od pozostałych naucza czystej nauki Chrystusa?

Z mojego doświadczenia z licznych rozmów z przedstawicielami kilkunastu kościołów protestanckich, ich rozumowanie można uprościć w ten sposób: Wierzymy tak i tak a nasze wierzenia wspiera ten i tamten biblijny werset (jeśli go odpowiednio zinterpretować). Ponieważ nasze doktryny tworzą dość zwartą i logiczną strukturę, uwierz nam i przyłącz się do nas. Katolicy używają innych argumentów: jesteśmy najstarsi (co nie jest prawdą) i najwięksi (owszem).

Tworzenie doktryn na podstawie własnej interpretacji wybranych wersetów z Biblii można porównać do budowy domu na piasku. Owoc takiej pracy może cieszyć oko, chronić przed deszczem i zimnem, ale tylko do czasu. Silny wiatr zburzy każdy dom zbudowany na niesolidnym fundamencie. Takim fundamentem są początki danej religii, odpowiedź na pytanie, czy jej założyciel działał sam, czy też pod kierownictwem wszechwiedzącego Boga.

Przyjrzyjmy się genezie niektórych kościołów i ruchów chrześcijańskich, korzystając z ich oficjalnych publikacji.

Luteranie / Ewangelicy

Marcin Luter nigdy nie twierdził, że otrzymał od Boga upoważnienie do poczynienia zmian w obowiązującej w Kościele Katolickim doktrynie. W książce autorstwa księdza ewangelickiego A. Rondthalera Ksiądz Doktor Marcin Luter czytamy:
Ogłoszone tezy stanowiły owoc głębokich przemyśleń oraz smutnych doświadczeń duszpasterskich, poczynionych przy słuchaniu spowiedzi( ks. A. Rondthaler - Ksiądz Doktor Marcin Luter (www.luteranie.pl)

Baptyści

Początki baptystów ściśle wiążą się z Reformacją jako ogólnoeuropejskim ruchem postulującym dogłębną odnowę chrześcijaństwa [...] Pierwszy amerykański zbór baptystów założony został pod przywództwem [Roger'a Williams'a], który do poglądów baptystycznych doszedł na skutek obserwacji praktyki religijnej w koloniach Nowej Anglii. Sprzeciwiając się religii urzędowej, przyjmowanej przez obywateli automatycznie i egzekwowanej przez władze cywilne, pod wpływem lektury Nowego Testamentu zrozumiał, że Kościół według wzorca biblijnego jest dobrowolnym zrzeszeniem wyznawców łączących się swobodnie w zbory w oparciu o swoje przekonania, bez jakiejkolwiek ingerencji państwa. (www.baptysci.pl)

Adwentyści

Na oficjalnej stronie Adwentystów Dnia Siódmego czytamy: Doktrynalnie, adwentyści są spadkobiercami ruchu Williama Millera z lat czterdziestych XIX wieku. William Miller – farmer, kaznodzieja, były kapitan armii amerykańskiej – był inicjatorem tzw. „ruchu drugiego adwentu”, który w latach 1831-1844 przetoczył się przez większą część Ameryki w postaci wielkiego ożywienia religijnego.
Opierając się na swoich studiach proroctw starotestamentowej Księgi Daniela, Miller wraz ze współpracownikami obliczyli, że Jezus powróci na ziemię 22 października 1844 roku. (www.advent.pl)

Zielonoświątkowcy

Ruch zielonoświątkowy (klasyczny pentekostalizm) zapoczątkowany został przez Charles'a F. Parham'a.
To właśnie wtedy Charles F. Parham (1873-1929), wyznawca Kościoła kongregacjonalnego, który następnie poprzez metodyzm znalazł się w szeregach ruchu uświęceniowego odczytał - jak mniemał - w Nowym Testamencie, a szczególnie w Dziejach Apostolskich, że biblijnym znakiem chrztu w Duchu Świętym, tak przecież szeroko propagowanym w ruchu uświęceniowym, jest glossolalia, czyli mówienie innymi językami. Jego teoria, doktryna znalazła wkrótce praktyczne potwierdzenie. 1 stycznia 1901 roku studenci założonej przez niego szkoły biblijnej w Topeka, Kansas, a następnie on sam, nawiedzeni potężnie przez Ducha Świętego zaczęli mówić innymi językami (www.kz.pl)

Świadkowie Jehowy

Fundamentem wiary Świadków Jehowy są interpretacje Biblii dokonane przez C.T. Russell'a. W książce wydanej przez towarzystwo Strażnica (Watch Tower) czytamy:
Nie twierdził, iż otrzymał od Boga jakieś szczególne objawienie, lecz uważał, że nastał wyznaczony przez Boga czas na zrozumienie Biblii oraz że w pełni poświęciwszy się Panu i Jego służbie, mógł uzyskać takie zrozumienie. (Świadkowie Jehowy – Głosiciele Królestwa Bożego, str. 707)
W liście do N.H. Barbour'a, C.T. Russell napisał:
...muszę kierować się własnym zrozumieniem Słowa naszego Ojca... (Świadkowie Jehowy – Głosiciele Królestwa Bożego, str. 48)
Żaden ze wspomnianych założycieli obecnych w naszych czasach wersji chrześcijaństwa nie twierdził, że otrzymał od Boga objawienie. Ich twierdzenia były więc ich własnymi. Mogli mieć rację, ale równie dobrze mogli się też mylić. Nie uzależniałbym swojego zbawienia od ludzkiej mądrości, nawet geniuszu osoby posiadającej najczystsze intencje. Jak mawiają policjanci w Teksasie: Ufamy Bogu (ang. In God We Trust). Wszyscy inni są na liście podejrzanych.

Biblia wskazuje na solidny fundament wiary

Biblia uczy, że jedynym nauczycielem, któremu można całkowicie zaufać jest doskonały i wszechwiedzący Bóg. Jedną z najczęściej powtarzających się w Biblii lekcji jest sposób komunikowania się Boga z ludzkością. Przez poszczególne księgi wchodzące w ten zbiór natchnionych zapisków przewija się pewien schemat. Jest on bardzo prosty. Składa się z czterech elementów:

1. Kiedy ludzie poszukują prawdy, Bóg wybiera pośród nich sprawiedliwego człowieka i daje mu upoważnienie do nauczania w Jego imieniu.

2. Prorocy przekazują otrzymane objawienia ludziom.

3. Słuchający proroka szczery i otwarty na prawdę człowiek, przekonuje się, że słucha prawdy poprzez osobiste objawienie od Ducha Świętego.

4. Prorocy zachęcają wiernych do posłuszeństwa Bogu przez nauczanie Jego planu i przykazań a także przez odprawianie zbawiennych obrzędów - symbolicznych rytuałów pieczętujących przymierze między Bogiem a człowiekiem.

Żaden z biblijnych proroków nie uzyskał prawa do przemawiania w imieniu Jehowy po skończeniu seminarium duchowego czy tytułu doktorskiego z innej religijnej uczelni. Ani jeden nie został przyjęty przez ludzi jako duchowy przywódca z powodu swej elokwencji, charyzmy czy dobrych stosunków z panującym właśnie władcą. Przyjrzyjmy się kilku przykładom. Oto jak biblijni prorocy stali się prorokami:

Mojżesz

Przeto teraz idź! Posyłam cię do faraona. Wyprowadź lud mój, synów izraelskich, z Egiptu....Tak powiesz do synów izraelskich: Jahwe posłał mnie do was! (2 Mojżesz 3:10, 14)
Mojżesz był prawdziwym prorokiem, bo Bóg go do tego wyznaczył.

Jozue

I uczynił Mojżesz, jak mu rozkazał Pan: Wziął Jozuego i kazał mu stanąć przed Eleazarem, kapłanem, i przed całym zborem, i położył na nim swoją rękę, i ustanowił go wodzem, jak Pan powiedział przez Mojżesza.” –  (4 Mojżesz 27:22-23)
Jozue również został ustanowiony przez Pana.

Izajasz

Wtedy przyleciał do mnie jeden z serafów, mając w ręku rozżarzony węgielek, który szczypcami wziął z ołtarza, i dotknął moich ust, i rzekł: Oto dotknęło to twoich warg i usunięta jest twoja wina, a twój grzech odpuszczony. Potem usłyszałem głos Pana, który rzekł: Kogo poślę? I kto tam pójdzie? Tedy odpowiedziałem: Oto jestem, poślij mnie! A On rzekł: Idź i mów do tego ludu... (Izajasz 6:6-9)
Izajasz także został posłany do ludzi przez samego Boga.

Jeremiasz

Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię, na proroka narodów przeznaczyłem cię. ... do kogokolwiek cię poślę, pójdziesz i będziesz mówił wszystko, co ci rozkażę. ... Potem Pan wyciągnął rękę i dotknął moich ust. I rzekł do mnie Pan: Oto wkładam moje słowa w twoje usta. Patrz! Daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i wypleniał, niszczył i burzył, odbudowywał i sadził. (Jeremiasz 1:5-10)
Jeremiasz był prorokiem, prawdziwym Świadkiem Jehowy, bo to Jehowa wyznaczył go do tego zadania jeszcze zanim Jeremiasz przyszedł na świat.

Ezechiel

Synu człowieczy! Stań na nogi, a będę z tobą rozmawiał! A gdy przemówił do mnie, wstąpił we mnie Duch i postawił mnie na nogi, i słyszałem tego, który mówił do mnie. I rzekł do mnie Synu człowieczy! Posyłam cię do synów izraelskich, do narodu buntowników, którzy zbuntowali się przeciwko mnie, zarówno oni jak i ich ojcowie odstąpili ode mnie i odstępują aż do dnia dzisiejszego, do synów o zuchwałej twarzy i nieczułym sercu – do nich cię posyłam, a ty mów do nich: Tak mówi Wszechmocny Pan, a oni – czy będą słuchać, czy nie – bo to dom przekory – poznają, że prorok był pośród nich. (Ezechiel 2:1-5)

Amos

Nie jestem ja prorokiem ani też uczniem proroka; jestem pasterzem i hodowcą sykomor, lecz Pan wziął mnie spoza trzody i rzekł do mnie: Idź, wystąp jako prorok wobec ludu mojego izraelskiego! (Amos 7:14-15)
Podobnie jak Mojżesz, Amos również zaskoczony był wiadomością o swoim powołaniu na proroka.

Piotr (Szymon) i Andrzej

A Jezus idąc wzdłuż wybrzeża Morza Galilejskiego ujrzał dwu braci: Szymona, zwanego Piotrem, i Andrzeja, brata jego, którzy zarzucali sieć w morze, byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za mną, a zrobię was rybakami ludzi! A oni natychmiast porzucili sieci i poszli za nim. (Mateusz 4:18-22)
Szymon i jego brat, Andrzej, nie byli uczonymi w piśmie, ale prostymi rybakami. Zostali apostołami, czyli specjalnymi świadkami Jezusa, bo przez Niego zostali wybrani.

Dwunastu Apostołów

Wszyscy apostołowie zostali osobiście wyznaczeni przez samego Jezusa Chrystusa:
A gdy nastał dzień, przywołał uczniów swoich i wybrał z nich dwunastu, których też nazwał apostołami. (Łukasz 6:13)
W Ewangelii wg. Jana Jezus mówi apostołom:
Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (Jan 20:21-22)
We wcześniejszym rozdziale Jezus jeszcze dobitniej wyjaśnił tę zasadę:
Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz był trwały, by to, o cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, dał wam. (Jan 15:16)

czasy biblijne nigdy się nie skończyły

Wśród wielu chrześcijańskich wyznań obowiązuje popularna doktryna twierdząca, że w czasach biblijnych Bóg postępował inaczej niż robi to obecnie. Wtedy posyłał aniołów i przemawiał przez proroków, ale teraz już nie ma takiej potrzeby, ponieważ mamy Biblię. Ponieważ Biblia zawiera całą prawdę, Bóg nie musi już ingerować w nasze sprawy.

Problem z doktryną mówiącą, że po skompletowaniu Biblii nie potrzebujemy już objawień polega między innymi na tym, że nie jest to biblijna doktryna. Ani w Starym ani w Nowym Testamencie nie nie ma jej śladu. Jeżeli jest prawdziwa, to musiała być objawiona... po napisaniu ostatniego biblijnego tekstu. Jak widać mamy do czynienia z paradoksem, którego nie da się obronić bez naruszenia podstawowych zasad logiki. Jeśli prawdą jest, że po Biblii nie było objawień to Bóg musiał to objawić... po Biblii.

Biblia uczy, że tylko Bóg może dać człowiekowi upoważnienie do reprezentowania Go. Podaje wiele przykładów wydarzeń w których Bóg wybierał swoich przedstawicieli. Miały one miejsce zarówno przed jak i po przyjściu Chrystusa (także po Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu - Dz. Ap. 1:24-26, 6:6, 9:6,17, 13:2-3). Możemy więc bezpiecznie założyć, że jeżeli istnieje na ziemi organizacja kierowana przez Jehowę, jej fundament musi się opierać na wiecznych zasadach objawienia i boskiego upoważnienia. Taka organizacja musiała być założona przez proroka jako wynik służby aniołów, snów, wizji i bezpośredniego kontaktu z nieżyjącymi prorokami z dawnych lat.

Kościół Jezusa Chrystusa dzisiaj

Pod koniec osiemnastego wieku powstał na ziemi nowy naród, który ustanowił rządy wolności - Stany Zjednoczone Ameryki. Od wielu wieków nie było na świecie kraju, którego prawo gwarantowało wolność religijną. Niecałe 20 lat po ustanowieniu Konstytucji USA, w farmerskiej rodzinie w Stanie Nowy Jork urodził się chłopiec o imieniu Józef. Dorastał w okresie tak zwanego Drugiego Wielkiego Przebudzenia. W swoim pamiętniku napisał:
Zaczęło się to od Metodystów, lecz wkrótce rozeszło się na wszystkie sekty w tej części kraju. Naprawdę, cały ten okręg wydawał się tym dotknięty, i rzesze przyłączały się do różnych ugrupowań religijnych, co spowodowało niemałe zamieszanie i podział między ludźmi, jako że niektórzy wołali: "Tutaj, tutaj!", a inni: "Tam, tam!" Niektórzy opowiadali się za wiarą Metodystów, inni za Prezbiterianami, a jeszcze inni za Baptystami. (Perła Wielkiej Wartości: Józef Smith - Historia 1:5)
W odróżnieniu od krajów europejskich, Stany Zjednoczone nie miały narodowej religii. Przeciwnie - prawo miało gwarantować rozdział między państwem a kościołem. W tym środowisku wolności religijnej powstawały nowe denominacje.

Józef pisze dalej:
W czasie tego okresu wielkiego uniesienia umysł mój zwrócił się ku poważnej refleksji i odczuwałem wielki niepokój; lecz chociaż uczucia moje były głębokie i często przejmujące, to jednak trzymałem się z dala od tych wszystkich ugrupowań, mimo, że uczestniczyłem w kilku spotkaniach tak często, jak na to pozwalała okazja.  (Perła Wielkiej Wartości: Józef Smith - Historia 1:8)
W rodzinie Smithów, jak w wielu amerykańskich rodzinach, praktykowano wspólne i osobiste czytanie Biblii. Od czasu do czasu Józef uczestniczył też w religijnych spotkaniach. Jeden z wędrujących kaznodziei zwrócił uwagę czternastoletniego Józefa na werset w Liście Jakuba, w którym starożytny apostoł zapewnia, że Bóg odpowiada na modlitwy.
A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana. (List Jakuba 1:5)
Józef postanowił wypróbować tę obietnicę. Pewnego wiosennego poranka udał się do pobliskiego lasu i tam doświadczył swojej pierwszej wizji. Bóg Ojciec przedstawił Jezusa i nakazał go słuchać. Wtedy Józef odbył swoją pierwszą rozmowę ze zmartwychwstałym Zbawicielem. Zadał mu między innymi pytanie, która z istniejących sekt (w języku angielskim słowo sekta nie ma negatywnej konotacji, oznacza po prostu religię lub kościół ) jest prawdziwa i do której z nich powinien przystąpić.
Odpowiedziano mi, że nie mam przystępować do żadnej, albowiem wszystkie były w błędzie; (Perła Wielkiej Wartości: Józef Smith - Historia 1:19)
Była wiosna 1820 roku. W ciągu następnej dekady Józef Smith doświadczał wielu objawień, wizji oraz wizyt aniołów - tak jak doświadczali tego biblijni prorocy. Od anioła o imieniu Moroni Józef otrzymał wykonane ze złota płyty, które mocą Ducha Świętego przetłumaczył na język angielski i wydał pod nazwą Księga Mormona. Zmartwychwstały Jan Chrzciciel ukazał się Józefowi i lokalnemu nauczycielowi Oliwierowi Cowdery, by przez nałożenie rąk nadać im kapłaństwo Aarona upoważniające do dokonywania obrzędu chrztu. Innym razem nowotestamentowi apostołowie Piotr, Jakub i Jan przyszli do Józefa i Oliwiera nadając im wyższe kapłaństwo - kapłaństwo Melchizedeka dające im prawo m.in. do nadania daru Ducha Świętego, bez którego człowiek nie jest w stanie wytrwać do końca życia w przymierzu zawartym podczas chrztu.

6 kwietnia 1830 roku, Józef Smith, Oliwier Cowdery i czterej innych mężczyzn oficjalnie i zgodnie z obowiązującym w stanie Nowy Jork prawem, założyli Kościół Chrystusa, który potem przyjął nazwę Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.

Nie była to kolejna religia, która powstała w wyniku studiowania Biblii i nowej jej interpretacji. Powstała w wyniku objawień otrzymanych przez wyznaczonego przez Boga proroka. Tak samo jak w czasach starożytnych, Kościół Świętych w Dniach Ostatnich zbudowany został na solidnej podstawie objawień przekazywanych żyjącemu prorokowi. Każdy, kto pragnie się dowiedzieć, czy ten właśnie Kościół został założony i jest kierowany przez Boga, otrzymuje osobiste objawienie - niezłomne potwierdzenie od Ducha Świętego. Tak, jak to zapowiedział Jezus podczas rozmowy z Szymonem (Piotrem), ponownie zbudował Swój Kościół na fundamencie objawienia (...na tej opoce zbuduję Kościół mój... - Mateusz 16:16-18).

moje świadectwo

Nie przyjąłem chrztu w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, bo jego nauki okazały się zgodne z moimi dotychczasowymi przekonaniami, albo dlatego, że spodobała mi się interpretacja biblijnych wersetów mormonów, a nie kogoś innego. Nie jestem członkiem tego Kościoła dlatego, że tylko jego geneza odpowiada schematowi pojawiającemu się wiele razy w Biblii. Podczas, gdy intelektualne zrozumienie sposobu działania Boga jest rzeczą cenną, jedynym sposobem na przekonanie się o prawdzie tego wszystkiego jest osobiste objawienie od Boga.

Osobiste objawienie z natury rzeczy jest osobiste. To znaczy, że osoba, która je otrzymała nie jest w stanie nikomu go pokazać, czy też udowodnić, że je otrzymała. Nie musimy jednak nikomu wierzyć na słowo. Bóg nigdy nie zachęcał do ślepej wiary. Tak jak to robił od początku świata, również i w naszych czasach Bóg powołał proroka i dał mu wiele objawień. Tysiące misjonarzy na całym świecie niesie nowinę o przywróceniu Kościoła Jezusa Chrystusa niemal wszystkim ludom, narodom i językom. Dwóch z nich - Starszy Blumell i Starszy Swan, młodzi chłopcy z Utah i Kanady prawie 30 lat temu dotarli do mojego przyjaciela - Kuby Górowskiego, który następnie przyprowadził ich do mnie. Zachęcili mnie do studiowania Biblii i Księgi Mormona, jednocześnie zastrzegając, że nie są w stanie niczego mi udowodnić. Złożyli tylko świadectwo, że Bóg jest naszym kochającym Ojcem i chętnie odpowiada na szczerą modlitwę.

Modliłem się i pytałem, czy Józef Smith był prorokiem. Przez jakiś czas nie otrzymywałem odpowiedzi. Któregoś dnia doświadczyłem jednak czegoś zupełnie nowego. Po raz pierwszy moja modlitwa była szczerą rozmową z realną Osobą. Zadałem Bogu pytanie czy faktycznie posłał Józefa Smitha i powołał go na proroka. Obiecałem Mu też, że jeśli tak jest, to z pokorą przyjmę wszystkie objawienia, które przez niego przekazał. I wtedy przyszła odpowiedź. Osobiste świadectwo, którego nie jestem w stanie opisać. Mogę Cię, drogi Czytelniku, tylko zachęcić, byś zrobił to samo. Bóg Cię kocha i jeśli tego szczerze pragniesz, objawi Ci prawdę. Miliony ludzi na całym świecie doświadczyło tego i zapewnia, że warto było się pytać.
...jeśli zapytacie w szczerości serca, z prawdziwym zamiarem, mając wiarę w Chrystusa, objawi On wam prawdę przez Ducha Świętego. I przez Ducha Świętego możecie przekonać się o prawdzie wszystkiego. (Księga Mormona: Księga Moroniego 10:4-5)

środa, 30 stycznia 2019

Wpływ amerykańskiej kultury na działalność Kościoła Jezusa Chrystusa w Polsce

I nazwał Pan swój lud SYJON bo byli jednego serca i umysłu i żyli sprawiedliwie; i nie było biednych pośród nich. (Perła Wielkiej Wartości - Mojżesz 7:18)
Aspiracją każdej kongregacji Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich jest (lub powinno być) dążenie do stworzenia szczęśliwej społeczności opartej na jedności, prawości i dostatku. Dążenie do tego celu wzmacnia ludzi duchowo. I odwrotnie - budowanie charakteru opartego na takich wartościach jak życzliwość, służba, poświęcenie, przebaczenie czy braterska miłość w naturalny sposób przeobraża wspólnotę w miejsce spokoju i inspiracji promieniujących na rodzinę, społeczeństwo i naród.

Mam nadzieję, że polskim Świętym w Dniach Ostatnich uda się kiedyś osiągnąć ten cel. Budowanie Syjonu (doskonałego społeczeństwa) można porównać do powrotu do ziemi swojego dziedzictwa uprowadzonych w niewolę do Babilonu starożytnych Izraelitów. Niektórzy wracali do świętej ziemi w celu porzucenia złych zwyczajów swoich pogańskich właścicieli, inni jednak by uczyć swych zacofanych ziomków jak żyją ludzie w nowoczesnym, postępowym Babilonie. Kiedy pod koniec lat czterdziestych dziewiętnastego wieku prorok Brigham Young, na wzór Mojżesza, wyprowadził współczesny Izrael z pogrążonej w nieprawości Ameryki (Wielki Marsz „mormońskich” pionierów), nie raz zarzucał Świętym, że ich ciała są w prawdzie w Górach Skalistych, ale swoje serca pozostawili na wschodzie. Z jednej strony prorocy zachęcają nas do ucieczki od zła. Z drugiej jednak do pozostania przy starych przyzwyczajeniach i złych tradycjach nęcą nas głosy świata.

Aby dobrze zrozumieć mormońską kulturę, należy pamiętać, że Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich został założony w Stanach Zjednoczonych. Po kilkunastu latach (1830 - 1846) prześladowań ze strony amerykańskich protestantów, pod wodzą proroka Brighama Younga Święci w Dniach Ostatnich opuścili teren USA by osiedlić się w sercu Gór Skalistych. Niestety, zanim tam dotarli, ziemie te po wygranej wojnie z Meksykiem stały się częścią terytorium Stanów Zjednoczonych. Tak więc wierzącym w przywróconą przez proroka Józefa Smitha ewangelię nigdy nie udało się uciec z Ameryki. Od początku związani jesteśmy z narodem amerykańskim, jego kulturą, wartościami i dość specyficznym podejściem do życia.

Obecnie większość Świętych w Dniach Ostatnich żyje poza USA. Ale nadal wpływ amerykańskiej kultury na Świętych, także w Polsce, jest ogromny. Dopiero po przeprowadzce do USA zacząłem dostrzegać, że podczas gdy wiele elementów naszej kościelnej kultury zawdzięczamy sprawnej implementacji nauk Kościoła, inne cechy to nic więcej jak wpływ amerykańskiej kultury - narodu, który sam w sobie jest religią ze swoimi doktrynami, wartościami a nawet obrządkami.

...Gmina warszawska Kościoła zaprasza na obchody Święta Dziękczynienia...

Aby się o tym przekonać, wystarczy pójść do Kościoła w Polsce i posłuchać ogłoszeń na początku niedzielnych spotkań w okresie poprzedzającym jakieś amerykańskie święto.

Prezydent Kościoła Gordon B. Hinckley podczas pierwszego dziesięciolecia po roku 2000 nie raz przypominał członkom, by swoim zachowaniem i aktywnością nie sprawiali wrażenia, że jesteśmy amerykańskim kościołem. Do niektórych polskich Świętych to trafiło. Nadal jednak co jakiś czas słyszę o zabawie halloweenowej organizowanej w tej czy innej gminie i robi mi się wstyd.

Obchodzenie amerykańskich świąt przez amerykańskich misjonarzy w Polsce jest zrozumiałe. Chłopaki i dziewczyny tęsknią za swoim krajem. Od dzieciństwa wpajano im też, że America is the best a cały świat chce być taki jak oni. Kiedy więc pierwsi misjonarze przyjechali do Polski jeszcze w latach 80tych i szybko zauważyli naszą fascynację Ameryką, zaczęto w naszych gminach (kongregacjach) organizować obchody Święta Dziękczynienia, amerykańskiego Dnia Niepodległości itd.

Jedzenie indyka czy zabawy przebierańców, choć czasami niestosowne, nikogo jeszcze nie skrzywdziły. Prawdziwie negatywne skutki przynosi naśladowanie tych nawyków, które stoją w opozycji do nauk Jezusa. Napiszę dziś o kilku z tych amerykańskich nawyków: nie zawsze szczerej serdeczności, unikaniu konfrontacji z rzeczywistością i obsesyjnej potrzebie bycia lubianym.

tak bardzo Cię kocham, że nigdy się nie dowiesz co myślę

Amerykanie dają się lubić - niemal każdy, kto spotkał przynajmniej jednego, dobrze o tym wie. Są praktyczni, pragmatyczni i potrafią zachowywać się bardzo dyplomatycznie. Swoim wyprostowanym i wybielonym uzębieniem oczarowali świat do tego stopnia, że właściwie to wszyscy jesteśmy już trochę amerykanami. Oglądamy amerykańskie filmy, podziwiamy atrakcyjne osobowości jankeskich aktorów i aktorek, opowiadamy amerykańskie dowcipy i ubieramy się tak jak ubierają się Kalifornijczycy czy Nowojorczycy. To zjawisko wpływu kulturowego panującego nad światem supermocarstwa nie jest niczym nowym. W czasach starożytnych też podobno podbite przez Rzymian ludy spontanicznie przyjmowały wszystko co związane było z kulturą Rzymu.

To w nieco zniewieściałej ostatnio Ameryce narodziła się religia politycznej poprawności polegająca na ignorowaniu lub przekręcaniu prawdy w celu uniknięcia za wszelką cenę urażenia przeróżnych mniejszości, czyli wszystkich, którzy nie są z pochodzenia Europejczykami, chrześcijanami, mężczyznami, ludźmi zdrowymi seksualnie, etc. Polipoprawność to skrajna forma traktowania dorosłych ludzi jak dzieci. Lęk przed widokiem twarzy urażonej lub rozczarowanej objawia się u Amerykanów na wiele sposobów. Jednym z nich jest unikanie w rozmowie kontrowersyjnych tematów.

My, Polacy, przeginamy nieco w drugą stronę. Taktem nie grzeszymy. Łatwiej jest nam dostrzec drzazgę w oku bliźniego niż belkę we własnym. Za często mówimy rzeczy prowokujące rozmówcę do gniewu - nie mam na myśli bolesnej prawdy w istotnych kwestiach, ale tendencję do celowego obrażania. Niektórzy z nas po prostu uwielbiają zadawać innym ból. Świadczy o tym duża liczba internetowych trolli. Na anglojęzycznych mediach społecznościowych i forach też się czasem tacy pojawiają, ale o wiele rzadziej niż na polskojęzycznych. Brakuje nam współczucia i delikatności.

Dobrze jednak, że wielu Polaków umie rozmawiać nie tylko o rzeczach słodkich, ale również ważnych. W polskiej kulturze dzielenie się poglądami (np. politycznymi, bez czego nie ma mowy o pozytywnym funkcjonowaniu systemu demokratycznego) nie należy do grzechu. Dwóch Amerykanów może się znać od lat, pracować razem w jednym miejscu albo co wieczór spotykać się z sąsiadem przy podlewaniu trawy i nie mieć pojęcia o tym czy kolega lub przyjaciel jest wolnorynkowcem, socjalistą czy libertarianinem. Są oczywiście nieliczne wyjątki. Przed wyborami niektórym odwaga powraca, ale ogranicza się zwykle do wystawienia przed domem znaku z nazwiskiem wspieranego kandydata (prawdopodobnie dlatego, by nie urazić działacza, który poprosił o jego umieszczenie).

Ta zimna dyplomacja przekłada się na międzyludzkie stosunki nie tylko w postaci braku wiedzy o wzajemnych opiniach. Amerykanie i do pewnego stopnia zamerykanizowani polscy członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich zazwyczaj nie kłamią, ale jeżeli prawda może kogoś zirytować lub obrazić, nie wypowiadają jej na głos. Albo zmieniają temat, albo owijają w bawełnę. Chwilami odnosi się wrażenie, że ich dusza krzyczy: Tylko nie przestań mnie lubić!

Unikanie sporów to niewątpliwie dobra praktyka. Niektóre sytuacje wymagają jednak jakiejś odwagi czy zdrowej pewności siebie. Jeśli się kogoś kocha, to czasami trzeba go skorygować lub przynajmniej zachęcić do zweryfikowania swoich poglądów czy postępowania. Najlepiej czyniąc to delikatnie.

Decyzja o tym w którym momencie należy zareagować i jak to zrobić jest bardzo trudna. Wymaga doświadczenia i mądrości (mi osobiście daleko do zdobycia tej umiejętności). Jak długo na przykład powinno się pozwolić na zagłuszanie kościelnego spotkania małemu dziecku, do którego głosu mama jest tak bardzo przyzwyczajona, że zdaje się go nie zauważać? Minutę? Pół godziny? Miesiąc? Rok? Przewodniczący spotkaniu lokalny przywódca z pewnością widzi, że nie jest tak, jak powinno być. Bóg powierzył mu odpowiedzialność za jakość spotkania. Zwycięża jednak głos amerykańskiego lęku przed urażeniem rodziców dziecka. Najłatwiej jest hałas zignorować z nadzieją, że maluch kiedyś z tego wyrośnie albo dobrotliwym uśmiechem zagłuszyć okrzyk duszy: Kiedy, do cholery, nareszcie go uciszy?! Głucha jest, czy co?!

przykład Jezusa

Każdy członek Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich zachęcany jest do codziennej, osobistej lektury pism świętych. Częste studiowanie natchnionych tekstów pozwala na zweryfikowanie poprawności swojego nastawienia do problemów, swoich opinii i zachowania przez porównanie ich do zachowania i nauk Jezusa. Ważnym elementem Jego misji było ustanowienie doskonałego wzoru syna lub córki Boga. Szczególnie lektura Nowego Testamentu sugeruje - moim zdaniem - że nie wszystkie elementy panującej w Kościele kultury są natchnione przez Boga.

Nowy Testament zawiera sceny z życia Jezusa - ideału miłości i delikatności - uciekającego się czasem do nazywania swoich rozmówców całkiem obraźliwymi epitetami (plemię żmijowe, pokolenie cudzołożników, Piotra raz nazwał szatanem, etc.). Bardzo nieamerykańskie zachowanie. Jego uczniowie byli pewni Jego lojalności i szczerej troski i miłości wobec nich. Dlatego przyjmowali reprymendy swojego Mistrza z pokorą i wdzięcznością. Jezus był nie tylko delikatny i miłosierny. Był również sprawiedliwy i wymagający. Kogo kochał, tego czasem karcił. Mówił, że nie przynosi pokoju, ale rozdwojenie.

Porównując Jego zachowanie do ciągłego życia w lęku przed urażeniem czyiś uczuć prowadzi do jednego wniosku - to głaskanie się po głowach jak głaszcze się przedszkolaka za narysowanie ładnego obrazka, który tak na prawdę nie jest ładny nie może być natchnione przez Ducha Świętego. Uważam, że to przykład wpływu kultury amerykańskiej na mormońską. Prorocy takich rzeczy nie nauczają.

Mamy w Kościele taką tradycję - kiedy ktoś jest odwoływany z jakiejś odpowiedzialności, bez względu na to, czy wywiązywał się z niej dobrze, czy źle, a nawet czy kiwnął w jej kierunku palcem - członkowie kongregacji dziękują mu lub jej za służbę przez podniesienie ręki. Nie wyobrażam sobie Jezusa dziękującego i nagradzającego mnie za coś, czego nie zrobiłem. Łatwiej mi wyobrazić sobie Go jako przyjaciela udzielającego porady, dającego mi szansę na dokonanie korekty, doświadczenie radości ze służby, która buduje charakter.

Lektura Nowego Testamentu nie pozostawia wątpliwości, że Jezus nie łapał wyznawców na serdeczność. Nie sprzedawał odkurzaczy, ale głosił zasady mające przygotować człowieka do stawania się podobnym nie Boga.
Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest. (Ewangelia wg. Mateusza 5:48)
Zamiast się bez przerwy uśmiechać i głaskać, Jezus uczył prawdy. Gdyby, jak wielu Amerykanów, Jezus postawił sobie za cel oczarowanie jak największej ilości ludzi, jego życie z pewnością zakończyłoby się inaczej. Ci, którzy kochali prawdę, zostali Jego wiernymi uczniami. Inni pozostali wobec Niego obojętni. Pozostałych natomiast irytował tym swoim upartym mówieniem prawdy do tego stopnia, że mieli Go w końcu tak dość, że go w bestialski sposób zamordowali.

Każdy wielki człowiek ma zarówno wielu przyjaciół jak i wielu wrogów. Dopóki mormoni będą się zbytnio starać o samych przyjaciół, dopóty nie będą wielcy i nie stworzą Syjonu.

Dlaczego o tym piszę?

...Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi. (Ewangelia wg. Jana 8:31-32)
Poruszyłem dzisiaj temat jednej z negatywnych (moim zdaniem) stron kultury społeczności chrześcijan uznających za autorytet Biblię, Księgę Mormona i natchnione słowa żyjących proroków. Nie uważam jednak, że tych negatywnych cech jest wiele. Myślę, że w dużej mierze kultura Świętych w Dniach Ostatnich jest bardzo zdrowa i pozytywna. Mi przynajmniej podchodzi.

Kiedy prawie 30 lat temu wkraczałem w świat mormonów, zachwycony byłem ich podejściem do wielu spraw. O Bogu mówili jak o kochającym ojcu. O ziemskich rodzicach też wypowiadali się ze szczerym szacunkiem i podziwem (kompletnie nie byłem do tego przyzwyczajony - w moim środowisku łódzkich Bałut lat 80tych o starych nie mówiło się dobrze). Misjonarze i inni członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich stanowili kontrast na tle szarej, wypełnionej smutnymi i nieżyczliwymi twarzami codzienności. Mormoni byli optymistyczni, uprzejmi, wyrozumiali wobec innych a wymagający wobec siebie. Zamiast zawiści, cieszyli się sukcesami innych. Byli to ludzie zdrowi emocjonalnie. Mieli też wspaniałe poczucie humoru. Żadna z tych rzeczy nie nakłoniła mnie do przyjęcia chrztu w Kościele. Przykład misjonarzy natchnął mnie jednak do poszukiwania odpowiedzi skąd w nich tyle dobra.

Warto jednak pamiętać, że chociaż nasza kościelna kultura jest fajna, pozytywna, podnosząca na duchu i motywująca do udoskonalania własnego charakteru - to wszystko jest prawdą - nie pokrywa się jednak w pełni z naukami Jezusa. Dlaczego? Po pierwsze, bo Święty (w znaczeniu w jakim to słowo używane jest w Biblii) to nie człowiek doskonały, ale ktoś, kto dąży do doskonałości, po drodze popełniając błędy. Po drugie, wpływ na naszą kulturę mają nie tylko wartości i zasady ewangelii, ale również wartości i zasady przyniesione do Kościoła ze świata.

Nowo-nawróconych często namawiam, by w początkowych miesiącach po swoim chrzcie nie próbowali niczego zmieniać w Kościele, ale brali przykład z członków Kościoła, szczególnie misjonarzy. Przychodzi jednak taki moment, gdy człowiek staje się niezależny - działa samodzielnie zamiast podlegać działaniu. Wtedy w swoich wyborach, opiniach i zachowaniu należy się bardziej kierować naukami proroków, niż nie zawsze doskonałym przykładem braci i sióstr w Kościele. Nie należy się też zniechęcać słabościami braci i sióstr, ale swoim przykładem wpływać na nich pozytywnie.

W tym artykule skupiłem się na kulturze USA. Innym razem obsmaruję trochę polską kulturę i negatywny wpływ niektórych z jej elementów na rozwój Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w Polsce. Oczywiście to wszystko to tylko moje osobiste opinie. Najlepiej jak Czytelnik sam przyjdzie do Kościoła i wyrobi sobie własne zdanie.

Zamieszczone w tym artykule zdjęcia zrobiłem podczas parady w Salt Lake City z okazji Dnia Pioniera przypadającego na 24 lipca, upamiętniającego wkroczenie pierwszych „mormońskich pionierów„ do doliny Salt Lake City w 1847 roku pod przewodnictwem proroka Brighama Younga określanego w amerykańskich podręcznikach historii jako "Amerykański Mojżesz".

piątek, 18 stycznia 2019

Plan Zbawienia czyli doktryna wiecznego postępu

Dlaczego mormoni (poprawna nazwa to członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich) znani są z tego, że mają silne rodziny, dbają o zdrowie, często angażują się w obronę wolności i całkowicie odrzucają twierdzenia o istnieniu płci poza męską i żeńską? Ten artykuł odpowie na te i wiele innych pytań.

Niedługi wstęp do poniższego artykułu pomoże Ci lepiej go zrozumieć. Zapraszam do przeczytania ⇒WSTĘPu⇐ .

wolałbym o tym porozmawiać osobiście

Niechętnie poruszam tu tak głęboką doktrynę jaką jest wieczny postęp. Do jej zrozumienia potrzebne jest właściwe zrozumienie mniej zaawansowanych doktryn. Kiedy wchodzi się po drabinie to trzeba zacząć od dołu i krok po kroku wznosić się ku górze aż do osiągnięcia szczytu; podobnie jest z zasadami ewangelii – zaczynamy od początku posuwając się do przodu aż do zrozumienia zasad wyniesienia. (Józef Smith, Kazanie Kinga Folletta, 7 kwietnia, 1844).

Tak więc, jeżeli naprawdę chcesz zrozumieć zasadę Wiecznego Postępu, najlepiej zrobisz wyłączając internet i kontaktując się z członkami Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że większość czytelników nie skorzysta z tego zaproszenia, dlatego lepiej, jeśli przeczytacie tekst napisany przez kogoś, kogo nie motywuje chęć do wywołania negatywnych emocji pod adresem Kościoła i jego nauk.

A tacy ludzie są. To właśnie lektura ich publikacji nakłoniła mnie do napisania tego artykułu. Moja ocena dostępnych w internecie tekstów o tym w co rzekomo wierzą mormoni jest taka: parę przedstawionych złym tonem faktów, sporo przeinaczeń i dużo nieprawdziwych informacji. Ich autorzy nie wiedzą prawie nic o Kościele Jezusa Chrystusa - przekręcają nawet jego nazwę. Odnoszę wrażenie, że bezmyślnie przepisują tendencyjne teksty z anglojęzycznych witryn.

Dlatego właśnie spróbuję tu podzielić się swoją wiedzą. Jestem członkiem tego Kościoła od 28 lat i wydaje mi się, że dość dobrze rozumiem jego nauki.

wieczny postęp

Dopóki ludzie nie zrozumieją charakteru Boga, dopóty nie zrozumieją samych siebie. (Józef Smith)

Niecałe trzy miesiące przed swoją śmiercią, przywódca Kościoła, prorok Józef Smith, został poproszony o wygłoszenie przemówienia z okazji pogrzebu swojego przyjaciela – Kinga Folletta. Kierując się pragnieniem pocieszenia wiernych, którym śmierć odebrała bliską osobę, przemawiając do dwudziestotysięcznego tłumu, Smith powiedział:

Nauki te są przez niektórych niezrozumiałe, ale są proste. Pierwszą zasadą ewangelii jest nie pozostawiające wątpliwości poznanie charakteru Boga oraz wiedza, że możemy z Nim rozmawiać jak człowiek rozmawia z drugim człowiekiem i że był On kiedyś człowiekiem jak my; tak, wiedza o tym że Ojciec nas wszystkich żył kiedyś na ziemi tak jak sam Jezus żył na ziemi. Pokażę wam to w oparciu o Biblię.

Większość z zawartych w tym artykule nauk Kościoła pochodzi z tego przemówienia.

jesteśmy dziećmi Boga

Rzekłem: Wyście bogami i wy wszyscy jesteście synami Najwyższego. (Księga Psalmów 82:6)
Apostołowie Jezusa Chrystusa używali sformułowania dzieci boże w dwóch znaczeniach. W wąskim znaczeni dziećmi Boga są osoby, które nawróciły się do zasad ewangelii (narodzeni z Boga są teraz Jego dziećmi). W szerszym znaczeniu wszyscy ludzie, bez względu na swoją rasę, narodowość czy wyznawaną religię są duchowymi dziećmi Boga – jego synami i córkami. To znaczy, że Bóg jest ojcem naszych duchów (dusz).

Nasze istnienie nie rozpoczęło się w chwili poczęcia czy narodzin. Już wcześniej żyliśmy z Bogiem, tylko tego nie pamiętamy. Nie mieliśmy ciał fizycznych, byliśmy więc duchami (albo, jak kto woli – duszami). Każdy człowiek miał płeć – niektórzy byli mężczyznami a inni kobietami.

Różniliśmy się od naszego Ojca w dwóch aspektach:

1. Nie mieliśmy fizycznych ciał. Nasz Ojciec natomiast miał zmartwychwstałe, fizyczne ciało w doskonałej, nieśmiertelnej formie.

2. Po drugie, nasz Ojciec był doskonały z charakteru. Bóg ma doskonałą miłość, cierpliwość, umiejętność wybaczania, poświęcenia, odwagę, inteligencję, itp. Ma też nieograniczoną moc i pełną wiedzę wszystkiego – jest nieomylny i wszechwiedzący. Jego doskonała natura umożliwia Mu doświadczanie pełni radości i szczęścia.
Każdy z nas pragnął posiąść pełnię szczęścia jaką cieszył się nasz Ojciec. Chcieliśmy stać się do Niego podobni.

narada w niebie

Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest. (Ew. wg. Mateusza 5:48)
Doskonałego charakteru nie da się stworzyć z niczego. Każdy mądry rodzic wie, że charakter buduje się stopniowo, przez osobiste doświadczanie przeciwności i zdobywanie wiedzy, przez dokonywanie dobrych decyzji a czasem nawet złych, pod warunkiem, że wyciąga się z nich właściwe wnioski i powraca na właściwą drogę. Za każdym razem, kiedy człowiek odrzuca zło wybierając dobro, staje się lepszy, a więc bardziej podobny do Boga.

Mieszkając z Bogiem w niebie, nie mieliśmy odpowiednich warunków do znaczącego postępu duchowego. Potrzebowaliśmy zmiany środowiska z doskonałego na takie, w którym występują przeciwności, pokusy i zło.

Z przetłumaczonych przez Józefa Smitha starożytnych objawień dowiadujemy się o Naradzie w Niebie (czasem określanej jako Wielka Narada w Niebie - ang. The Great Council in Heaven). Nie znamy jej szczegółów ani formy w jakiej została zorganizowana. Wiemy jednak, że wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek żyli czy będą żyli na ziemi byli tam obecni. Nasz Ojciec przedstawił wtedy plan, który miał dwa cele: otrzymanie przez nas doskonałego, fizycznego ciała, oraz umożliwienie każdemu, kto tego pragnie osiągnięcie Życia Wiecznego, czyli powrotu do Boga jako istoty podobne do Niego i cieszące się pełnią szczęścia.
Albowiem to jest dzieło moje i chwała moja – by przynieść nieśmiertelność i wieczny żywot człowiekowi. (Perła Wielkiej Wartości: Mojżesz 1:35)
Plan Zbawienia (inne określenia w pismach świętych to Plan Odkupienia i Plan Szczęścia) zakładał stworzenie a właściwie zorganizowanie fizycznego świata z wiecznie istniejącej materii (nie z niczego czyli ex nihilo). Te dzieci Boga, które wyrażą taką chęć, urodzą się na ziemi przyjmując niedoskonałe, śmiertelne, fizyczne ciało. Rozpoczną wtedy ziemską próbę umożliwiającą im rozwijanie swojego charakteru przez doświadczanie dobra i zła, szczęścia i smutku, radości i cierpienia. Pokonując przeciwności, kierując się głosem sumienia, czyli podszeptom Ducha Świętego, opierając się pokusom i uczenie się z własnych błędów - świadomie czy nie - będziemy mogli stawać się podobni do doskonałego i w pełni szczęśliwego Ojca.

Zadośćuczynienie Mesjasza

Albowiem jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni. (1 List do Koryntian 15:22)
Podczas Narady w Niebie nasz Ojciec wyjaśnił nam, że ponieważ będziemy mieli niedoskonałe ciała fizyczne, z natury staniemy się ludźmi upadłymi, pragnącymi czynić zło, kierującymi się egoizmem i chęcią doświadczania chwilowych przyjemności za cenę trwałego szczęścia. Wszyscy ludzie będą - w mniejszym lub większym stopniu - grzeszyć (świadomie dokonywać złych wyborów). W takim stanie nasza natura zamiast się udoskonalać, doświadczałaby stopniowej degradacji. Nigdy też nie stalibyśmy się godni do życia w obecności doskonałego Boga, gdyby nie było możliwości otrzymania przez nas odpuszczenia grzechów.

Aby zmazać winę za swoje grzechy, potrzebowaliśmy łaski. Ale łaska nie może naruszać sprawiedliwości. Dlatego potrzebna będzie dobrowolna ofiara dokonana przez Istotę bezgrzeszną.

W odpowiednim czasie przyjdzie na świat Człowiek, który w przeciwieństwie do całej reszty poczynił w niebie wystarczające postępy duchowe i stał się podobnym do Ojca. Będzie to Mesjasz, Zbawiciel i Odkupiciel od naszych grzechów i przyziemnej natury. Mimo, że będzie żył pośród zwykłych ludzi na ziemi, nigdy nie przestanie być Bogiem. Nigdy nie popełni grzechu. Zachowa całkowitą czystość i niewinność. Tylko On będzie godnym dokonania Wielkiego Zadośćuczynienia biorąc na Siebie wszystkie grzechy ludzkości, czyli doświadczając ich skutków. Grzechy tych, którzy przyjmą jego ofiarę, odpokutują (będą szczerze żałować) za swoje grzechy i staną się jego naśladowcami, uczniami, zostaną przebaczone. Doświadczą duchowych narodzin, zmiany natury z pragnącej zła na dążącą ku prawości.

Moc Zadośćuczynienia będzie miała wpływ nie tylko na te osoby, które świadomie przyjmą Mesjasza i Jego nauki, ale w pewnym stopniu na całą ludzkość. Każdy człowiek - wierzący, ateista, Chrześcijanin lub osoba, która nigdy nie widziała Biblii - każdy kto dokonał w swoim sercu jakiejś pozytywnej zmiany, świadomie lub nieświadomie skorzystał z mocy Zadośćuczynienia.

Oprócz bolesnego doświadczenia skutków wszystkich grzechów ludzkości, Mesjasz wypełni jeszcze jedno istotne zadanie. Przez swoją dobrowolną śmierć i zmartwychwstanie, czyli powrót do fizycznego ciała w doskonałej i nieśmiertelnej formie, pokona śmierć. Dzięki Jego zmartwychwstaniu wszyscy kiedyś zmartwychwstaną. Jest to bezwarunkowy dar dla całej ludzkości - dobrych i złych.

Pokonując te dwie przeszkody stojące na naszej drodze powrotnej do Boga - grzech i śmierć, Mesjasz odegra najważniejszą rolę w Planie Zbawienia. Będzie On również naszym przywódcą i swoim przykładem ustanowi wzór doskonałego postępowania. Każdy kto zostanie Jego uczniem, a więc będzie się w swoim życiu starał dokonywać wyborów takich, jakich On by dokonywał na naszym miejscu, otrzyma tę samą nagrodę, jaką Ojciec podaruje Mesjaszowi - odziedziczy wszystko, co posiada nasz Ojciec – łącznie z Jego doskonałą naturą.
Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli. (List Pawła do Rzymian 8:16-17)

Jezus i Szatan

O, jakże spadłeś z nieba, ty, gwiazdo jasna, synu jutrzenki! Powalony jesteś na ziemię, pogromco narodów! A przecież to ty mawiałeś w swoim sercu: Wstąpię na niebiosa, swój tron wyniosę ponad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad, na najdalszej północy. Wstąpię na szczyty obłoków, zrównam się z Najwyższym. A oto strącony jesteś do krainy umarłych, na samo dno przepaści. (Księga Izajasza 14:12-15)
Taki Plan przedstawił nam nasz Ojciec podczas Wielkiej Narady w Niebie przed stworzeniem świata. Fundamentem tego planu jest zasada wolności. Można kogoś zmusić do czynienia dobra, ale nikt nie może zmusić człowieka do bycia dobrym. Bez poszanowania wolności wyboru swoich dzieci przez Boga, ich postęp duchowy nie byłby możliwy. Dlatego też Ojciec nie wyznaczył od razu swojego Umiłowanego Syna, Jezusa na Mesjasza, ale zapytał: Kogo poślę?. Ze współczesnych objawień dowiadujemy się, że zgłosiło się dwóch kandydatów.

Pierwszym był Jezus. Powiedział, że poświęci się dla nas, dokona Zadośćuczynienia, by każdy, kto tego pragnie, mógł się stać doskonały i powrócić do obecności Boga. Jednak ludzie będą wolni – kto nie będzie chciał kroczyć drogą duchowego postępu, będzie mógł grzeszyć i w końcu otrzymać sprawiedliwy wyrok. Jezus podkreślił, że we wszystkim będzie posłuszny Ojcu i Jemu odda całą chwałę za dzieło, którego dokona.

Drugim dzieckiem Boga, który się zgłosił był Lucyfer, czyli Szatan. Powiedział, że zbawi każde dziecko Boga i przyprowadzi je do Niego. Zażądał jednak, by Ojciec oddał mu Swoją chwałę.

Plan Szatana zakładał odebranie ludzkości wolności wyboru. Chciał zmusić nas do posłuszeństwa, nie rozumiejąc, że w ten sposób uczyni nasz duchowy rozwój niemożliwym.

Jak przyjęliśmy wiadomość o planie zbawienia?

Gdy gwiazdy poranne chórem radośnie się odezwały i okrzyk wydali wszyscy synowie Boży… (Księga Joba 38:7)
Reakcją na Plan Szczęścia była wielka radość. Nie wszyscy jednak byli zadowoleni.

wojna w niebie

Lucyfer zbuntował się przeciwko Ojcu i rozpoczął kampanię przekonywania swojego rodzeństwa, że jego plan jest lepszy i to on powinien być naszym przywódcą i zbawicielem. Ta walka na argumenty o dusze określana jest jako Wojna w Niebie.
…Oto ogromny rudy smok… a ogon jego zmiótł trzecią część gwiazd niebieskich i strącił je na ziemię… (Objawienie Jana 12:3-4)
Korzystając z wolnej woli, trzecia część dzieci Boga odrzuciła Plan Zbawienia i nie przyjęła Jezusa jako Zbawiciela i Przywódcę. Nie wiem co ich do tego nakłoniło. Może charyzma Lucyfera, może używane przez niego sofizmaty? A może jego wizja powszechnej równości wszystkich dzieci Boga bez względu na dokonywane przez nich wybory przemawiała do nich bardziej przekonywająco od oferowanej przez Jezusa wolności, której efektem było poróżnienie - z jednej strony nagroda dla dobrych a z drugiej kara dla złych. Wiemy jednak, że podobne argumenty znajdują chętnych słuchaczy a nawet oddanych aktywistów na tym świecie - szczególnie chyba w naszych czasach. Wystarczy włączyć telewizor. Wcześniej czy później, szczególnie w okresie wyborów, popłyną z niego nęcące obietnice pokoju, powszechnej równości i dobrobytu, jeśli tylko zrzekniemy się wolności i swobód na rzecz mądrzejszych od nas przywódców, których przyjemnie łechta pragnienie władzy.
I wybuchła walka w niebie: Michał i aniołowie jego stoczyli bój ze smokiem. I walczył smok i aniołowie jego, lecz nie przemógł i nie było już dla nich miejsca w niebie. I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie. (Objawienie Jana 12:7-9)
Uczniowie Lucyfera, czyli zbuntowane dzieci naszego Ojca ostatecznie stracili ostatnią cząstkę światła, tego elementu motywującego do dążenia ku boskiej naturze. Stali się źli i nienawistni. Ich celem stało się nieszczęście tych, którzy przyjęli Plan Zbawienia. W pismach świętych nazywani są oni diabłami albo aniołami diabła. Po stworzeniu ziemi zostali na nią strąceni. Nie mają fizycznych ciał, pozostają więc dla nas niewidoczni. Mogą jednak wywierać na nas swój wpływ kusząc nas do nieposłuszeństwa Ojcu i jeśli im na to pozwolimy - przeciągać nas na swoją stronę.

Ta wielka walka dobra ze złem, której fundamentalną zasadą jest wolność, trwa do dzisiaj i stanowi integralną część Planu Zbawienia. Bez pokus Szatana, nie mielibyśmy wyboru między dobrem a złem a więc możliwości duchowego wzrostu. Istnienie zła jest niezbędne do rozwoju naszego ducha tak samo jak maszyny w siłowni są potrzebne do wzmacniania mięśni.

cierpienie i szczęście

W sierpniu 1858 roku Józef Smith otrzymał objawienie, w którym Jezus kieruje do swoich dzieci takie oto słowa:
Bowiem zaprawdę, powiadam wam, błogosławiony jest ten, co zachowuje moje przykazania, tak za życia jak i w śmierci; a nagroda tego, co jest wierny w cierpieniu, jest większa w królestwie niebieskim. Nie możecie tymczasem dostrzec waszymi śmiertelnymi oczami zamiaru Boga odnośnie tego, co nastąpi później, ni chwały, jaka nastąpi po wielu cierpieniach. Bowiem błogosławieństwa przychodzą po wielu cierpieniach. Przeto nadejdzie dzień, gdy zostaniecie ukoronowani wielką chwałą; nie wybiła jeszcze godzina, ale jest blisko. (Nauki i Przymierza 58:2-4)
Przeciwności i cierpienia pojawiają się w życiu człowieka w sposób naturalny. Nie powinniśmy ich sami sobie sztucznie narzucać. Obce są Świętym w Dniach Ostatnich praktyki umartwiania się, izolacji od ludzi, kaleczenia ciała czy odmawiania sobie prawych przyjemności. Zadawanie sobie cierpienia jest wyrazem braku wdzięczności za Zadośćuczynienie Chrystusa. W objawieniu otrzymanym przez proroka Smitha w marcu 1830 roku, Jezus powiedział:
Bowiem ja, Bóg, cierpiałem je za wszystkich, aby nie cierpieli, jeśli odpokutują. (Nauki i Przymierza 19:16)

wyniesienie

Święci w Dniach Ostatnich nie wierzą, że wszyscy ludzie, którzy przyjmą Jezusa Chrystusa pójdą do nieba a cała reszta spędzi wieczność cierpiąc w piekle. W lutym 1832 roku Józef Smith i inny przywódca Kościoła - Sidney Rigdon w obecności kilku osób doświadczyli kilkugodzinnej wizji (Nauki i Przymierza, rozdział 76). Ujrzeli oni Boga Ojca i Jezusa Chrystusa przebywających w najwyższym stopniu nieba. Poznali też jakie warunki musi spełnić osoba, by dostać się do tego miejsca. Wizją tą Bóg przywrócił ludzkości wiedzę o Trzech Królestwach Chwały czyli naukę o tym, że podczas sądu ostatecznego ludzkość zostanie zbawiona i przydzielona do jednego z trzech stopni nieba. Każdy człowiek uda się tam, gdzie będzie się czuł najbardziej naturalnie. Tylko nieliczni dołączą do grona aniołów diabła w zewnętrzną ciemność.

Otrzymanie dziedzictwa w najwyższym stopniu boskiego królestwa nazywamy Wyniesieniem. Dzięki wierze w Jezusa (postępowaniu wg. Jego wskazówek) oraz łasce płynącej z Zadośćuczynienia, ci z nas, którzy wykażą się walecznością w wojnie ze złem (chodzi oczywiście głównie o walkę toczącą się w sercu i umyśle), staną się podobni do Boga. Nie tylko posiądą doskonałe fizyczne ciała, ale ich natura także stanie się doskonała. Każdy z nas zachowa swoją unikalną osobowość, ale będziemy mieli pragnienie czynienia tylko dobra i myśleć tak, jak myśli nasz Ojciec w Niebie.
Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem wraz z Ojcem moim na jego tronie. (Objawienie Jana 3:21)

wieczna rodzina

Warunkiem do stania się współdziedzicami Chrystusa (Rzymian 8:17) jest małżeństwo na wieczność zapieczętowane przez osobę posiadającą klucze zapieczętowania (w 16 rozdziale Ewangelii wg. Mateusza Jezus nadał tę moc Piotrowi). Oznacza to, że ani ja nie mogę otrzymać wyniesienia bez mojej żony, ani moja żona beze mnie. Wyniesienie oznacza, że moja żona i ja będziemy żyć w obecności Boga razem z naszą rodziną, naszymi dziećmi. I teraz dochodzimy do doktryny, która – z niezrozumiałego dla mnie powodu – budzi tak wielkie kontrowersje wśród wielu Chrześcijan (ale nie np. wśród Buddystów, którzy mają bardzo podobną doktrynę). Kiedy człowiek wstępuje do swego wyniesienia, staje się bogiem, bo odziedziczył boską naturę. Inaczej mówiąc stał się dobry.
Boska jego [Jezusa] moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności, przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość. (1 List Piotra 1:3-4)
Nasz Ojciec w Niebie też był kiedyś człowiekiem jak my. Przez posłuszeństwo swojemu Ojcu, wraz ze swoją Żoną, czyli naszą Matką w Niebie, otrzymali wyniesienie i stali się Bogami. Ich radość płynie z posiadania rodziny. Nasza Matka rodzi duchowe dzieci i wraz z Ojcem przygotowuje je do próby w ciele. Chwała i radość naszych niebiańskich Rodziców poszerzają się w miarę jak ich dzieci wstępują do swych wyniesień. Takie jest właśnie pełnie znaczenie określenia Wieczny Postęp.

REAKCJE NA DOKTRYNĘ BOSKIEGO POTENCJAŁU

Jak już podkreślałem, doktryna o Wiecznym Postępie, czy Planie Zbawienia jest głęboka i trudno jest omówić ją w pełni w jednym, nawet przydługim blogowym wpisie. Do pełniejszego zrozumienia tej nauki potrzebna jest pomoc Ducha Świętego – osobiste objawienie. Kiedy jeden ze współczesnych proroków – Prezydent Kościoła Gordon B. Hinckley został zapytany o omówienie tego tematu przez dziennikarza w 1997 roku, odpowiedział: Wymagałoby to wkroczenia w teren dość głębokiej teologii, o której nie wiele wiemy. Kiedy dziennikarz naciskał, pytając o boski potencjał człowieka, Prezydent Hinckley odpowiedział: No cóż, jakim jest Bóg, człowiek może się stać. Wierzymy w wieczny postęp. Bardzo mocno. (Don Lattin, „Musings of the Main Mormon,” San Francisco Chronicle, 13 kwietnia 1997).

Niech każdy sam zdecyduje jak zareagować na omówione tu doktryny. Moim zdaniem ma w nich nic zasługującego na oburzenie czy zgorszenie. Święci w Dniach Ostatnich wierzą w Boga o którym nauczali biblijni prorocy i apostołowie. Jego miłość sięga tak głęboko, że gotowy jest przekazać swoim dzieciom wszystko, co sam posiada. Czy podobnego pragnienia nie mają ziemscy rodzice? Każda dobra matka i dobry ojciec dążą do tego, by ich dzieci osiągnęły to, co oni już osiągnęli (albo i więcej, co w przypadku Boga jest oczywiście niemożliwe). Czym się tu więc gorszyć? "Ale mój kościół tego nie naucza." - nie jest argumentem. Nie naucza, bo ta wiedza została zagubiona i przywrócona przez współczesnego proroka. Wiele jednak fragmentów biblijnych ksiąg ją potwierdzają i ani jeden werset temu nie zaprzecza.

Tak samo jak tradycyjną wizję niebiańskiej chwały można ośmieszyć kreskówką przedstawiającą odkupione dusze siedzące na chmurkach i grające na harfach, podobnie można spłycić wizję wyniesienia przedstawiając mormonów otrzymujących w nagrodę swoją planetę. Wszystko można przedstawić tak, by wywołało negatywną emocjonalną reakcję.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że nieprawdą jest jakoby Kościół Jezusa Chrystusa uczył, że jego członkowie czy ktokolwiek inny otrzyma w nagrodę własną planetę. Jak wspomniał Prezydent Hinckley, nie wszystko w tym temacie zostało objawione. Wiemy jednak, że panowanie naszego wyniesionego Ojca wykracza daleko poza jedną planetę.

W księdze Perła Wielkiej Wartości opisana jest rozmowa Boga z Mojżeszem kiedy ten został zabrany na bardzo wysoką górę (Mojżesz 1:1). Mocą Ducha Świętego Mojżeszowi ukazane zostały liczne planety stworzone i zaludnione przez Boga.
Ale zapoznaję cię tylko z tą Ziemią i jej mieszkańcami. Bo wiele światów przeminęło przez słowo mojej mocy. I wiele teraz istnieje i dla człowieka są one niezliczone; lecz dla mnie są wszystkie policzone, bo moje są i znam je… I gdy przemija jedna Ziemia wraz ze swoim niebem, inna powstaje; i nie ma końca moim dziełom ni słowom. Albowiem to jest dzieło moje i chwała moja – by przynieść nieśmiertelność i wieczny żywot człowiekowi. (Mojżesz 1:35)

Czy wieczny postęp to nowa nauka?

To zależy jak na to patrzeć. Dla mojego uczęszczającego do czwartej klasy szkoły podstawowej syna, wiedza o bakteriach i wirusach jest nową nauką, bo nigdy wcześniej się o tych tematach nie uczył. Jeżeli przyjmiemy, że Józef Smith był fałszywym prorokiem (i zignorujemy zapiski starożytnych Chrześcijan, którzy wierzyli, że człowiek może się stać bogiem) to możemy spokojnie założyć, że miał bardzo wybujałą wyobraźnię i wszystko to sobie po prostu wymyślił.

Z perspektywy członka Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich sprawa wygląda inaczej. Kościół został przywrócony na ziemię w czasach Wielkiego Odstępstwa, a więc w okresie, w którym nie było na świecie Kościoła założonego i kierowanego przez objawienie od Boga. Od czasów Jezusa i Apostołów wiele cennych prawd zostało zagubionych. Jedną z nich była właśnie doktryna o tym, na czym polega Zbawienie, czyli Życie Wieczne. Bóg przywracał zagubione nauki po każdym okresie odstępstwa.

Właściwy wniosek można wysnuć odpowiadając na pytanie: Czy Józef Smith był prawdziwym prorokiem Boga? Każdy człowiek może się sam o tym przekonać. Tak samo jak miliony ludzi na całym świecie ja swoje potwierdzenie otrzymałem. Nie mam więc wątpliwości, że nauka o wiecznym postępie nie jest nowa. Dobrze ją rozumieli Adam i Ewa oraz wielu innych biblijnych proroków.

Co ciekawe, wśród starożytnych Chrześcijan temat ten nie zdawał się budzić większych kontrowersji. W pierwszych wiekach naszej ery Chrześcijanie wierzyli, że celem naszego życia jest przygotowanie do stania się bogiem. Oto kilka przykładów:

Ireneusz z Lyonu (130 - 202 n.e.) napisał, że Jezus Chrystus przez swą transcendentalną miłość stał się takim jakimi jesteśmy, żeby mógł nas doprowadzić do tego jakim On jest.

Klemens Aleksandryjski (150-215 n.e.) napisał, że Słowo Boga stało się człowiekiem, byś mógł się nauczyć od człowieka jak człowiek może stać się Bogiem.

Bazyli Wielki (330-379 n.e.) również radował się, że nie tylko będzie mógł stać się jak Bóg, ale największym, istotą która stała się Bogiem.

Czy Święci w Dniach Ostatnich są politeistami?

Politeizm to wiara w wielu bogów posiadających podobny do ludzkiego ułomny charakter i  różniących się w swej naturze oraz celach, często zaangażowanych we wzajemny konflikt. Mormoni nie modlą się do jednego boga o deszcz a do innego o fortunę, czy wygraną wojnę. Nie jesteśmy więc Politeistami.

Może to zabrzmieć niewiarygodnie, ale pierwszy werset Biblii nie pozostawia wątpliwości, że jej autorzy zdawali sobie sprawę z istnienia więcej niż jednej boskiej Istoty. Sprawdź to sam. Stary Testament napisany został w języku hebrajskim. Słowo, które na język polski zostało przetłumaczone jako „Bóg”, w języku oryginalnym występuje w liczbie mnogiej. Werset ten można więc przetłumaczyć następująco: Na początku stworzyli Bogowie niebo i ziemię. (Genesis 1:1). Jeżeli więc Święci w Dniach Ostatnich są Politeistami to są nimi również wszyscy przyjmujący Biblię za słowo boże.

Jako członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich pokładamy naszą wiarę w jednym Bogu. Pierwsza z kanonizowanych trzynastu Zasad Wiary głosi: Wierzymy w Boga, Wiecznego Ojca, w Jego Syna, Jezusa Chrystusa i w Ducha Świętego. Są oni dla nas jednym Bogiem. Każdy z nich jest swoją własną osobą, ale zjednoczeni są w naturze, charakterze i celu, którym jest nasza nieśmiertelność i życie wieczne, czyli wyniesienie.

co z tego wynika, czyli owoce wiedzy

Nie musisz podzielać moich poglądów na życie po śmierci. Ale po przeczytaniu tego artykułu zawsze będziesz mógł lepiej rozumieć swoich znajomych, którzy są członkami Kościoła Jezusa Chrystusa. Z doktryny o wiecznym postępie wyciągamy wiele ciekawych wniosków mających ogromny wpływ na nasze poglądy i nastawienie do życia.

mój stosunek do Boga

Ktoś powiedział, że Józef Smith uczynił Boga bardziej ludzkim a człowieka bardziej boskim. Dzięki objawieniom otrzymanym przez proroka Józefa Smitha dowiedziałem się, dlaczego Bóg chce, byśmy nazywali go naszym Ojcem. Nie jest to jakaś poetycka metafora, ale świadomość, że Bóg jest dosłownym Ojcem mojego ducha. Żyłem z Nim przez długi czas zanim narodziłem się w materialnym świecie, dobrze go znałem i On bardzo dobrze mnie zna. Nie jest On jakimś obłokiem bez formy czy energią, ale wyniesionym Człowiekiem. Jestem do Niego podobny z wyglądu. Kiedy do Niego powrócę, będę mógł jak Adam przechadzać się z moim Ojcem po ogrodzie, rozmawiając i ciesząc się jego obecnością (Gen. 3:8) albo jak Mojżesz będę mógł rozmawiać z Bogiem twarzą w twarz, tak jak człowiek rozmawia ze swoim przyjacielem (Księga Wyjścia 33:11).

mój stosunek do ludzi

Usłyszałem kiedyś taki zarzut: zbyt wygórowana opinia o swoim pochodzeniu i nieograniczonym potencjale może człowieka nakłaniać do wywyższania się nad innymi. Myślę, że jest dokładnie odwrotnie.

Znam członków pewnych chrześcijańskich denominacji, którzy wierzą, że zbawienie jest zarezerwowane tylko dla ich współwyznawców. Wszyscy inni - w zależności od kościoła - albo będą cierpieć w piekle albo przestaną istnieć na zawsze. Z doświadczenia wiem, że takie supremacjonistyczne podejście do ludzi innych wierzeń przekłada się na w sposób negatywny na stosunki ze znajomymi a nawet członkami rodzin. Po co bowiem angażować się emocjonalnie z osobą, która wcześniej czy później przestanie istnieć?

W Kościele Jezusa Chrystusa wierzymy, iż błogosławieństwa Życia Wiecznego nie są zarezerwowane dla członków naszej społeczności. Każdy człowiek wcześniej czy później, w życiu lub po śmierci, będzie mógł przyjąć ewangelię i przez łaskę Chrystusa wstąpić do swego wyniesienia. Z drugiej strony - ideał doskonałego Świętego w Dniach Ostatnich, który przyjął chrzest, służył na misji, założył rodzinę, wygłaszał piękne przemówienia i poświęcał swój czas w przywódczej odpowiedzialności, może kiedyś z tej wąskiej ścieżki zboczyć, albo już teraz obłudnie grzeszy w tajemnicy przed światem. Nie dzielimy więc ludzi na wierzących i niewierzących, członków i innowierców. Zamiast osądzać innych, każdy z nas zainteresowany jest raczej swoim własnym postępem duchowym. Tak przynajmniej uczą nas żyjący prorocy (nie każdy członek Kościoła stosuje w życiu ich nauki).

Odkąd wyjaśniono mi zasady Wiecznego Postępu, patrzę na ludzi nieco inaczej. Wiem, że są moimi dosłownymi braćmi i siostrami. Wszyscy ludzie na świecie nimi są. Inaczej traktuje się kogoś, kto jest dosłownym synem czy córką wszechmocnego Boga. Inaczej patrzę na kobietę, kiedy wiem, że jest moją duchową siostrą i ukochaną córką Boga. Każdy człowiek podczas Wielkiej Narady z radością przyjął Plan Zbawienia i zaakceptował Jezusa jako swojego Zbawiciela i Odkupiciela (ci, którzy Go wtedy odrzucili nigdy nie otrzymają fizycznego ciała). Nawet mój największy wróg posiada nieskończony potencjał stania się doskonałą istotą.

Bóg nie stworzył zła

Przez wieki filozofowie i badacze Biblii spierali się kogo powinno się obarczyć za zło na świecie. Wielu ludzi doszło do (całkiem logicznego) wniosku, że skoro Bóg stworzył wszystko, stworzył również Szatana, który nakłania ludzi do złego postępowania i nienawiści. Dlatego to Bóg winny jest zła na świecie.

Objawiona prorokom wiedza o Planie Zbawienia tłumaczy istnienie zła zupełnie inaczej. Z tej doktryny dowiadujemy się, że zarówno Lucyfer jak i jego aniołowie, korzystając z zawsze respektowanej przez Boga wolnej woli, sami ściągnęli na siebie duchowy upadek. A więc każde dziecko Boga posiada nie tylko nieograniczony potencjał dobra, ale również i zła. Od nas samych zależy czy staniemy się niewolnikami diabła, czy też uczniami Jezusa Chrystusa.

prostota Planu Zbawienia

Ponieważ lubię uczyć się o doktrynach różnych religii, miałem okazję poznać nie jedną wizję duchowego aspektu świata przedstawicieli wielu denominacji. Często są to dość skomplikowane schematy. Na przykład, opisane w Biblii istoty dzieli się na Boga (jedną istotę w trzech osobach - Trójca Święta), archaniołów, serafinów, aniołów, ludzi, olbrzymów, diabłów, demonów, etc. Plan Zbawienia - w moim zrozumieniu - bardzo to wszystko upraszcza. Wszystkie te istoty są dziećmi Boga. Szatan i diabły są zbuntowanymi dziećmi, które doświadczyły nieodwracalnego upadku moralnego. Aniołowie to dzieci Boga, którzy albo jeszcze nie narodziły się na tym świecie, albo pomyślnie zakończyły swoja ziemską próbę i od czasu do czasu Bóg posyła ich do proroków i innych śmiertelników. Po zmartwychwstaniu Jezusa większość posłanych na ziemię aniołów posiadało zmartwychwstałe ciało (np. Jan Chrzciciel, który przez nałożenie rąk nadał Józefowi Smithowi i Oliwierowi Cowdery kapłaństwo upoważniające ich do dokonywania obrzędu chrztu).

cel życia

W Planie Zbawienia Bóg wyznaczył każdemu człowiekowi jakiś cel. Nie jesteśmy istotami, które powstały przez przypadek. Jesteśmy częścią bardzo ważnego planu. Bóg szanuje naszą wolność wyboru i nikogo do niczego nie zmusza. Każdy z nas może wyznaczyć swój własny cel i przez swoją determinację go osiągnąć. Podążanie ku celowi wyznaczonemu przez Boga gwarantuje nam jednak trwały spokój i szczęście podczas tego życia i Życie Wieczne po śmierci.

Dzięki wiedzy o Planie Zbawienia rozumiemy, że celem tego życia nie jest wyznanie o Jezusie, czy chodzenie do kościoła i przyjmowanie Komunii Świętej, przestrzeganie przykazań czy nawet pomaganie biednym – to wszystko to droga do celu, jakim jest jest STAWANIE się takim jak Jezus, duchowy postęp z nadzieją wypełnienia przykazania Zbawiciela, byśmy któregoś dnia stali się doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest. (Ew. Mateusza 5:48). Najłatwiej go osiągnąć przez służbę Bogu i bliźnim, skupiając się na pomaganiu innym w osiągnięciu ich doskonałości i szczęścia.

ludzki potencjał

Trudno jest przekonać małe dziecko, że gąsienica przeobrazi się kiedyś w pięknego motyla. Niemowlakowi trudno byłoby sobie wyobrazić, że pewnego dnia stanie się ojcem czy matką, albo odkrywcą nowej teorii naukowej, która zrewolucjonizuje świat. Tak samo nam trudno uwierzyć w swój własny nieograniczony potencjał. Dzięki przywróconej w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich wiedzy, nie musimy się zastanawiać jak osiągnąć największy potencjał. Dla każdej kobiety bycie dobrą matką a dla mężczyzny – dobrym ojcem, wraz z licznymi przeciwnościami i wyzwaniami jakie to niesie – otwiera drogę ku boskiej naturze jakimi cieszą się nasi Wieczni Rodzice.

Wolność

Fundamentalną różnicą między ofertami Jezusa i Lucyfera była zasada wolności. Niektórzy z proroków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich nauczali, że cechujący historię ludzkości odwieczny konflikt między wolnością a zniewoleniem człowieka jest kontynuacją wojny w niebie między siłami Jezusa a siłami Szatana. Na przykład Prezydent Ezra Taft Benson (1899 – 1996) głosił, że członkowie Kościoła mają obowiązek wspierania na świecie zasady wolności (ang. liberty) i nie mogą liczyć na nagrodę w niebie pozostając w tej kwestii neutralni. Szczególnie zachęca się Świętych do walki z takimi diabelskimi systemami jak Socjalizm czy Komunizm.
Podczas gdy wszystkie inne zasady ewangelii są ważne, to właśnie od kwestii wolności zależało otrzymanie ciała. Znalezienie się po niewłaściwej stronie kwestii wolności podczas wojny w niebie oznacza wieczne potępienie. Jak więc Święci w Dniach Ostatnich mogą oczekiwać ucieczki od wiecznych konsekwencji stojąc podczas tego życia po niewłaściwej stronie? Wojna w niebie szaleje dzisiaj na ziemi. Kwestie pozostały te same: Czy ludzie będą zmuszani do robienia rzeczy, które inni uważają, że są dla ich najlepszego dobra czy też podążać będą za radą proroka i zachowają swoją wolność? (Ezra Taft Benson, 1965)

Zadośćuczynienie

Myślę, że to wspaniale, że żyją na świecie Chrześcijanie, którzy bez znajomości Planu Zbawienia gotowi są do największych poświęceń dla sprawy Jezusa czy chrześcijańskich zasad. Swoim nastawieniem do życia i zachowaniem wykazują oni ogromny szacunek dla Ofiary czyli Zadośćuczynienia za grzechy ludzkości. Kiedy byłem młody, spędziłem dwa lata głosząc przywróconą ewangelię, łącznie z Planem Zbawienia często osobom, które już błogosławione były za swoje oddanie tej porcji ewangelii, którą już posiadali. Jak wielkim błogosławieństwem było dla wielu z nich uzupełnienie wiedzy o Zadośćuczynieniu jako centralnym elemencie wiecznego planu.

Zrozumienie sensu życia i zasad ewangelii Jezusa Chrystusa bez wiedzy o życiu przedśmiertelnym jest jak oglądanie sztuki teatralnej rozpoczynając od drugiego aktu.

moja żona i nasze dzieci

Małżeństwo to nie tylko podstawowa komórka społeczeństwa czy praktyczne podejście do stworzenia najbardziej optymalnych warunków dla rozwoju dzieci. Małżeństwo to wieczna zasada. Wyniesienie to wieczne życie z Bogiem i naszymi rodzinami w bardzo dobrym miejscu, którego chwała różni się od tej jakiej doświadczamy w tym życiu jak blask słońca różni się od blasku gwiazdy. To dlatego Mesjasz cierpiał za moje grzechy i dał Piotrowi, pierwszemu prezydentowi założonego przez siebie Kościoła klucze Królestwa Niebios by mógł tą mocą wiązać czy pieczętować związek małżeński mężczyzny i kobiety. Jeśli małżonkowie pozostaną wierni i nie popełnia śmiertelnego grzechu, nie zakończy się z chwilą śmierci jednego z nich, ale trwać będzie przez całą wieczność (Mateusz 16:19).

duma i pokora

To dzięki pokorze Jezus był Bogiem i umiłowanym Synem naszego Ojca jeszcze zanim przyszedł na świat w Betlejem. Z drugiej strony, to przeciwieństwo pokory - duma doprowadziła do upadku Lucyfera.

Znajomość Planu Zbawienia nakłania mnie do refleksji o swojej naturze, swoim miejscu na spektrum między złym Szatanem a dobrym Jezusem. W swoim życiu nie raz łapię się na reagowaniu na niektóre przeciwności nie pokornie, ale pozwalając dumie na uciszanie podszeptów swojego sumienia (objawień od Ducha Świętego). Nie raz zastanawiam się, czy jestem bardziej podobny do Szatana czy Jezusa. Kiedykolwiek się nad kimś wywyższam, kiedykolwiek robię coś, nawet coś dobrego, po to, by być pochwalonym, a kiedy nie jestem to odczuwam gniew i chęć buntu – zdaję sobie sprawę, że daleko mi jeszcze do boskiej doskonałości a nawet do nazywania się świętym czy uczniem Jezusa. Kiedykolwiek próbuję zmusić kogoś do zrobienia czegoś - nawet czegoś dobrego - to przypominam sobie, że to Szatan chciał zmusić ludzi do zbawienia (co oczywiście nie jest możliwe tak samo jak socjalizm nigdy nie prowadzi do dobrych efektów).

BEZ PRZESADY, czyli jak ważna jest cierpliwość

Dobrze jest znać te zasady. Dobrze jest rozumieć która droga prowadzi do duchowego upadku a jaką wyznaczył dla nas Jezus Chrystus. Dobrze jest wyznaczać sobie wysokie, ambitne cele. Pod warunkiem jednak, że nie zapominamy o całości Planu Zbawienia. Musimy zawsze pamiętać, że Bóg nie oczekuje od nas doskonałości podczas tego życia. Nie należy więc się umartwiać nad każdym poczynionym błędem. Jest ogromna różnica między żalem za grzechy a przygnębieniem czy rozpaczą, które często są efektem nie pokory, a właśnie dumy.

W moim przypadku (i myślę, że wielu braci i sióstr w Kościele myśli o sobie podobnie), droga duchowego postępu wygląda jak marsz wariata, który robi trzy kroki do przodu i dwa do tyłu, trzy do przodu, jeden do tyłu, czasem cztery do przodu, a czasem dziesięć do tyłu. Myślę, że nie ma w tym nic złego (pod warunkiem, że nie robimy bardzo poważnych błędów). Przywódcy Kościoła Jezusa nauczają, że nie powinniśmy oczekiwać od siebie doskonałości już teraz, ale raczej starać się być trochę lepsi niż wczoraj czy tydzień temu.

płeć jest wieczna

Piszę to w czasach, w których panuje na świecie moda na podkreślanie wyjątków od reguł, także w kwestii płci. Wiedza o Planie Zbawienia nie pozostawia wątpliwości, że istnieją dwie płcie - męska i żeńska. Nie da się zmienić płci człowieka ingerując w jego ciało fizyczne.

W 1995 roku, przywódcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich - prorok i wszyscy żyjący apostołowie podpisali się pod natchnionym dokumentem o tytule Rodzina: Proklamacja dla Świata. Oto jego fragment:
Wszystkie istoty ludzkie — mężczyźni i kobiety — są stworzone na obraz i podobieństwo Boga. Każdy jest umiłowanym synem lub córką niebiańskich rodziców, i dlatego każdy posiada boską naturę i przeznaczenie. Płeć stanowi zasadniczą cechę tożsamości i celu istnienia każdej osoby w jej życiu przed przyjściem na ziemię, podczas życia ziemskiego i w wieczności.

zdrowie

Moje ciało fizyczne jest darem od Boga. Dlatego powinienem je szanować unikając substancji szkodliwych i doprowadzających do nałogów. Święci w Dniach Ostatnich przed swoim chrztem zobowiązują się (zawierają z Bogiem przymierze), że nie będą pić alkoholu i innych szkodliwych używek, palić papierosów, etc. Zachęcani też jesteśmy do uprawiania sportów i zdrowej rekreacji. Wg. badań dokonanych w USA, członkowie Kościoła w tym kraju żyją dłużej od pozostałych Amerykanów o 8 do 10 lat (podobnymi wynikami mogą się pochwalić tylko Adwentyści Dnia Siódmego).

ZAKOŃCZENIE

Przedstawiłem tu, najprościej jak potrafiłem, doktrynę Wiecznego Postępu i niektóre z jej implikacji. Przytoczyłem kilka fragmentów z Biblii wskazujących na znajomość tych nauk w czasach starożytnych. Nie należy ich jednak traktować jako dowodów. Proszę pamiętać, że wierzymy nie tylko w objawienia zawarte w Biblii, ale również w innych pismach świętych. Wierzymy też, że żyją na świecie prorocy, którzy nauczają ewangelii mając do tego upoważnienie od Boga. Nie twierdzimy więc, że wszystko w co wierzymy pochodzi z Biblii lub jej interpretacji. W przeciwieństwie do wielu innych Chrześcijan nie przymykamy też oczu na fakt, że niektóre fragmenty w Biblii zostały zniekształcone (stąd wiele różniących się od siebie przekładów tego zbioru natchnionych pism). Zarzucanie nam więc nauk, które zaprzeczają Biblii w oparciu o kilka wyjętych z kontekstu i często zmienionych wersetów twierdzących np. że Bóg jest duchem czy że nikt nigdy nie widział Boga, nie robi na nas wrażenia. Tym bardziej, że nie trudno w tej samej księdze znaleźć fragmenty, które wydają się obalać te twierdzenia (np. o Mojżeszu, który rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, etc.).

Na koniec warto podkreślić, że Wieczny Postęp nie jest doktryną, na którą poświęcamy w Kościele więcej czasu od pozostałych doktryn. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że nie często słyszy się przemówienia lub uczestniczy w lekcjach poświęconych temu tematowi. Nasi nauczyciele skupiają się na podstawowych zasadach ewangelii takich jak wiara w Jezusa Chrystusa, pokuta za grzechy, Zadośćuczynienie czy miłość bliźniego. Żadna wiedza czy wizje celestialnego królestwa nikomu nie pomogą, jeśli nie nauczy się żyć w wierze w Chrystusa, kochać i służyć bliźniemu, przebaczać i co jakiś czas prostując swój kurs. Nie mniej - Plan Zbawienia bardzo pomaga w zrozumieniu wielu innych nauk.