Mija 28 lat od mojego chrztu w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.
Jest koniec roku 1990go. Mój przyjaciel, Kuba Górowski przyprowadza do mnie dwóch sympatycznych obcokrajowców w naszym wieku ubranych w białe koszule i krawaty. Odgaszam papierosa i zapraszam ich do środka. Nie chcą ani kawy ani herbaty. Dziwni jacyś. Ale pogadać nie zaszkodzi.
Zaczyna się od ciekawości, która przeradza się w pragnienie przekonania się, czy to, co słyszę od misjonarzy jest prawdą. W końcu zadaję Bogu właściwe pytanie i robię to zupełnie szczerze, choć mam w głębi duszy nadzieję, że odpowiedź będzie: "daj sobie z tym wszystkim spokój." Odpowiedź przychodzi, ale odmienna - "Tak, to Ja posłałem Józefa Smitha i powołałem go na proroka tak jak wcześniej posyłałem Mojżesza, Piotra i innych".
Chrzest rozpoczyna okres fascynacji naukami Biblii, Księgi Mormona i innymi zapiskami proroków ale i do pewnego stopnia ignorowania tych aspektów doktryny i historii Kościoła Jezusa Chrystusa, które są niewygodne, niepokojące.
W czerwcu 1992 roku wsiadam w samolot i przy muzyce mormońskiego chóru (nie zmyślam!) ruszam do Stanów Zjednoczonych na misję. Przez prawie dwa lata latam w białej koszuli po upalnym i mroźnym Chicago z Księgą Mormona pod pachą gotowy na rozmowę z każdym ciekawym. Parę razy ta ciekawość przeobraża się w pragnienie przekonania się i kolejne osoby otrzymują osobiste objawienie.
Potem są studia w Utah. Pewnego dnia zdaję sobie sprawę, że czuję się gotowy na głębsze poznanie sprawy poligamii, rzekomego rasizmu i innych tematów, których do tej pory unikałem. Rozpoczyna się fascynacja historią Kościoła i literaturą krytyczną wobec "Mormonów", która trwa do dzisiaj.
Poznaję Lisę, pobieramy się w świątyni w Salt Lake City i po paru latach przeprowadzamy się z córeczką do Polski. Tu spędzam większość swojego wolnego czasu jako wolontariusz służąc w Kościele, głównie niejako nadzorując działalność kilku kongregacji ("gmin") Kościoła na południu kraju. Pięknie to wszystko wspominam - wiele odpowiedzi na modlitwy, wiele spotkań z przeróżnymi członkami Kościoła reprezentującymi cały wachlarz wiary - od świętego po odstępcę a nawet obłudnika. Mam też przyjemność spotkać kilku apostołów i innych natchnionych Braci kierujących Kościołem. W tym okresie Lisa przyprowadza na świat kolejne dzieci. Jesteśmy szczęśliwą rodzinką, choć od czasu do czasu wszystko jest do bani i wtedy łażę po lesie, bo bardzo lubię to robić.
Nagle zostaję "odwołany" z "powołania" jako prezydent dystryktu katowickiego. To duża dla mnie zmiana. Zamiast cotygodniowych przemówień, lekcji i szkoleń, kompletna cisza. Mijają dwa lata zanim po raz pierwszy jestem poproszony o kolejne przemówienie. Od tamtej pory mam dość luźny kontakt z członkami Kościoła Jezusa Chrystusa w Polsce. Niektórych bardzo lubię, ale mieszkają dość daleko ode mnie, inni mnie nieco irytują a jeszcze inni - szkoda gadać. Rozpoczyna się okres kryzysu wiary. Nie świadectwa, czyli głębokiego przekonania o tym, że to Bóg kieruje Kościołem Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, ale wiary. Głównie wiary we własne możliwości, wewnętrzną siłę pokonania tych cech charakteru, których chciałbym się pozbyć. Chwilami mam ochotę zapytać dlaczego Bóg mnie opuścił, a kiedy indziej stwierdzam, że za bardzo się pewnymi sprawami przejmuję. Ogólnie jednak nie jest źle, żona fajna jak zawsze, dzieci rosną, jest wiele ciekawych książek, w lesie pięknie pachnie, gwiazdy świecą, a "ziemia toczy swój garb uroczy".
Swoje członkostwo w Kościele zawdzięczam w dużej mierze przemyśleniom, które pojawiały się w mojej głowie pod koniec lat osiemdziesiątych. To zwariowany okres przemian w Polsce, na świecie i tak się złożyło, że w duszy niespokojnego, zbuntowanego nastolatka, którym byłem. Sporo wtedy czytałem i ciągnęło mnie do "ciekawych" ludzi. Przez jakiś czas fascynował mnie Buddyzm i w pewnym momencie zakochałem się w twórczości Edwarda Stachury (który napisał o wiele więcej od kilku ładnych, znanych od jakiegoś czasu piosenek). To właśnie ciekawi ludzie wpoili we mnie szacunek do wartości Prawdy. Stwierdziłem, że nie dobrze jest prawdy ignorować a dobrze jest prawdę akceptować, nawet kiedy wymaga to przyznania się do wcześniejszych błędów.
Sporo jest informacji w sieci na temat wierzeń i historii "Świętych w Dniach Ostatnich" (niektórzy nadal nazywają nas "mormonami"). Niestety, większość z nich jest nieprawdziwa albo niepełna. Nasi krytycy lubią się rozpisywać o sprawach kontrowersyjnych i - jak to zwykle bywa, patrząc na nas krytycznie, dostrzegają więcej negatywów niż pozytywów. Z drugiej strony - wielu członków Kościoła zamyka oczy przed kontrowersją, oddając tym samym scenę kłamczuchom albo osobom źle poinformowanym. Istnieją na szczęście też i głosy ludzi, którzy cenią sobie tę starą, wypróbowaną wartość, jaką jest Prawda. Są to zarówno członkowie Kościoła jak i osoby do niego nie należące. Niektóre najlepsze książki na temat historii Świętych w Dniach Ostatnich napisane były przez historyków, którzy nie podzielają naszej wiary.
Moją aspiracją nie jest napisanie naukowej książki, czy wykładanie historii "mormonizmu". Nie chcę też wybielać tego, co nie jest białe czy rozciągać jak gumkę od majtek tych aspektów, którymi warto się pochwalić. Chcę po prostu należeć do grupy ludzi dokładnych i uczciwych. Nie chcę uciekać od żadnych faktów, ani ich ukrywać. Dlatego właśnie pozwoliłem sobie na użycie w podtytule tego blogu słowa "obiektywny". Tak, można być członkiem wyznania i jednocześnie obiektywnie się o nim wypowiadać. Wystarczy wierzyć w Prawdę i w to, że tylko Ona czyni ludzi wolnymi. Bóg nie oczekuje ode mnie (od nikogo!), bym nawracał ludzi metodami stosowanymi przez niektórych sprzedawców noży, garnków czy super-odkurzaczy. Myślę, że On chce szczerości, obiektywności i poszanowania dla Prawdy - jakakolwiek by ona nie była. Takim Świadkiem Prawdy był Jezus z Nazaretu. Warto Go naśladować. Takie więc stawiam sobie zadanie.
Krótko mówiąc: Nikogo tu nie próbuję nawrócić. To sprawa między Tobą a Bogiem. Chcę się tylko podzielić swoim punktem widzenia na sprawy związane z wierzeniami i działalnością Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich do którego należę. Chcę się niejako wytłumaczyć dlaczego jestem jego członkiem i wraz z małżonką, pomimo pewnych przeciwności świadomie naprowadziliśmy nasze dzieci na tę właśnie drogę.
Jakbym siebie czytał.
OdpowiedzUsuńMiło usłyszeć. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń41 years old Speech Pathologist Ambur McCrisken, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Puzzles. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Ferrari 340 MM Spider. znajdz to
OdpowiedzUsuńradcy prawni w rzeszowie
OdpowiedzUsuń