piątek, 11 stycznia 2019

lunaparkowy gabinet luster, czyli Internet o Księdze Mormona i innych ciekawych sprawach

Parę dni temu postanowiłem sprawdzić czego z pomocą wyszukiwarki Google może dowiedzieć się np. ktoś, kto po rozmowie z misjonarzami chciałby poszerzyć swoją wiedzę o Kościele Jezusa Chrystusa, naszych naukach, praktykach lub historii. Zacząłem po kolei wprowadzać takie hasła jak „mormoni” (ludzie nadal tak nas nazywają), „Księga Mormona” i „Józef Smith”.

Pierwsze wyniki to oficjalne publikacje Kościoła, a więc najbardziej autorytatywne. Najbardziej czysta woda jest u źródła. Jednak realia są takie, że większość ludzi omija oficjalne publikacje organizacji, którą chcą lepiej poznać, zakładając, że są one odpowiednio zdezynfekowane i wybielone. Wolą usłyszeć głosy albo „zwykłych ludzi”, w tym przypadku członków Kościoła, albo jego krytyków, którzy nie będą przecież ukrywać negatywnych aspektów. Problem w tym, że niewielu Świętych w Dniach Ostatnich w Polsce publikuje swoje teksty w Internecie. Pozostają więc krytycy, a ci niestety, przy doborze słów i „informacji” kierują się często jednym celem – skierowanie opinii czytelników przeciwko Kościołowi i zniechęcenie ich do rozmów z jego członkami.

Szybko zrozumiałem dlaczego coś tak wspaniałego jak Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich z jego bardzo pozytywnym wpływem na swoich wyznawców a nawet na całe społeczności i narody w których żyją, spotyka się w Polsce często (i pewnie nie tylko) z obojętnością, a czasem nawet z niechęcią. Żaden przyzwoity człowiek nie dopuści nawet do swojego umysłu możliwości, że ludzie uznający za proroka poligamistę, stawiający na równi Jezusa i Lucyfera, zmuszający swoich wyznawców do przekazywania Kościołowi dużą część swoich zarobków, chrzczący trupy i odprawiający masońskie rytuały po kryjomu czcząc szatana mogą zaoferować cokolwiek cennego. Tylko że żadne z tych twierdzeń nie są prawdziwe.

Jak nie ulec manipulacji internetowych kłamczuchów? Jak rozpoznać czy przedstawione informacje są prawdziwe czy fałszywe?

Jak każdy świetny wynalazek, Internetu trzeba używać rozsądnie. Tak jak robią to odpowiedzialni użytkownicy kart kredytowych, szybkich samochodów, czy technologii atomowej – unikając wykorzystywania ich pełnego potencjału.

Sieć www można porównać do ogromnego gabinetu luster, labiryntu niezliczonych korytarzy w których zawieszone są zarówno lustra odzwierciedlające rzeczywistość jak i te, które rzeczywistość fałszują. Nie tylko Internet. W zniekształcaniu, a czasem nawet wywracaniu rzeczywistości do góry nogami świetnie sobie radzą pozostałe media - telewizja, radio czy prasa.

Większość z nas bezkrytycznie, niestety, łyka fastfoodowe dania medialne. Nic więc dziwnego, że czasem aż strach wyjść z domu, nawet pomyśleć jak przerażający jest świat, w którym dane jest nam żyć. Coraz więcej ludzi żyje w biedzie i nie ma dostępu do wody pitnej, ogromny procent populacji świata nie umie czytać, większość dziewczynek nie chodzi do szkoły, i tak dalej.

Czy w dużej mierze zgodziłbyś się z powyższym skróconym opisem życia na naszej planecie? Jeśli tak, to mam dla Ciebie dobrą wiadomość - jest dokładnie odwrotnie. Jeśli użyjesz Internetu starannie, poszukując danych godnych zaufania i faktów to okaże się, że pomimo zła, którego niewątpliwie nadal jest zbyt wiele, tak naprawdę to nie jest wcale tak źle. I z roku na rok robi się coraz lepiej. Oto parę faktów o których dowiedziałem się ze świetnej książki "Factfulness " (polecam!):

Coraz mniej dzieci umiera (ok. 4% przed skończeniem 5 lat). Coraz mniej ludzi ginie w klęskach żywiołowych. Coraz mniej ludzi odczuwa głód (w 1970 roku 28% ludzi na świecie żyło w biedzie, od tamtej pory liczba ta zmalała do 11%). W roku 1800 tylko 10% światowej populacji umiało czytać. Obecnie aż 86% ludzi potrafi czytać i pisać. Aż 90% dziewczynek chodzi do szkoły (prawie tyle samo, co chłopców - 92%). 88% ludzi ma dostęp do pitnej wody. Jednym z niewielu negatywnych trendów jest wzrost ofiar terroryzmu, ale i ten problem nie jest tak powszechny jak by się mogło wydawać.

Wyolbrzymianie, lekceważenie faktów i wymyślanie nieistniejących problemów przynosi wielu ludziom korzyści (nie tylko mediom, ale również politykom, działaczom społecznym a także tym wyznawcom, którzy nie są pewni czy wybrali prawdziwą religię). Pozostańmy jednak przy mediach. Komu na przykład będzie się chciało przeczytać artykuł o tym jak samolot bezpiecznie wystartował a potem wylądował w miejscu przeznaczenia? Więcej klików, polubień i udostępnień wygeneruje artykuł o katastrofie lotniczej. Mimo, że zdarzają się takowe bardzo, bardzo, bardzo rzadko. Prawie nigdy (a może właśnie dlatego).

O tym co może motywować wyznawców jednej religii do demonizowania innej nie będę się tu rozpisywał. W niektórych przypadkach niewątpliwie chodzi o kasę, w innych może to być szczera chęć uchronienia kogoś przed potencjalnymi, domniemanymi kłopotami związanymi z zaangażowaniem się w działalność „niebezpiecznej sekty religijnej”. Nie wiem dlaczego np. Świadkowie Jehowy w swoich publikacjach na temat Hinduizmu z tysięcy używanych przez Hindusów symboli wybierają właśnie ten przypominający nazistowską swastykę. Wiem jednak, że Hindusi nie są faszystami tak jak Katolicy nie są kanibalami co tydzień zjadającymi ciało swojego założyciela, wielu księży katolickich nie molestuje dzieci, Protestanci nie wymordowali rdzennej ludności Ameryki, Polacy nie polują na białe niedźwiedzie i żydowskich rabinów, ateiści nie są złymi ludźmi bo nie wierzą w istnienie Boga, a Święci w Dniach Ostatnich nie są politeistami, nie uczą się podczas lekcji Szkoły Niedzielnej o współżyciu płciowym bogów jak to sugerują anty-mormońskie publikacje, nie cierpią na zaburzenia psychiczne częściej niż członkowie innych wyznań i nie – nie praktykują poligamii (wg. badań naukowych jesteśmy najbardziej monogamiczną religią w USA).

Jeszcze raz gorąco polecam książkę Hansa Roslinga - "Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą" (nie zgadzam się z niektórymi opiniami i wnioskami autora, ale kierowanie się opisanymi tam zasadami faktycznie prowadzi do obiecanego w tytule celu – zastąpienie stereotypów realną wiedzą). Książka ta dostępna jest w języku polskim.

Jeżeli nie masz specjalnej ochoty na jej lekturę to podaję poniżej parę wykresów sporządzonych przez Roslinga, które mogą obrócić Twoją opinię o naszym świecie do góry nogami, albo raczej odwrotnie – do góry głową. Posłużą jak szczepionka na roznoszone po Sieci przez świadomych lub po prostu nierzetelnych kłamczuchów wirusy fałszu – nie tylko o Księdze Mormona, Józefie Smithie i Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz