niedziela, 10 marca 2019

Czy istnieje kilka zaprzeczających sobie wersji Pierwszej Wizji Józefa Smitha?

Józef Smith Jr. wiele razy opowiadał o wydarzeniach prowadzących do powstania Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Jeszcze jako dziecko czytał sam i wspólnie z rodziną Biblię. Odwiedzał też kongregacje różnych denominacji uważnie wsłuchując się w nauki głoszone przez pastorów, kaznodziei i innych lokalnych przywódców. Ze zdumieniem zauważył, że doktryny poszczególnych kościołów różnią się od siebie. Każda religia uznająca Biblię za natchniony autorytet przedstawiała inne zasady, których przestrzeganie stawiano jako warunek do zbawienia. Lektura Nowego Testamentu nie pozostawiała młodemu Józefowi wątpliwości, że Jezus założył tylko jeden Kościół. Kościół ten nie mógł być podzielony na frakcje – każda ze swoimi unikalnymi naukami i obrzędami. Kiedy miał 14 lat, zainspirowany przeczytaną w Biblii obietnicą, że Bóg odpowiada na modlitwy wierzących, udał się do pobliskiego lasu i tam po raz pierwszy w życiu modlił się na głos, by zapytać Boga do którego kościoła powinien przystąpić. Jego rozmowa z Jezusem Chrystusem znana jest w historii Kościoła pod nazwą Pierwszej Wizji.

Pierwsza Wizja jest pierwszym wydarzeniem prowadzącym do powstania Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Nic więc dziwnego, że jest też obiektem ataków krytyków Kościoła. Jeżeli autorowi anty-mormońskiego tekstu uda się przekonać swojego czytelnika, że Józef zmyślił sobie Pierwszą Wizję, osiągnął swój cel. Ale jak udowodnić, że jedyny świadek jakiegoś wydarzenia kłamie w swoich zeznaniach? Jest pewien sposób. Policjanci znają techniki przeprowadzania przesłuchań, które polegają na zadawaniu pytań o to samo wydarzenie tak, by kłamczuch pogubił się w swoich relacjach. Jeżeli świadek raz zezna na przykład, że po raz ostatni widział osobę zaginioną w towarzystwie swojego męża trzymającego w ręku nóż a innym razem stwierdzi, że trzymał on siekierę – nie pomogą tłumaczenia, że nie ma znaczenia co dokładnie widział, ważne, że była to broń, której z pewnością użyto. Taki świadek staje się niewiarygodny (i sam dołącza do listy podejrzanych).

Istnieją cztery zapiski relacji Józefa opisujące to wydarzenie. Krytycy twierdzą, że relacje te różnią się od siebie i odkąd zostały odnalezione wykrzykują mantrę o zaprzeczających się opisach Pierwszej Wizji. Mantra ta od jakiegoś czasu odśpiewywana jest także w języku polskim. Postanowiłem więc przetłumaczyć wszystkie nieprzetłumaczone jeszcze relacje z Pierwszej Wizji i przedstawić je czytelnikowi wraz z najbardziej znaną – przetłumaczoną już relacją. Teraz zamiast pokładać wiarę w krytykach Kościoła, sam możesz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście którekolwiek z tych świadectw zaprzecza pozostałym.

Relacje mogą być różne, a jednocześnie nie zaprzeczać sobie nawzajem

Zanim przejdziemy do czterech relacji Józefa Smitha, warto zwrócić uwagę na dwie ważne sprawy. Po pierwsze, kiedy opowiadamy o tym samym wydarzeniu, nasze sprawozdanie może podkreślać różne jego aspekty w zależności od okoliczności w jakich poproszono nas o podzielenie się swoją wiedzą. Za przykład podam własne doświadczenie.

Kiedy ktoś się mnie pyta dlaczego zostałem ochrzczony w Kościele Jezusa Chrystusa, zazwyczaj odpowiadam, że czytałem Księgę Mormona, a następnie modliłem się do Boga z zapytaniem, czy Józef Smith był Jego prorokiem. Kiedy jednak pytanie zostanie zadane nieco inaczej to moja odpowiedź, również prawdziwa, brzmi inaczej. Na pytanie: Jak trafiłeś do Kościoła? odpowiadam najczęściej, że mój przyjaciel, Kuba Górowski, przyprowadził mnie do Ewangelii. Zauważyłem jednak, że kiedy to lub podobne pytanie zadaje jakiś misjonarz czy misjonarka, zakładając, że nie są zainteresowani długim felietonem, odpowiadam szybko, że spotkałem kiedyś na ulicy dwie misjonarki trzymające w ręku Księgę Mormona. Aby sprawę jeszcze bardziej skomplikować, parę razy moim rozmówcą okazuje się ktoś, kto zna pewnego byłego już lekarza, który – wcale mi nie wstyd z tego powodu – pomógł mi uniknąć przywileju dwuletniej służby wojskowej w PeeReLowskiej armii. Jeżeli moim rozmówcą jest współwyznawca to często dodaję, że to dzięki temu naszemu wspólnemu znajomemu jestem teraz członkiem Kościoła.

Jak to więc było naprawdę? Która z moich relacji jest prawdziwa? Czy zostałem mormonem bo modliłem się na temat Józefa Smitha czy dlatego, że czytałem Księgę Mormona? Czy misjonarzy spotkałem na ulicy, czy przyprowadził ich do mnie mój nieżyjący już przyjaciel Kuba? A może to mój lekarz zaprosił mnie na spotkania do Kościoła? Skoro udzieliłem tylu różnych odpowiedzi to czy można mi w ogóle zaufać?

Otóż prawda jest taka, że pewnego dnia Kuba i ja pojechaliśmy na wycieczkę do Wiednia, gdzie spotkaliśmy dwie misjonarki. Zostawiliśmy im nasze adresy i po kilku miesiącach ja otrzymałem Księgę Mormona z rąk listonosza, a do Kuby przyniosło ją dwóch misjonarzy. Po miesięcznej przerwie w kontakcie z Kubą dowiedziałem się od niego, że planuje zostać ochrzczony. Zaciekawiło mnie to i przyjąłem zaproszenie na spotkanie z misjonarzami. Kuba też, wiedząc o mojej determinacji w uniknięciu obowiązkowej służby wojskowej, polecił mi znajomego, którego spotkał w Kościele – lekarza, który być może będzie mi w stanie jakoś pomóc. Tak też zrobiłem. Podczas naszych rozmów o moim zdrowiu, lekarz ten opowiadał mi dużo o swoim nawróceniu i skutecznie zachęcił mnie do przyjścia na spotkanie w Kościele. W międzyczasie były rozmowy z misjonarzami, godziny spędzone na samotnej lekturze Biblii i Księgi Mormona. W końcu postanowiłem poradzić się Boga w tej sprawie i otrzymałem odpowiedź, co wpłynęło na moją decyzję o chrzcie.

Swoją historię nawrócenia opowiadam nieco inaczej w zależności od okoliczności – do kogo kieruję me słowa, o czym właśnie rozmawialiśmy, albo po prostu – jakie wydarzenie przychodzi mi właśnie na myśl. Jeżeli moje relacje nie wykluczają się wzajemnie (przecież fakt spotkania misjonarek we Wiedniu nie wyklucza możliwości spotkania kolejnych misjonarzy w Łodzi), wniosek, że kłamię jest nieuzasadniony. Gdybym jednak jednej osobie powiedział, że zostałem ochrzczony w Łodzi a innej, że w Salt Lake City – to faktycznie stałbym się osobą niewiarygodną.

Księga Mormona nie zachęca do dzielenia się wszystkimi szczegółami osobistego doświadczenia duchowego

Wielu członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich doświadczyło w swoim życiu rzeczy, które można zaliczyć do kategorii cudownych. Proroctwa, sny, wizje czy innego rodzaju objawienia, uzdrowienia mocą kapłaństwa, etc. – takie doświadczenia są zazwyczaj bardzo osobiste. Nie są dane po to, by chwalić się o nich przed światem. Jezus przestrzegał przed rzucaniem pereł przed wieprze (Mateusz 7:6). Opowiadanie osobie nie wierzącej w Boga o cudownym uzdrowieniu czy wizji najczęściej prowokuje negatywną reakcję (wydawało ci się, autosugestia, zmyślasz, etc.). Kiedy członkowie Kościoła w Jerozolimie doświadczyli zesłania Ducha Świętego, obserwujący ich przechodnie stwierdzili, że byli pijani (Dzieje Apostolskie 2:13).

Józef Smith był pierwszym człowiekiem, który poznał treść Księgi Mormona. Był jej tłumaczem na język nowożytny. Niewątpliwie był zaznajomiony z przestrogą starożytnego proroka Almy, który powiedział:
Wielu ludziom dane jest poznanie tajemnic Boga, jednakże są oni zobowiązani ścisłym przykazaniem do zachowania tego dla siebie i przekazywania tylko tej części Słowa, którą On wyznacza ludziom według uwagi, jaką Mu poświęcają i według ich pilności wobec Niego. (Alma 12:9)
Zaznajomionego z tą doktryną nie frapuje fakt, że pełna relacja z rozmowy Józefa Smitha z Jezusem podczas Pierwszej Wizji nigdy nie została udzielona. W jednej z nich Józef dołączył taką oto uwagę: powiedział mi jeszcze wiele innych spraw, których nie mogę opisać w tej chwili. Nie powinno więc nikogo dziwić, że Józef przekazywał tylko te szczegóły z Pierwszej Wizji, które były stosowne w okolicznościach, w których ich udzielał. Kiedy na przykład celem przekazu jest przedstawienie wydarzeń prowadzących do powstania Kościoła, Józef wspomina, że Jezus zapowiedział przekazanie mu później dalszej wiedzy o pełni ewangelii, po czym rozpoczyna opowieść o rozmowie z aniołem, która miała miejsce dwa lata później. W innym przypadku Józef Smith podkreśla zasadę odkupienia za grzechy. W tej relacji z Pierwszej Wizji podkreśla słowa Jezusa, że jego grzechy zostały mu odpuszczone a następnie opisuje swoje doznania radości. Kiedy tematem rozmowy jest odpowiedź na pytanie który z istniejących kościołów jest prawdziwy zamiast wchodzenia w szczegóły – podawania liczby i opisu wyglądu zstępujących z nieba Postaci, Józef podkreśla tylko, że Jezus zabronił mu przystępowania do istniejących sekt religijnych, bo wszystkie są w błędzie.

Jeszcze raz pozwolę sobie na podzielenie się własnym doświadczeniem, które pomaga mi zrozumieć dlaczego Józef Smith mógł w niektórych ze swoich relacji z Pierwszej Wizji pomijać czasem najbardziej spektakularne, czy robiące wrażenie, szczegóły.

W roku 2005 wraz z innymi lokalnymi przywódcami z Europy Środkowej zebraliśmy się w kaplicy Kościoła w Budapeszcie, gdzie przez kilka godzin otrzymywaliśmy instrukcje od kilku przedstawicieli władz naczelnych Kościoła. Był tam między innymi obecny członek Kworum Dwunastu Apostołów – Starszy L. Tom Perry, który kierował w tym czasie działalnością Kościoła w Europie.

Ponieważ w każdym Kościele obowiązują nieco odmienne praktyki i zwyczaje, warto tu podkreślić, że w Kościele Jezusa Chrystusa nie ma podziału na słuchających i przemawiających, na „zwykłych członków” i przywódców, kapłaństwo czy kler. Każdy aktywny w Kościele członek ma (albo powinien mieć) jakąś odpowiedzialność (za którą nie otrzymujemy wynagrodzenia). Funkcja apostoła jest, owszem, szczególnym, albo bardziej widocznym powołaniem – członkowie na całym świecie znają nazwiska i wiedzą jak wyglądają wszyscy żyjący apostołowie. Apostoł jest specjalnym świadkiem Jezusa Chrystusa. Apostołowie nie różnią się jednak od pozostałych członków ubiorem czy zachowaniem. Są naszymi braćmi. Sami zaś często podkreślają, że nie ma znaczenia jaką mamy odpowiedzialność w Kościele – ważne jest tylko jak się z niej wywiązujemy.

Starszy L. Tom Perry (1922-2015)
Tak więc podczas spotkania w Budapeszcie cieszyłem się obecnością jednego z żyjących apostołów, jednak nie mogę powiedzieć, by Starszy Perry odróżniał się od pozostałych obecnych szczególną charyzmą czy traktowaniem. Tak jak inni nasi przywódcy, kiedy przyszła na niego kolej, Starszy Perry przekazywał nam instrukcje a potem oddawał mikrofon następnemu. Podczas przerwy udaliśmy się do oddzielnej sali, gdzie – tak jak pozostali – Starszy Perry stanął w kolejce po przygotowany przez lokalnych członków obiad a potem usiadł obok nas, w amerykańskim zwyczaju zarzucił krawat na plecy i przy lekkiej rozmowie – nie pamiętam – może o pogodzie, czy polityce – spożyć wspólnie posiłek.

Na zakończenie ostatniej sesji szkolenia Starszy Perry został poproszony o modlitwę na zakończenie. Poprosił wszystkich obecnych, by uklęknęli (w Kościele modlimy się na siedząco, było to więc dla mnie czymś nowym). Jak nakazuje zwyczaj, wszyscy zamknęli w skupieniu oczy a osoba prowadząca modlitwę – w tym przypadku Starszy Perry – zwrócił się do Boga dziękując za błogosławieństwa i prosząc o kolejne. Apostoł Perry wyraził wdzięczność za służbę zebranych braci i prosił o bezpieczeństwo i radość dla nas i naszych rodzin. W swojej modlitwie udzielił nam również błogosławieństwa apostolskiego prosząc Boga między innymi o to, byśmy wiedzieli, że jest On z nami.

Mniejsza zresztą o słowa, które były wypowiedziane podczas tej krótkiej modlitwy. To, co dla mnie było ważniejsze to doznania jakich wtedy doświadczyłem. Kiedy tak klęczeliśmy razem z pozostałymi braćmi, wyraźnie poczułem obecność Zbawiciela. Nigdy wcześniej ani później podczas modlitwy nie czułem fizycznej obecności Jezusa. Jak wielu innych ludzi nie raz otrzymywałem odpowiedzi na swoje modlitwy i opanowywało mnie wtedy wzruszenie zdając sobie sprawę, że wszechpotężny Bóg zna moje problemy i troszczy się o mnie. Nigdy jednak nie czułem Jego obecności tak jak podczas tej modlitwy Starszego Perry.

Po powrocie do Polski na pytanie jak było w Budapeszcie odpowiadałem, że wiele się nauczyłem, że fajnie było spędzić dużo czasu w dobrym towarzystwie, że Starszy Perry to miły, skromny a chwilami bardzo wesoły człowiek, etc. Nikomu jednak nie mówiłem o swoich doznaniach podczas tej ostatniej modlitwy, bo – zgodnie z przestrogą proroka Almy – postanowiłem to zachować tylko dla siebie. W końcu było to bardzo osobiste doświadczenie i zdaję sobie sprawę jak to wszystko może zabrzmieć w uszach tych, których tam z nami nie było. Z dwoma braćmi z Polski, którzy również byli obecni na spotkaniu w Budapeszcie też o tym nie rozmawiałem.

Starszy W. Craig Zwick
Jakieś pół roku później uczestniczyłem w spotkaniu w Katowicach, podczas którego gościliśmy jednego z doradców w prezydium obszaru Europy – Starszego Zwick. W swoim przemówieniu Starszy Zwick podzielił się świadectwem o obecności Zbawiciela podczas modlitwy Starszego Perry na konferencji prezydentów dystryktów w Budapeszcie. Wtedy zwracając się do mnie, zapytał: Czy ty również to poczułeś? Bez zastanowienia przytaknąłem, a kiedy przyszła kolej na moje przemówienie podzieliłem się swoim świadectwem o doznaniach w Budapeszcie.

Piszę tu o tym osobistym, duchowym doświadczeniu, bo po publicznym świadectwie Starszego Zwick nie czuję się już zobligowany do zatrzymywania tego dla siebie. Od tamtej pory świadczyłem o obecności Zbawiciela na spotkaniu w Budapeszcie, głównie mojej rodzinie, ale także na kilku spotkaniach w Kościele. Po raz pierwszy piszę o tym publicznie.

To doświadczenie nie jest niczym wyjątkowym w Kościele. Miliony Świętych w Dniach Ostatnich na całym świecie doznało rzeczy, które można tylko porównać do relacji ze wspaniałych wydarzeń opisanych w Biblii i Księdze Mormona. To, co tutaj podkreślam to fakt, że przez pół roku opowiadałem znajomym o różnych aspektach konferencji w Budapeszcie, głównie dzieląc się jakąś nauką, która zrobiła na mnie wrażenie, ale nikt z moich rozmówców nie dowiedział się ode mnie o tym jednym, najbardziej spektakularnym szczególe. Gdyby jakiś sceptyk usłyszał ode mnie później, że doznałem czegoś podobnego, mógłby to kwestionować zarzucając mi, że skoro doświadczyłem wizyty samego Jezusa, dlaczego zapomniałem o tym wspomnieć, kiedy wcześniej pytano mnie jak poszły spotkania w Budapeszcie? Jak można zapomnieć o czymś tak wyjątkowym? Otóż nie zapomniałem o tym. Po prostu myślałem, że nie powinienem się tym dzielić.

Dlatego też nie dziwi mnie wcale, że Józef Smith nie od razu podkreślał na przykład obecność Boga Ojca podczas Pierwszej Wizji, cytując tylko słowa Jezusa. Nie zawsze też wchodził w szczegóły wspominając o poprzedzających odwiedziny obu przedstawicieli Boskiej Trójcy zmaganiach z niewidzialną mocą próbującą powstrzymać go od modlenia się o mądrość. W tych czterech zapisanych relacjach o obecności aniołów wspomniał tylko raz. Nie dlatego nie wspomniał o tym, bo zapomniał, ale bardzo możliwe, że właśnie dlatego, iż nie chciał rzucać pereł przed wieprze.

O proszę - fotka zrobiona zaraz po moim chrzcie.
Żadna z tych relacji nie zaprzecza pozostałym. Chyba, że czepimy się wyraźnej, ludzkiej pomyłce Józefa, który w swojej zapisanej w roku 1832 relacji napisał, że podczas Pierwszej Wizji miał 16, a nie 14 lat. Jest to szczegół, który – moim zdaniem – jest zupełnie nieistotny. Pomyłkę tę zresztą łatwo wytłumaczyć faktem, że po relacji z Pierwszej Wizji Józef natychmiast przeszedł do wizyty anioła Moroniego, która miała miejsce, kiedy miał właśnie 16 lat. W podobny sposób i ja mógłbym się pomylić podając swój wiek podczas chrztu. Mógłbym na przykład powiedzieć, że miałem wtedy 19 lat (urodziłem się w 1972 roku a chrzest odbył się w roku 1991). W rzeczywistości jednak miałem tylko 18 lat, bo swoje 19te urodziny obchodziłem  pół roku po swoim chrzcie. Taka pomyłka jednak wcale nie wyklucza faktu, że zostałem ochrzczony.

Zapraszam teraz do zapoznania się ze wszystkimi czterema zapisanymi relacjami Józefa Smitha z Pierwszej Wizji – kliknij tutaj. A tak przy okazji – bez względu na to, czy otrzymałeś własne świadectwo od Ducha Świętego o prawdziwości tej Wizji, czy nie – jeśli jesteś osobą dla której wartość prawdy coś znaczy – mam do Ciebie taką prośbę. Kiedy po własnym zapoznaniu się z tymi wszystkimi bezpośrednimi sprawozdaniami Józefa Smitha, jakie przetrwały do naszych czasów (choć kto wie – może jeszcze więcej odnajdzie się w przyszłości) zgodzisz się, że nie prawdą jest, że wzajemnie sobie zaprzeczają – proszę reaguj na rozsiewane po sieci www kłamliwe zarzuty. Możesz na przykład dołączyć swój komentarz stwierdzając, że podczas lektury tych krótkich relacji nie zauważyłeś żadnych sprzeczności. Jeżeli Twoje wnioski są odmienne, bardzo proszę o pozostawienie komentarza także na tymże blogu (oczywiście najlepiej z sensownym uzasadnieniem). Dzięki!

czwartek, 28 lutego 2019

Jak ustanowiony zostanie w Polsce Kościół Chrystusa?

statystyki a siła Kościoła

Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich liczy ponad 16 milionów członków na całym świecie (2019). Około 65 tysięcy misjonarzy – głównie młodych mężczyzn i kobiet w wieku 18-25 lat – służy obecnie na półtora-rocznej lub dwuletniej misji za którą nie pobierają wynagrodzenia. Każdego roku do Kościoła przystępuje ok. 200 tyś. nawróconych i 100 tysięcy osób wychowanych przez członków Kościoła. W Polsce lista nazwisk ochrzczonych przebywających na terenie kraju zawiera prawie 2000 pozycji.

Liczby te wyglądają całkiem optymistycznie. A jednak to tylko suche statystyki. Przywódcy Kościoła podkreślają, że nie powinno się przeceniać statystyk. Wiele czynników przyczynia się do siły Kościoła, szczególnie oddanie i poziom zaangażowania jego członków (Growth of the Church). Ani poświęcenia ani zaangażowania nie da się policzyć. Nie interesują nas masy, ale indywidualna osoba – jej duchowy postęp, rozwój charakteru, upodabnianie się do wzoru doskonałego Człowieka ustanowionego przez Jezusa Chrystusa. Zadaniem Kościoła jest stworzenie optymalnego środowiska dla otrzymywania prawd, instrukcji, wskazówek oraz obrzędów (symbolicznych rytuałów pieczętujących przymierza z Bogiem), dzięki którym każdy, kto tego pragnie może cieszyć się wewnętrznym spokojem możliwym tylko wtedy, kiedy ma się czyste sumienie i pewność, że prowadzi się życie w harmonii z wolą Boga. Taka osoba może mieć też nadzieję na powrót do obecności naszego Ojca w Niebie.

Nie jesteśmy kościołem powszechnym. Każdy może do niego przystąpić, ale nie bezwarunkowo. Świadomy kandydat do chrztu (nie mamy praktyki chrzczenia niemowląt) pytany jest podczas wywiadu między innymi o to, czy otrzymał osobiste objawienie od Boga potwierdzające pewne podstawowe prawdy – na przykład to, że Jezus Jest Chrystusem i kieruje Swoim Kościołem przez żyjących proroków. Podczas chrztu zawiera się z Bogiem przymierze w którym obiecujemy Bogu, że do końca życia będziemy służyć Jemu oraz naszym bliźnim. Bóg natomiast obiecuje nam towarzystwo Pocieszyciela – Ducha Świętego – abyśmy mogli działać ze świętością w sercu (Księga Mosjasza 18:12). Dochowanie tego przymierza lub jego złamanie zależy od osobistych decyzji każdego Świętego.

Warunki członkowstwa w Królestwie Boga na ziemi są dosyć proste. Każdy zdrowy umysłowo i emocjonalnie człowiek może im sprostać. Poprzeczka jest dość wysoka, ale nie zbyt wysoka. Każdy może nie pić alkoholu, zachowywać wierność małżeńską, służyć bliźnim, etc. Z drugiej strony – doskonałość charakteru czyli brak jakichkolwiek słabości nie należą do warunków członkostwa. Przeciwnie – przystępujemy do Kościoła właśnie dlatego, że daleko nam do doskonałości (Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają. - Mateusz 9:12). Zauroczony serdecznością misjonarzy i miłą atmosferą na spotkaniach kościelnych neofita popełnia błąd oczekując od członków ideału chrześcijanina. Tak już w życiu jest, że im dłużej się kogoś zna, tym więcej dostrzega się u niego wad. Święci w Dniach Ostatnich nie należą do wyjątków. Można się od nich spodziewać serdeczności, uczciwości, czystości seksualnej i oddania wielu innym normom moralnym. Są jednak ludźmi – dźwigającymi krzyż osobistych doświadczeń, nie zawsze do końca przemyślanych opinii i uprzedzeń oraz złych przyzwyczajeń.

pełnia ewangelii Chrystusa została w Polsce przywrócona

6 kwietnia 1830 roku sześciu braci spotkało się w niewielkim, drewnianym domu na nowojorskiej farmie, by zgodnie z objawionym przykazaniem formalnie założyć Kościół Chrystusa. Można powiedzieć, że tego dnia Bóg ponownie przywrócił na ziemię swój Kościół – ten sam, który istniał w czasach Adama, Noego, Abrahama, Mojżesza czy Jezusa i apostołów. Żyjący prorok otrzymuje od Głowy Kościoła – Jezusa, Jehowy – instrukcje, które następnie przekazuje Izraelowi. Pod koniec lat 1970-ych prorokiem był Spencer W. Kimball. Przemawiając do członków Kościoła zaprosił ich do wspólnej modlitwy i postu w intencji otwarcia Polski i innych krajów za Żelazną Kurtyną na przesłanie ewangelii. W roku 1977 Prezydent Kimball odwiedził Warszawę, by spotkać się z przedstawicielami rządu PRL co doprowadziło do formalnego zarejestrowania Kościoła w naszym kraju. Wczesnym rankiem w Ogrodzie Saskim, na ścieżce niedaleko znanej fontanny prorok Kimball w obecności kilku osób poświęcił Polskę jako miejsce, gdzie głoszona będzie pełnia ewangelii.

Tak się też stało. Do naszego kraju zaczęli napływać misjonarze a Polacy ich przyjęli. Niewielu oczywiście. Pozwoliło to jednak na zorganizowanie Polskiej Warszawskiej Misji a potem gmin, czyli kongregacji w Warszawie, Łodzi, Sopocie i innych miastach. Mamy więc w Polsce Kościół Jezusa Chrystusa. Mamy pisma święte – zarówno Biblię jak i Księgę Mormona oraz inne starożytne i współczesne objawienia niedostępne nigdzie indziej. Mamy kontakt ze współczesnymi apostołami Jezusa. Powołany przez Boga prorok wypowiada się a jego słowa natychmiast są tłumaczone na język polski. Możemy przyjmować chrzest i inne obrzędy z rąk posiadaczy kapłaństwa – upoważnienia i mocy do wiążących obrzędów zbawienia. Chorzy są mocą kapłaństwa uzdrawiani. Osoby doświadczające trudnych prób życiowych mogą się w każdej chwili zwrócić do posiadacza kapłaństwa o błogosławieństwo rady i pocieszenia. W Kościele słuchamy natchnionych przemówień i lekcji. To wszystko otwiera nam drogę do czystej prawdy i wsparcia potrzebnego by nie zboczyć z tej symbolicznej wąskiej ścieżki. A kiedy z niej zbaczamy – możemy szybko na nią powrócić wzmocnieni i bogatsi w cenne doświadczenie. Przyjmując sakrament chleba i wody odnawiamy przymierze zawarte podczas chrztu.

W związku z powyższym, można śmiało powiedzieć, że założony przez Jezusa Chrystusa Kościół został w Polsce przywrócony. Ale tylko w pewnym sensie. Uchylono zamknięte przez wieki drzwi. Można przez nie wejść, albo zadowolić się faktem, że są uchylone.

ustanawianie Kościoła to proces kopiowania doskonałych wzorców

Prawda jest taka, że Kościół jest stopniowo przywracany. Jego członkowie pomagają w tej pracy ucząc się objawionych przez Pana wzorów i kopiując je w swoich obszarach odpowiedzialności. Budowanie Kościoła przypomina powstawanie portretu - dzieła sztuki, którego celem jest oddanie piękna i charakteru pozującego modela lub modelki.

Plan Zbawienia ludzkości od grzechu opiera się działaniach opartych na otrzymanych od Boga wzorcach czy szablonach. W objawieniu otrzymanym przez proroka Józefa Smitha, Jezus powiedział: I znowu dam wam wzór we wszystkim, aby was nie zwiedziono; bowiem Szatan krąży po ziemi zwodząc narody (Nauki i Przymierza 52:14). Prorocy o których czytamy w pismach świętych są dla nas wzorami do naśladowania. Jezus stanowi doskonały Wzór doskonałego Człowieka. Każdy, kto nauczy się dokonywania w swoim życiu wyborów, których dokonywałby na naszym miejscu Jezus, trafi kiedyś do miejsca, w którym On obecnie przebywa. Dom i rodzina w której obowiązują boskie prawa stanowią optymalne środowisko dla duchowego rozwoju wszystkich domowników. Dla osoby zaznajomionej z boskim planem szczęścia słowa nawiązujące do rodziny są święte. Naszego Boga nazywamy Ojcem a Zbawiciela Synem. Prezydent Kimball powiedział, że najświętszym słowem w słowniku jest słowo Matka. Córka to osoba dla której dobra każdy dobry ojciec gotowy jest poświęcić wszystko co posiada. Nasze ziemskie rodziny ustanowione są na wzór naszej Rodziny w Niebie.

Organizacja Kościoła również budowana jest według wzoru tej organizacji, która istnieje w Niebie (przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi – Mateusz 6:10). Na wzór kierowanego przez Ojca, Syna i Ducha Świętego - Kościoła w Niebie - ziemskiemu Kościołowi przewodniczy Pierwsze Prezydium składające się z proroka i jego dwóch doradców. Oczywiście ani prorok ani jego doradcy nie są bogami, tylko ludźmi. Starają się jednak działać wg. objawionych wzorów.

Pierwsze Prezydium otrzymuje wsparcie od Kworum Dwunastu Apostołów. Liczba członków tej rady pochodzi od liczby synów Jakuba, który otrzymał nowe imię - Izrael. To od nich pochodzi dwanaście plemion Izraela, których potomkowie gromadzą się teraz w przywróconym Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.

Apostoł Paweł napisał do Świętych w Efezie:
Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. (List do Efezjan 2:19-20)
Prawdziwy Kościół Boga zbudowany jest na fundamencie apostołów i proroków. Jednak oni sami nie są w stanie zrobić wszystkiego. Tak jak Bóg korzysta z pomocy archaniołów, aniołów, serafinów, etc., tak samo przywódcy Jego Kościoła na ziemi pracują razem z lokalnymi przywódcami (pasterzami), misjonarzami (ewangelistami), nauczycielami, itd. Bez tych i innych powołań, czyli dobrowolnych i nieodpłatnych odpowiedzialności nie ma w pełni zorganizowanego Kościoła.

Dalsze słowa Pawła bardziej szczegółowo wyjaśniają dlaczego potrzebujemy żyjących proroków, apostołów i innych przywódców oraz misjonarzy (ewangelistów), nauczycieli, etc.:
I On ustanowił jednych apostołami, drugich zaś prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu, lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości. (Efezjan 4:11-16)
Jeżeli dobrze rozumiem te słowa to chodzi w tym wszystkim o ochronę przed fałszywymi filozofiami, o szczerą miłość i jedność wiary - o takich przynajmniej wartościach wspomina tu Paweł.

daleko nam do Kościoła o którym pisał Paweł

Uczęszczanie na organizowane w polskich kongregacjach Kościoła spotkania daje człowiekowi możliwość odczuwania wpływu Ducha Świętego i pogłębiania zrozumienia zasad ewangelii. Ludzie są mili i serdeczni. Daleko nam jednak do szczerej miłości. Nasze stosunki są jeszcze powierzchowne. Większość polskich członków Kościoła nie wiążą więzy głębokiej przyjaźni. Do jedności wiary również nam daleko. Większość z nas nie zna dobrze nawet podstawowych zasad wiary. Niewielu polskich Świętych w Dniach Ostatnich studiuje codziennie pisma święte tak jak jesteśmy do tego zachęcani.

Nic więc dziwnego, że wiele opinii politycznych i innych, którymi członkowie się dzielą na Facebooku nie są w harmonii z zasadami nauczanymi przez Kościół. Stoimy jedną nogą w Syjonie a drugą w Babilonie. Jak reszta świata – nasze umysły w dużej mierze zmanipulowane są przez media. Rezultat jest taki: mamy pośród nas socjalistów, feministki i osoby oczarowane tolerancją wobec zboczeń seksualnych wyrażającą się wspieraniem ruchów dążących do udzielenia tym większej liczby przywilejów im dalej ktoś odbiega od podstawowych norm przyzwoitości. To są oczywiście moje prywatne spostrzeżenia.

Z drugiej strony - mamy w Polsce członków Kościoła, którzy aktywnie wspierają ruchy dążące do wolności, sprawiedliwości i zabezpieczenia prawa do prywatnej własności – a więc tych wartości do których wspierania namawiają nas prorocy Księgi Mormona i innych natchnionych kronik. Jest ich jednak niewielu.

Najbardziej czysta prawda wypowiadana przez usta niewiele jest warta dopóki nie trafi do serc i nie zacznie być praktykowana w życiu codziennym. W tym sensie niewiele się różnimy od kościołów i sekt istniejących w okolicy, w której mieszkał czternastoletni Józef Smith o których otrzymał przykazanie, że ma do nich nie przystępować. Jezus opowiedział Józefowi, że serca ich dalekie są od słów, jakie wypowiadają ich wargi (Józef Smith – Historia 1:19).

Tak więc popełniamy błędy i błądzimy, bo jesteśmy ludźmi. Łączy nas jednak miłość do Boga i pragnienie ustanowienia Jego Królestwa na ziemi - Syjonu, czyli doskonałej społeczności - działającej oczywiście wewnątrz jurysdykcji krajów w których występujemy.

Kościół w Polsce, tak jak w każdym innym miejscu na ziemi stara się postępować według wzoru ustanowionego w Kościele jako całości. Na przykład: naszym celem jest ustanowienie w Polsce organizacji o nazwie Palik (nazwa ta pochodzi z wersetu 2, rozdziału 54 Księgi Izajasza w którym Kościół porównany jest do namiotu podtrzymywanego palikami). Na wzór Pierwszego Prezydium Kościoła, palikiem przewodzi Prezydium Palika składające się z prezydenta i jego dwóch doradców. Na wzór Kworum Dwunastu Apostołów prezydium palika wspierany jest przez Radę Wyższych Kapłanów w której skład wchodzi dwunastu wiernych braci. Mamy też Stowarzyszenie Pomocy - najstarszą funkcjonującą na świecie organizację zrzeszającą kobiety. Stowarzyszenie to postępuje według wzoru kapłaństwa - a więc również kieruje nim złożone z trzech kobiet Prezydium, itd. Tak jak Kościół składa się z palików (jest ich obecnie około 3300), tak palik składa się z kongregacji zwanych Okręgami.

Kiedy piszę ten artykuł nie ma w Polsce ani palika ani okręgów. Zamiast tego mamy dystrykty i gminy – mniejsze i prostsze organizacje dążące do przeobrażenia się właśnie w paliki i okręgi.

Kościół w Polsce jest więc stopniowo przywracany. Można powiedzieć, że jesteśmy mormonami - jedną z sekt religijnych spotykających się regularnie ludzi o tych samych wierzeniach. Bóg jednak oczekuje od nas, byśmy stali się Świętymi w Dniach Ostatnich. Nie jesteśmy doskonałą organizacją składającą się z doskonałych członków. Doskonałość jest naszym celem. Dążymy do ustanowienia w naszych kongregacjach Syjonu, czyli doskonałej społeczności ludzi czystego serca (Nauki i Przymierza 97:21) i zjednoczonych w prawości (Perła Wielkiej Wartości: Księga Mojżesza 7:18).

Wszystko zależy od nas – Świętych w Dniach Ostatnich w Polsce – naszego zaangażowania wypływającego z poziomu osobistego uduchowienia dającego człowiekowi prawo do ciągłego towarzystwa Ducha Świętego - mocy zmieniającej serce człowieka tak by myślał jak myśli Bóg i miał pragnienie czynienia dobra. To właśnie Duch motywuje do ustanawiania Królestwa Boga na ziemi (…szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane – Mateusz 6:33).

Obóz Syjonu

Poszukując odpowiedzi na pytanie – czego unikać i jakimi zasadami powinniśmy się kierować, aby ustanowić w Polsce pierwszy palik podtrzymujący Syjon – warto poznać wydarzenia prowadzące do stworzenia organizacji Kościoła z Pierwszym Prezydium, Kworum Dwunastu Apostołów i Radą Siedemdziesiątych.

Tak się złożyło, że Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich powstał na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki. Amerykanie również nie od razu załapali o co w tym wszystkich chodzi. Musiały minąć pokolenia zanim pewne zasady stały się częścią kultury Świętych. Proces ten znacznie przyspieszyła praktyka poligamii, dająca najwierniejszym i najbardziej inteligentnym posiadaczom kapłaństwa możliwość wychowania najliczniejszej liczby dzieci dziedziczących po swoich rodzicach intelekt i nawyki będące w harmonii z objawionymi zasadami pełni ewangelii (warto tu zaznaczyć, że nie ma żadnego powodu, by spodziewać się ponownego przywrócenia wielożeństwa w Kościele). Zanim to się jednak stało, nowo nawróceni członkowie popełniali wiele błędów przez które doświadczali wielu przykrości. Oto jeden z przykładów:

W roku 1834 na Świętych w Stanie Missouri spadły liczne prześladowania lokalnej społeczności wspieranej przez lokalnych przywódców różnych kościołów, szczególnie Baptystów oraz polityków, łącznie z samym gubernatorem, który posunął się nawet do podpisania rozkazu eksterminacji mormonów. W lutym tegoż roku Pan dał członkom zamieszkującym stan Ohio objawienie w którym powiedział:
Oto powiadam wam, że odkupienie Syjonu musi przyjść poprzez moc; Przeto wzniosę ludowi memu człowieka, który poprowadzi ich niczym Mojżesz wiódł dzieci Izraela. (Nauki i Przymierza 103:15-16)
Pan nakazał też zorganizować Obóz Syjonu - armii składającej się z mężczyzn, która pomaszeruje do Missouri niosąc pomoc prześladowanym tam członkom Kościoła. Udało się zebrać 208 ochotników. Po przebyciu 1500 km założyli obóz w pobliżu dopływu niewielkiej rzeki Fishing do rzeki Missouri. Pięciu mężczyzn wjechało na koniach do obozu oznajmiając, że ich czterystu uzbrojonych towarzyszy gotowych jest do bitwy. Odjeżdżając jeden z mężczyzn powiedział, że mormoni ujrzą piekło przed nastaniem poranka. Słowa te okazały się prorocze.

Z otaczających obóz lasów dochodziły złowrogie głosy przeklinające mormonów i strzały z broni palnej. Kilku Świętych złapało za broń i wyraziło gotowość do walki. Józef Smith jednak oznajmił: Bądźcie spokojni i patrzcie na zbawienie Boga.

Po zachodniej stronie nieba zauważono niewielką, ciemną chmurę. Świadkowie twierdzą, że posuwała się na wschód rozwijając się jak zwój, stopniowo pokrywając całe niebo. Zrobiło się ciemno. Kiedy pierwszy prom z uzbrojonym motłochem dopływał na południu do brzegu rzeki Missouri, powiał szybki wiatr i rozległa się burza. Poziom w rzece Fishing znacznie wzrósł uniemożliwiając wrogom na zaatakowanie Obozu Syjonu. W krótkim czasie rozgniewany motłoch został pokonany przez wiatr, pioruny i spadające na ich głowy konary drzew. Członkowie obozu schronili się w kaplicy Baptystów. Przez wiele godzin grzmiało tak często i tak głośno, że nikt nie był w stanie zasnąć. Członkowie Obozu Syjonu spędzili tę noc śpiewając kościelne hymny.

Dwa dni później do obozu zawitał jeden z przywódców armii Missouri – Pułkownik John Sconce - w towarzystwie dwóch mężczyzn, by zapytać o plany Józefa i jego armii. Podczas rozmowy przyznał publicznie: Przekonałem się, że moc Wszechmocnego broni ten lud. Józef wyjaśnił, że ani on ani jego towarzysze nie przybyli tu, by kogokolwiek skrzywdzić. Podczas spokojnej rozmowy mormoni opowiedzieli mężczyznom o niesprawiedliwości jaka spotkała Świętych w Missouri. Sconce i jego towarzysze opuszczali Obóz wyraźnie wzruszeni. Obiecali, że zrobią wszystko, by uspokoić Missourian.

Następnego dnia, 22 czerwca, Prorok Józef Smith otrzymał objawienie w którym Pan wyjaśnił między innymi powody dla których Święci w Missouri doświadczyli prześladowań:
Oto powiadam wam, że gdyby nie przewinienia mego ludu, mówiąc o całym Kościele, a nie o poszczególnych osobach, mogliby być [wybawieni] nawet teraz. Lecz oto nie nauczyli się posłuszeństwa rzeczom, jakich od nich wymagałem, ale pełni są wszelkiego zła i nie użyczają swego mienia, jak przystoi świętym, dla ubogich i cierpiących; I nie są zjednoczeni według związku wymaganego przez prawo królestwa celestialnego. (Nauki i Przymierza 105:2-4)
Dalej Pan powiedział:
Oto bowiem nie żądałem od nich, aby staczali bitwy Syjonu; bowiem jako rzekłem we wcześniejszym przykazaniu, tak i uczynię – Ja będę staczać wasze bitwy. Oto wysłałem niszczyciela, aby zniszczył i spustoszył wrogów moich… (w. 14-15).
W objawieniu tym Pan zakazał Świętym chwalenia się swoją wiarą i wielkimi dziełami pośród lokalnej społeczności. Święci otrzymali przykazanie gromadzenia się uważnie i  o ile to możliwie w jednym rejonie, zgodnie z uczuciami ludzi. Obiecał też: I zmiękczę serca ludzi, jak uczyniłem z sercem Faraona.
Ale najpierw niechaj bardzo wielką stanie się armia moja, i niechaj się uświęci przede mną, aby się stała jasna niczym słońce, i czysta niczym księżyc… (w. 31)
Nie wszyscy uczestnicy Obozu Syjonu wytrwali wierni. Niektórzy odeszli rozgniewani, że nie pozwolono im walczyć z Missourianami. Prorok Smith wyjaśnił później, że kiedy Bóg nakazał zorganizowanie Obozu, Jego intencją nie było stoczenie przez Świętych bitwy. Celem tego przedsięwzięcia było wypróbowanie braci, by przekonać się, że są gotowi oddać swoje życie i dokonać poświęcenia na podobieństwo ofiary Abrahama, który poświęcił swojego syna, Izaaka.

Pół roku po powrocie z Missouri, zorganizowano pierwsze Kworum Dwunastu Apostołów i Pierwsze Kworum Siedemdziesiątych. Dziewięciu z pierwszych apostołów (łącznie z kolejnymi prezydentami Kościoła), oraz każdy z siedmiu prezydentów Kworum Siedemdziesiątych a także wszyscy członkowie tego kworum (63 mężczyzn) było ochotnikami w marszu do Missouri.

lekcje z Missouri

Czego możemy się nauczyć z tej historii? Podobnie my w Polsce, nasi pierwsi bracia i siostry w USA również popełniali błędy, spowalniając tym samym rozwój Królestwa Boga na ziemi. Życie ich jednak doświadczyło i czegoś nauczyło. Ci, którzy wytrwali, cieszyli się z tego powodu wieloma błogosławieństwami. Kiedy już byli na to gotowi, Bóg zorganizował pośród nich Kościół tak samo jak zrobił to pośród Żydów i Nefitów w czasach Nowego Testamentu.

Nie wiem jakie wydarzenia, jakie próby i przeciwności doprowadzą Świętych w Polsce do pełniejszego nawrócenia się do zasad nauczanych przez Kościół. Każdy członek tego Kościoła sam decyduje o własnym zaangażowaniu. Im więcej mamy osób chętnie wspierających biednych i cierpiących, porzucających swoje złe przyzwyczajenia i uczących się życia w prawości - tym szybciej zbliżamy się do pełnego ustanowienia Kościoła w naszym kraju.

Ponieważ ja osobiście zafascynowany jestem historią Świętych w Dniach Ostatnich, mogę robić swoją część przez powstrzymywanie się od zbytniego wkurzania reszty Polaków wielkimi dziełami. Jedną z ważnych lekcji historii prześladowań mormonów w Missouri są potencjalnie tragiczne skutki wynoszenia się ponad innych. Mieliśmy w Europie grupy ludzi uważających się za naród wybrany i dlatego zasługujący na specjalne przywileje i niechętnie integrujący się z lokalnymi narodami. Ponieważ nie byli prowadzeni przez proroków i objawienie - ich historia zakończyła się większą tragedią niż historia Izraelitów w Missouri.

Jeżeli wielu członków Kościoła w Polsce będzie postępować według tych i innych objawionych zasad – możemy się spodziewać podobnych błogosławieństw do tych, którymi od prawie dwustu lat cieszą się nasi bracia i siostry w USA. Czy jest to osiągalne? Udało się to na Węgrzech, w Czechach i na Ukrainie – w miejscach, w których praca przywrócenia rozpoczęła się w tym samym czasie co w Polsce.

Wiem, że mamy w Polsce wielu młodych Świętych, którzy nie traktują Kościoła jako dodatku do codziennego życia, ale jego istotnego aspektu. Wydają się odnosić większe sukcesy w sferze miłości i jedności od swoich rodziców, którzy przynieśli do Kościoła bagaż doświadczeń, fałszywych filozofii i przyzwyczajeń. Wielu młodych Świętych w Polsce bardzo angażuje się swoich gminach kościelnych. Nie poprzestają jednak na chętnym wypełnianiu próśb swoich lokalnych przywódców. Wychodzą z własnymi inicjatywami. Organizują prywatne spotkania, wypady do kina czy nawet kilkudniowe wspólne wycieczki w góry - wiążąc się w ten sposób wzajemnymi więzami przyjaźni. Co jakiś czas dochodzą słuchy o kolejnym Polaku udającym się na dwuletnią misję. Niektórzy nawet wracają w końcu do Polski zamiast szukać szczęścia w USA czy Wielkiej Brytanii. Jest więc nadzieja w młodych.

wtorek, 19 lutego 2019

Józef Smith: wszystkie narody będą o mnie mówić dobrze i źle

pierwsze proroctwo Józefa Smitha

Nazwał mnie po imieniu - Liz Lemon Swindle
21 września 1823 roku siedemnastoletni Józef Smith Jr. modlił się w sypialni. Przy jego łóżku pojawiła się pełna blasku postać anioła.

Nazwał mnie po imieniu i rzekł mi, że jest wysłannikiem posłanym do mnie sprzed oblicza Boga, a zwie się Moroni; że Bóg przeznaczył mi pracę do wykonania, a imię moje pozostanie na dobre i złe u wszystkich narodów, plemion i języków, i że wszystkie narody będą o mnie mówić dobrze i źle.
- Józef Smith - Historia 1:33

kolejna książka anty-mormońska

Bydgoska Firma usługowa WOLUMEN wydała właśnie książkę pod tytułem Wpływy filozoficzno-religijno-kulturowe na powstanie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich – Źródła poglądów, symboliki i rytuałów w mormonizmie. Ponieważ moje nazwisko znalazło się na liście osób, którym Autor dziękuje za zmotywowanie go do jej powstania, śpieszę najpierw z wyjaśnieniem, że nigdy nikogo nie zachęcałem do pisania nieprawdy o czymkolwiek i kimkolwiek. A z przykrością muszę stwierdzić, że znalazłem w tej książce wiele fałszywych informacji.

Autorem tej publikacji jest Artur Wójtowicz. Udało mi się nawiązać z Arturem kontakt kilkanaście lat temu, po przeczytaniu jego książki Bóg mormonów. Od tamtej pory przeprowadziliśmy wiele fascynujących rozmów o życiu, moralności i oczywiście o doktrynie i historii Kościoła Jezusa Chrystusa. Artur jest sympatycznym człowiekiem - jednym z nielicznych krytyków mojej religii z którym można spokojnie i kulturalnie porozmawiać, a nawet się czasem pospierać bez złych emocji. Jest katolikiem, ale z pewnością nie fanatykiem religijnym trzęsącym się za każdym razem, gdy usłyszy argument podważający dotychczasową opinię. Tyle na temat Artura, którego znam z wielu godzin przyjemnych konwersacji, do których nie zamierzam ani tu ani nigdzie indziej nawiązywać, bo były one prywatne.

Kiedy czytam teksty Artura, albo oglądam jego pogaduchy (jak to sam nazywa) na YouTube, to tak, jakbym miał do czynienia z kimś zupełnie innym od gościa, z którym fajnie się gada przez telefon. Na przykład, w opublikowanym 16 lutego 2019 roku video Jak rozmawiać z mormonami? bezstronny, obiektywny naukowiec i ekspert od mormonizmu w Polsce zmienia się w anty-mormońskiego kaznodzieję zniechęcającego od zwracania się w modlitwie do Boga z pytaniem o prawdziwość Księgi Mormona i twierdzącego, że księga ta została zainspirowana przez samego szatana.

Na początku książki o rzekomych wpływach czytamy:
Niniejsza praca jest efektem 8 letnich badań prowadzonych wśród mormonów na terenie Polski, Szwajcarii i Niemiec oraz licznych polemik z biskupami mormońskimi, czy też misjonarzami nauczającymi na terenie naszego kraju.
Pomijając szczegół, fakt że w Polsce nie mieszka ani jeden biskup mormoński (o czym każdy badacz a szczególnie ekspert powinien wiedzieć), książka ta zdaje się być raczej efektem lektury anglojęzycznych i niemieckojęzycznych publikacji, których celem nigdy nie było przedstawienie prawdy, ale pomieszanie paru faktów z tonami plotek i niczym nie popartych twierdzeń i opinii osób nastawionych negatywnie do wszystkiego co związane z religią Świętych w Dniach Ostatnich.

Z przykrością dzielę się negatywną opinią o pracy kogoś, kogo bardzo lubię, ale - drogi Arturze - nie mogę pozwolić na to, by ktokolwiek, nawet osoba, którą darzę szczerą sympatią, bez odzewu rozsiewała nieprawdziwe, niczym nie poparte oskarżenia i plotki o człowieku, który na to nie zasługuje. Kościół Jezusa Chrystusa, którego członkowie w wielu krajach słyną z uczciwości, dochowywania wierności małżeńskiej, gotowości niesienia pomocy potrzebującym - np. ofiarom katastrof naturalnych, zachowywania czystości seksualnej - również przez młodych wyznawców jest jednym z głównych pozytywnych owoców działalności oraz nauczań Proroka Józefa Smitha (pamiętajmy, że prawdziwego proroka od fałszywego rozpoznaje się po owocach). Gdybym ja zaczął publikować fałszywe informacje o bliskiej Ci osobie przedstawiając ją jako oszusta, cudzołożnika, wariata i niemal potwora - myślę, że pomimo naszej przyjaźni, również zareagowałbyś broniąc jej dobrego imienia, prawda?

literatura naukowa a literatura tendencyjna

Jaka jest różnica między historyczną literaturą naukową a literaturą tendencyjną? Na pierwszy rzut oka mogą być podobne. Obie mogą zawierać miliony przypisów i robiących wrażenie dokładnością przytaczanych faktów – podając, na przykład, w jakiej odległości co do metra od domu Józefa Smitha znajdowała się siedziba jakiejś organizacji, która mogła wpłynąć na ustanowienie jakiejś doktryny w zarządzanym przez niego Kościele.

Wystarczy jednak zapoznać się z kilkoma stronami, w niektórych przypadkach nawet zdaniami tekstu, by jasną stała się intencja autora. Książka naukowa stawia sobie za cel PRAWDĘ, a książka tendencyjna, w tym przypadku anty-mormońska, ma jeden cel: stworzenie negatywnej atmosfery wokół omawianego tematu w oparciu o historyjki, plotki i opinie osób motywowanych zwróceniem opinii czytelnika przeciwko danej osobie, organizacji, etc.

Prawdziwy naukowiec nie podaje za fakt wydarzenia, dopóki nie upewni się, że faktycznie miało ono miejsce. Z drugiej strony, dążąc do wzbudzenia kontrowersji i negatywnych emocji, autor zamieszcza w swoim tekście wszystko, co potwierdza jego założenie - bez względu na brak podstaw czy jakichkolwiek dowodów.

Oto przykład:

nieudane oszustwo - kompromitacja!

W przypisie 235 (str. 61) dowiadujemy się o rzekomej manipulacji Smitha społeczeństwem. Józef miał udawać, że potrafi kroczyć po wodzie jak Chrystus. Faktycznie jednak miał korzystać z przygotowanego wcześniej rusztowania umieszczonego pod taflą wody. Prawda wyszła podobno na jaw i chytry plan samozwańczego proroka miał zakończyć się kompromitacją. Artur powołuje się na artykuł z nowojorskiego czasopisma The Otseo Farmer z roku 1902.

Dlaczego wielu autorów biografii Józefa Smitha, nawet tych najbardziej negatywnych, nie wspomina o tym wstydliwym incydencie? Myślę, że odpowiedź jest prosta: nic nie wskazuje na to, by takowy kiedykolwiek miał miejsce. Wystarczy przyjrzeć się faktom:

1. Brak dowodów. Jedna z najwcześniejszych publikacji wspominających chodzenie po wodzie pochodzi z roku 1838. W tej anty-mormońskiej ulotce relacja rozpoczyna się od słów: Chodzą pogłoski, że... (ang. On another occasion it is said, that...).

2. Źródła tego mitu podają różne daty rzekomej mistyfikacji. Większość podaje rok 1827 (trzy lata przed powstaniem Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich). Inne rok 1828 a jeszcze inne - 1830.

3. Co do miejsca również nie ma zgody. Niektóre pogłoski wskazują na Staw Perch, inne na Staw Pickerel, a jeszcze inne różne fragmenty rzeki Susquehanna w stanie Nowy Jork - Big Island, farma Cornwallów na południe od Afton. Jeszcze inne wskazują za miejsce stan Pensylwania.

4. Jak wyglądało rzekome rusztowanie? O tym ważnym szczególe także krążą różne wersje. Jedne źródła podają, że pod wodą umieszczone zostały deski grubości ok 4 cali (ok. 10 cm). Inne mówią o dwóch linach przeciągniętych przez rzekę. Jeszcze inne twierdzą, że dwóch mężczyzn podtrzymywało deski pod wodą.

5. Dlaczego oszustwo miało się zakończyć porażką? Według jednej plotki ktoś miał po kryjomu usunąć jedną z desek. Według innej - nurt rzeki naruszył strukturę. Jeszcze inna wersja opowiada, że poziom rzeki obniżył się obnażając deski.

6. Reakcja Józefa Smitha: Niektóre wersje tego mitu opowiadają, że Józef Smith wpadł do wody, po czym wynurzył się i oświadczył rozbawionej publiczności, że zabrakło im wiary. Inne twierdzą, że zniknął pod wodą, odpłynął dalej i po wyjściu na brzeg ze wstydu nie pokazywał się publicznie przez kilka dni.

Zanim poważny historyk uzna prawdziwość jakiegoś wydarzenia, prowadzi najpierw dochodzenie w celu nagromadzenia dowodów, jeśli takowe istnieją. Rzekome oszustwo z chodzeniem po wodzie jest tylko pogłoską, ponieważ nigdzie nie znajdziemy świadków tego wydarzenia a krytycy Józefa Smitha przedstawiają przeróżne, kompletnie wzajemnie sprzeczne wersje. Całą tę historię można porównać z rozmowy dwóch turystów:

- Krążą pogłoski, że w Puszczy Kampinowskiej żyje stado słoni.

- Słoni? Ten gatunek tam nie występuje.

- Może jednak widziano je w Gorcach albo na Helu. Dokładnie nie wiadomo.

- Słonie nigdzie w Polsce nie żyją na wolności.

- W takim razie z pewnością chodzi o żyrafy.

Żadna poważna praca naukowa nie zamieściłaby plotki słoniach, żyrafach czy o sztuczce z chodzeniem po wodzie jako faktu. Historyk Charles J. Decker uważa, że plotka ta prawdopodobnie powstała po tym jak ludzie widzieli Józefa Smitha i innych mężczyzn budujących w czerwcu 1830 roku w rzece Susquehanna niewielką tamę w przygotowaniu miejsca na chrzest. Nocą kilku nieprzychylnie nastawionych do Smitha mężczyzn strukturę tę zburzyło. Następnego dnia Józef i inni bracia z Kościoła zmuszeni byli do jej naprawienia. Po paru godzinach przeprowadzono chrzty jak wcześniej zaplanowano. Lokalni mieszkańcy widzieli różne fragmenty tych wydarzeń i bardzo możliwe, że rozeszła się po okolicy plotka o przygotowaniach do mistyfikacji chodzenia po wodzie.

Sandra Becker (członkini Kościoła Baptystów) uważa natomiast, że nie ma żadnych podstaw, by sądzić, że Smith kiedykolwiek udawał, że potrafi, na wzór Jezusa, chodzić po wodzie. Becker uważa, że plotka ta powstała z popularnego na początku dziewiętnastego wieku powiedzenia. Po wysłuchaniu opowiadań Józefa o swoich wizjach, złotych płytach czy innych trudnych do zaakceptowania historiach, niedowiarkowie odpowiadali: Pewnie umiesz też chodzić po wodzie. My jednak widzimy pod wodą deski. Powiedzenie to nie nawiązywało do żadnego wydarzenia, ale oznaczało nic więcej jak: nie kupuję tego, co mówisz.

Co z tego, że wszystko wskazuje na to, że historyjka o sztuczce z chodzeniem po wodzie jest zmyślona? Jeżeli wspiera tezę Autora o Józefie Smithie będącym uzurpatorem, fałszerzem i kłamcą - dlaczego jej nie zamieścić w tekście?

krytyczne myślenie a prawda

Celem lektury książek naukowych czy popularnonaukowych jest poszerzenie swojej wiedzy, poznanie prawdy, lepsze zrozumienie zasad czy praw natury. Ponieważ teksty historyczne, religioznawcze czy socjologiczne - jak każde inne - zawierają zarówno fakty jak i opinie - oddzielenie prawdy od fałszu wymaga zdrowej dozy sceptycyzmu oraz krytycznego myślenia.

Do informacji zawartych w książkach o historii zacząłem podchodzić krytycznie (a więc podczas ich lektury zadając często pytanie: A skąd wiesz?) po pewnym doświadczeniu w pracy wiele lat temu. Zajmowałem się wtedy koordynowaniem zajęć z kultury krajów europejskich i azjatyckich w MTC (Missionary Training Center) - ośrodku, w którym misjonarze Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich uczą się m.in. języka oraz kultury kraju, do którego udają się na dwuletnią misję. Pomagałem nauczycielowi w przygotowaniu prezentacji dla misjonarzy wybierających się na Ukrainę. Ze zdumieniem dowiedziałem się, że historyczna część tej prezentacji w dużej mierze poświęcona jest osobie Bohdana Chmielnickiego - postaci, którą znałem z podręczników do historii i oczywiście z dzieła Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz przedstawił Chmielnickiego jako zdrajcę i pijaka. Na Ukrainie natomiast ta sama postać uważana jest za wielkiego bohatera. Buduje mu się liczne pomniki. Po raz pierwszy zdałem sobie wtedy sprawę, że o tej samej postaci różni naukowcy mogą mieć bardzo odmienne opinie.

Czy czytanie książek podających się za naukowe bez krytycznego myślenia jest kiedykolwiek uzasadnione? Myślę, że tylko w dwóch sytuacjach:

1. Jeżeli nie zależy nam na poznaniu prawdy.

2. Jeżeli chcemy poznać prawdę i darzymy autora publikacji absolutnym zaufaniem.

Otwierając Biblię, robię to zawsze w celu poznania prawdy. Do jej autorów mam całkowite zaufanie - niewątpliwie ich intencje były czyste a ich wiedza pochodziła z doskonałego źródła. Dlatego też podczas lektury pism świętych nie odczuwam żadnej potrzeby do nastawiania się krytycznie - chyba tylko do własnych możliwości zrozumienia niejednoznacznych fragmentów. Jedyny sceptycyzm jaki mam skierowany jest tylko wobec moich własnych możliwości intelektualnych oraz swoich dotychczasowych opinii - interpretacji które do tej pory uważałem za trafne. Czytając Biblię mogę więc spokojnie koncentrować całą swoja energię na próbie zrozumienia przesłania autora studiowanego właśnie fragmentu.

Książki naukowe, na przykład historyczne, nie są jednak napisane przez natchnionych proroków Boga, ale przez zwykłych ludzi. Ogromna wiedza w danej dziedzinie nie zmienia faktu, że historyk nadal jest zwykłym człowiekiem - nieuczciwym albo uczciwym i omylnym. Każdy uczciwy i rzetelny autor publikacji historycznej - jak każdy człowiek ma przecież prawo do popełniania błędów. Nawet kiedy czytam publikację historyczną napisaną przez prezydenta Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (np. Józef Fielding Smith i Gordon B. Hinkcley - wydawali książki mówiące o historii Kościoła), fakt, że autorem jest prorok nie oznacza, że powinienem ją czytać bezkrytycznie. Prorok jest prorokiem wtedy, kiedy wypowiada się w sprawach duchowych i robi to pod wpływem Ducha Świętego. W każdej innej sytuacji jest on zwykłym, uczciwym, lecz niedoskonałym człowiekiem.

Zawsze więc należy zadawać pytania: A skąd wiesz?, Jakie masz na to dowody?, Czy to fakt czy tylko twoja opinia?

w jakim celu pisane są książki?

Nie muszę tu chyba nikogo przekonywać, że różne rzeczy motywują autorów książek czy artykułów do pisania. Warto na przykład pamiętać, że w wielu przypadkach to kłamstwo, nie prawda, przynosi korzyści, np. zwiększa liczbę czytelników.

Nawet ci, których nazwiska poprzedzone są wieloma tytułami naukowymi nie rzadko piszą tak, by zwiększyć atrakcyjność swojego dzieła, co przekłada się na liczbę sprzedanych egzemplarzy. Prace naukowe są czasem tak komponowane, by zadowolić osoby od których zależy dalsza kariera naukowa autora. Dlatego nie powinniśmy ulegać czarowi tysięcy odnośników, czy najbardziej pozytywnym opiniom o autorze drukowanym na okładce.

Jeszcze raz podkreślam - wszystkie te zasady o których tu piszę polecam tym czytelnikom, których celem jest poznanie prawdy. Czytelnik, który sięga po lekturę tekstu w jakimkolwiek innym celu, może to wszystko spokojnie zignorować.

Jeżeli kupujemy jakąś książkę (albo czytamy artykuł w Internecie) po to, by utwierdzić się w dotychczasowej opinii - zapomnijmy o krytycznym myśleniu. Jeżeli na przykład, prorockie powołanie Józefa Smitha Jr. może zaburzyć nasze dotychczasowe poglądy na religię, świat i życie, zmuszając nas do zweryfikowania obranej wcześniej, wygodnej drogi - naturalną tendencją jest sięgnięcie po lekturę takiej książki, której celem jest przedstawienie Smitha w negatywnym świetle. Nie ma wtedy znaczenia, czy autor opiera się na faktach, czy też na plotkach albo opiniach ludzi nieprzychylnie nastawionych wobec Proroka czy założonego przez niego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Jeżeli tekst zawiera informacje potępiające jego osobę - spełnia moje oczekiwania. Po jego lekturze mogę spokojnie zignorować odważne twierdzenia misjonarzy o tym, że Józef Smith Jr. był prorokiem, który rozmawiał z aniołami i samym Jehową.

jaki jest Twój cel?

Czy dążysz do poznania prawdy czy z lęku przed zmianą opinii lub wierzeń poszukujesz tylko potwierdzenia, że masz rację? Czy towarzystwo osób, których opinie różnią się od Twoich jest dla Ciebie podniecającym wyzwaniem czy - jak większość ludzi - czujesz się dobrze tylko wtedy, gdy otoczony jesteś przytakującymi głowami? Jeżeli interesuje Cię polityka - czy udostępniasz na Facebooku memy ośmieszające nielubianych przez ciebie polityków bez względu na to, czy zawierają one prawdę czy fałsz? Czy Twoja niechęć do jakiejś znanej osoby oparta jest na sprawdzonych faktach, czy też na starannie wykreowanej przez media lub publikacje popularnonaukowe karykaturze?

jak rozpoznać prawdę od fałszu? - po pierwsze, motywacja

Rozpoznanie faktu od mitu nie zawsze jest rzeczą łatwą. Są jednak zasady, których stosowanie w dużej mierze zmniejsza niebezpieczeństwo wpadnięcia w pułapkę fałszu. Pierwszą z nich jest otwartość na czystą wiedzę - odważne pragnienie poznania prawdy. Aby je poczuć, trzeba najpierw być przekonanym o wyższości prawdy nad fałszem.

Biblia zawiera przykłady odważnych ludzi, którzy pragnęli prawdy i dlatego nie bali się myśleć krytycznie. Jeden z autorów zapisków wchodzących w skład Nowego Testamentu stanowi taki godny do naśladowania wzór. Paweł prześladował chrześcijan. Niewątpliwie otoczony był przyjaciółmi, którzy podzielali jego niechęć do sekty Jezusa. Kiedy jednak otrzymał objawienie dowiadując się, że Jezus nie był kolejnym fałszywym prorokiem, ale Synem Boga, od wieków oczekiwanym Mesjaszem - przyjął tę wiedzę z pokorą i wiarą, że stanowić będzie w jego życiu bezcenną wartość. Paweł stracił przyjaciół, reputację wykształconego świata a nawet dobrze opłacaną posadę. W zamian zyskał szczerą przyjaźń Świętych, którzy uznali go w końcu za swojego przywódcę duchowego. Niedługo minie dwa tysiące lat od jego nawrócenia, a zapiski Pawła nadal cenione są przez szczerych poszukiwaczy prawdy o Bogu i ludzkiej naturze oraz duchowym potencjale człowieka. Paweł poświęcił coś cennego dla czegoś nieporównywalnie cenniejszego.

Takie same błogosławieństwa obiecane są każdemu odważnemu, szczeremu poszukiwaczowi prawdy o Bogu i sensie życia. Również w innych dziedzinach wiedza błogosławi człowieka bardziej niż jej brak, lub trwanie w błędzie. Mogą o tym zaświadczyć na przykład miliony ludzi, którym udało się rzucić niezdrowy nałóg. Ich odwyk zawsze rozpoczęło przeświadczenie o potencjalnie fatalnych następstwach palenia, picia czy oglądania pornografii.

właściwe proporcje

Inna kluczowa zasada, którą warto się kierować nie tylko podczas lektury książek i artykułów głosi, że natura świata w którym żyjemy jest daleka od doskonałości. Z pewnymi nielicznymi wyjątkami - prawdziwe wartości i zasady są niemodne. Biblia naucza, że królem tego świata jest szatan, nazywany ojcem wszystkich kłamstw.

Nie oznacza to, że wszystko jest złe i należy fanatycznie odrzucać argumenty każdego, kto nie jest prorokiem czy przynajmniej wierzącym. Świat jest piękny i wiele w nim dobra. Bóg objawia prawdę nie tylko wierzącym w Niego prawym ludziom, ale również naukowcom, myślicielom, poetom, pisarzom, filozofom - grzesznym czy prawym. Obietnica Stwórcy: szukaj a znajdziesz skierowana jest do wszystkich. Albert Einstein poległ w najważniejszej próbie swojego życia - nie był dobrym mężem. Ale w dziedzinie fizyki szukał odpowiedzi na ważne pytania i w końcu je znalazł błogosławiąc tym samym miliony ludzi, dokonując ogromnego skoku cywilizacyjnego - osiągnięcia, którym mogą się pochwalić nieliczni.

Doktryna o panowaniu zła, często w Biblii i Księdze Mormona objawia się w użyciu słowa świat w znaczeniu popularnych fałszywych zasad, którymi kieruje się większość ludzi, szczególnie tych popularnych, uznawanych za autorytety, uwielbianych czy wspieranych przez tłumy, chwalonych przez media, etc. Jezus używał słowa świat jako powszechnie akceptowany fałsz czy zło.

Nie trzeba być osobą wierzącą, by uznawać doktrynę o popularności zła i niepopularności dobra. Jest to zasada intuicyjna, oparta na obserwacji świata. Wystarczy rozejrzeć się dokoła by stwierdzić, że pomimo obecności dobra, panują nad nami zazwyczaj ludzie, którym brakuje zrozumienia i często (choć nie koniecznie) kierujący się złą motywacją (na przykład własnym interesem). Najbardziej popularne wartości nie są dobrymi wartościami. Niejeden agnostyk czy ateista dobrze wie, że większość ludzi nie ma racji. Jest to ważny klucz do poznania prawdy. Jeżeli większość się myli to logicznym jest stwierdzenie, że prawda jest w posiadaniu mniejszości.

praktyczne zastosowanie zasady większość się myli

Popularne na świecie filozofie i wartości najczęściej są fałszywe. Większość wyborców najczęściej głosuje na złych polityków. Promowane przez większość mediów postawy prowadzą do większego zła niż dobra. Popularne religie nie uczą czystej prawdy. Przesłanie prawdziwych naśladowców Jezusa Chrystusa zawsze będzie odrzucone przez większość ludzi.

Prawdziwy prorok zawsze będzie postacią kontrowersyjną - chwaloną przez garstkę odważnych poszukiwaczy prawdy lecz potępianą przez establishment i wspierające go tłumy. Większość publikacji poświęconych prawdziwemu prorokowi zawierać będzie dużą dozę fałszu. Ze wszystkich książek poświęconych Prorokowi Józefowi Smithowi, niewiele zostało napisanych przez autorów stawiających sobie za cel udostępnienie prawdziwych informacji. Autorzy i wydawnictwa doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ukazanie Józefa Smitha czy Księgi Mormona w negatywnym świetle sprzeda więcej egzemplarzy niż tekst oparty na faktach. Efektem obrzucenia proroka błotem będzie też poklask promotorów religijnych uczelni.

zawsze tak było

Wiarę zachowałem - apostoł Paweł
W niemal każdym punkcie historii ludzkości większość odrzucała prawdziwe objawienia.

Tylko garstka ludzi pomogła Noemu w zbudowaniu arki. Przeważająca większość nie ocalała potopu. Rodzina Abrahama i jej domownicy byli jedynymi czcicielami prawdziwego Boga na świecie w którym panował politeizm, nieprawość i praktyka oddawania czci przywódcom politycznym oraz rzeźbionym w drewnie i odlewanych z metalu fałszywym bożkom. Od czasów Mojżesza do narodzenia Jezusa Izrael był mało liczącym się narodem zajmującym niewielki, w większości pustynny, mało atrakcyjny teren. Po trzyletniej misji Jezusa tylko nieliczna garstka pozostała wierna Jego naukom i przewodnictwu. Jego naród odrzucił Go, a duchowi przywódcy tak zmanipulowani ludność Jerozolimy i lokalnego polityka, że Stworzyciel i Zbawiciel ludzkości został w bestialski sposób zamordowany - rozebrany do naga i przybity do krzyża. Po Zmartwychwstaniu Chrystusa apostołowie rozeszli się po świecie głosząc Jego nauki, które przyjęli jednak tylko nieliczni. Wkrótce prawie każdy z apostołów podzielił los swojego Mistrza - Piotr, na przykład, skonał na krzyżu obrócony głową do ziemi.

Od tamtych czasów wiele się zmieniło. W wielu krajach dzisiejszego świata obowiązuje - w mniejszym lub większym stopniu - panowanie prawa - systemu, w którym niełatwo jest usuwać irytujących władzę i obowiązującą w danym rejonie religię głosicieli prawdy. Krzyżuje się ich jednak inaczej - publikując fałszerstwa na ich temat, ośmieszając ich i tak wykrzywiając ich prawdziwy wizerunek, by w umyśle czytelnika stworzyć obraz uzurpatora, zboczeńca seksualnego, kryminalisty lub w najlepszym przypadku - obłąkanego fanatyka bez podania satysfakcjonujących dowodów na te twierdzenia.

Jezus wypędza handlarzy ze świątyni
Ktoś może powiedzieć, że przecież w naszych czasach w niektórych regionach Europy i Ameryk Jezus jest powszechnie uznawany za autorytet moralny. Kiedy się jednak przyjrzymy bliżej tej popularnej wersji Jezusa i porównamy ją z Jezusem opisanym w Nowym Testamencie, okazuje się, że nie jest to ta sama osoba. Popularny Jezus to najczęściej taki, który został przystosowany do panujących obecnie norm - na przykład wielu Amerykanów uważa, że Jezus był moralnym liberałem i pacyfistą - niemal hipisem. Biblijny Chrystus nie był jednak Super Star. Głosił miłość i przebaczenie, ale też gotowość do aktywnej obrony niewinnych, do poświęcenia dla prawdy wszystkiego - nawet swojej reputacji, jeśli to konieczne. Prawdziwy Jezus przebaczał swoim oprawcom, ale też agresywnie wyganiał z Domu swego Ojca niegodnych do przebywania tam kupców. Prawdziwy Jezus objawiał prorokom, że karą za morderstwo jest śmierć.

Gdyby Jezus żył w naszych czasach, pisano by i mówiono o Nim najczęściej źle. Z wiadomych powodów nie jestem tego w stanie udowodnić. Dzielę się tym więc jako swoją opinią - poddając ją pod osobistą rozwagę Czytelnika. Uważam, że Jezus nie byłby w naszym świecie człowiekiem popularnym. Podczas gdy garstka ludzi darzyłaby Go należną czcią a inni nieliczni - szacunkiem, większość świata przedstawiałaby Go jako religijnego fanatyka, rasistę, seksistę i cierpiącego na zaburzenia narcystyczne szaleńca, prawdopodobnie faszystę, lub przynajmniej skrajnego prawicowca.

Dlaczego tak uważam? Dlatego, że widzę co z przyzwoitych ludzi robią popularne media - telewizja, radio, czasopisma, gazety i oczywiście przeróżne publikacje w sieci internetowej. Widzę też jak na tym świecie przyjmowany jest sługa Jezusa - prorok Józef Smith. Amerykańscy przywódcy religijni początku dziewiętnastego wieku postąpili z nim tak samo jak żydowscy duchowni i nauczyciele z Jezusem: został bestialsko zamordowany przez rozgniewany motłoch. Niesprawiedliwy osąd nad Józefem Smithem dokonuje się nadal. Coraz więcej publikowanych jest na jego temat biografii. Niektóre (autorstwa zarówno wiernych jak i niewierzących) wprawdzie oparte są na udowodnionych faktach. Większość jednak zawiera powielane od dwustu lat pogłoski, bezpodstawne - nigdy nie udowodnione opinie a czasem nawet kompletnie wyssane z palca nowe teorie budzące w bezmyślnym czytelniku nieprzychylne emocje. Wydane do tej pory książki autorstwa Artura Wójtowicza są tego przykładem.

cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem?

Kiedy świat wyzdrowieje z tego moralnego i duchowego obłąkania? Jan Objawiciel przepowiedział, że panujące na świecie proporcje między popularnością fałszu a niepopularnymi prawdami zmienią się dopiero po boskiej interwencji rozpoczynającej tysiącletnie panowanie Jezusa na ziemi - tak jak za czasów Noego zło zostało usunięte przez wodę, tym razem dokona się to przez ogień. Księga Mormona opisuje analogiczne wydarzenie poprzedzające pojawienie się Jezusa pośród ocalałej po naturalnych kataklizmach mniejszości narodu Nefitów. Dopiero po śmierci nieprawej części populacji zapanował niczym nie zmącony pokój i panowanie prawdy trwające ponad dwa wieki.

Dobro zwycięży - nie ma co do tego wątpliwości. Biblia - szczególnie jej ostatnia księga, zapewnia, że Jezus i siły dobra zwyciężą nad szatanem i jego siłami zła. Jedyną kwestią, która nie została jeszcze rozwiązana jest osobista odpowiedź każdego człowieka na pytanie: Po której stronie ja znajdę się w tym odwiecznym konflikcie między dobrem a złem?

Moje królestwo nie jest z tego świata - Jezus
Podobne pytanie zadał żydowskim arcykapłanom Piłat: Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem? (Mateusz 27:22) Wiadomo jaką on podjął decyzję. Każdy z nas może jednak podjąć inną.

Można zacząć od decyzji odważnego otwarcia się na prawdę i odrzucania wszystkiego, co fałszywe - nawet złych tradycji naszych ojców. Na przykład, zamiast łykać wszystko, czym karmią nas autorzy publikacji o Kościele Jezusa Chrystusa - czytajmy je krytycznie.

Ci z nas, którzy przyjmują Józefa Smitha za proroka Boga, powinni kwestionować każdą pozytywną informację na jego temat - szczególnie, kiedy jej autorem jest współwyznawca. Na przykład - nieprawdą jest popularna wśród Świętych w Dniach Ostatnich opinia, że Józef Smith Jr. nigdy nie pił alkoholu. Pamiętniki i listy jego przyjaciół nie pozostawiają wątpliwości, że od czasu do czasu lubił napić się wina.

Z drugiej strony - bez względu na wyznawaną przez nas religię - dokładnie tak samo należy reagować na każdą negatywną informację o Józefie Smithie Jr. i oczywiście każdej innej postaci historycznej. Jeśli zależy nam na prawdzie.

środa, 6 lutego 2019

Gdzie udaje się człowiek po swojej śmierci? (Czego uczy o tym Biblia a czego Księga Mormona?)

Każdy, kto stracił bliskiego zastanawiał się co dzieje się z człowiekiem po jego śmierci. Czy widok martwych zwłok oznacza koniec istnienia osoby, której od poczęcia czy narodzenia była nierozerwalną częścią? Jednym z błogosławieństw ludzi wierzących w nauki prawdziwego Boga jest wewnętrzny spokój płynący z wiedzy o objawieniach danych w tym temacie swoim prorokom. Dlatego myślę, że warto się z tym artykułem zapoznać.

Jest jeszcze jeden powód dla którego warto poświęcić parę minut na lekturę poniższego tekstu. Zainspirowały go moje rozmowy ze Świadkami Jehowy i Adwentystami, którzy twierdzą, że śmierć oznacza koniec świadomości (w niektórych przypadkach do czasu zmartwychwstania). Głównym jednak celem moich rozmówców nie było przekonanie mnie, że po śmierci człowiek znika czy zasypia. Głównym zamiarem moich przyjaciół Świadków i Adwentystów było udowodnienie mi, że Księga Mormona zaprzecza Biblii. Przedstawiam tu więc swój argument przeczący (moim zdaniem - sam zdecyduj czy się ze mną zgodzisz) tej teorii. Zapraszam do lektury:

wstęp

Czy po śmierci dusze żyją nadal czy też śmierć jest końcem istnienia człowieka? Czy dusze złych ludzi znikają na zawsze? A może śmierć jest snem, z którego dobrzy ludzie kiedyś się przebudzą?

Autorzy wchodzących w skład Biblii ksiąg nie raz pisali o śmierci. Chrześcijanie nie są zgodni co do interpretacji ich słów. Dlatego nauki dotyczące stanu duszy po śmierci są przeróżne.

Święci w Dniach Ostatnich (nazywani czasem mormonami) wierzą, że śmierć jest rozdzieleniem ducha od ciała. Ciało umiera, ale duch jest nieśmiertelny. Żyje nadal i udaje się do tzw. Świata Duchów. Dusze sprawiedliwych zostają przyjęte w stan szczęścia nazwany rajem, stan odpoczynku i pokoju, gdzie odpoczywają od wszelkich kłopotów, trosk i smutku. (Księga Mormona: Księga Almy 40:12). Dusze niegodziwych zostaną wyrzucone na zewnątrz w ciemność. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, a to z powodu ich własnej niegodziwości, która sprowadziła na nich niewolę diabła. (Alma 40:13). Dalej prorok Alma naucza: I pozostają tak, a sprawiedliwi w raju, aż do czasu swego zmartwychwstania (Alma 40:14).

Księga Mormona pomaga właściwie zrozumieć intencje autorów Biblii

Protestanci, którzy uważają, że po śmierci dusza człowieka znika na zawsze (w niektórych kościołach uczy się, że na zawsze unicestwione są dusze ludzi niegodziwych, sprawiedliwi zaś zasypiają, czyli znikają tymczasowo, do dnia ich zmartwychwstania) najczęściej w uzasadnieniu cytują następujące fragmenty:
(6) Kto zaś nie upadnie i nie odda pokłonu, ten będzie natychmiast wrzucony do wnętrza rozpalonego pieca ognistego.
- Księga Daniela 3:6
Wtedy, całkiem zresztą sensownie, tłumaczą, że porównanie do rozpalonego pieca wskazuje, że człowiek zostanie na zawsze unicestwiony.

Często podaje się również ten fragment:
(10) Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób według swojej możności, bo w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości.
- Księga Koheleta 9:10
Te słowa również zdają się sugerować, że śmierć jest zakończeniem istnienia człowieka.

Fragment ten naturalnie odsyła członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich do następującego wersetu w Księdze Mormona (podaję tu jego fragment):
(33) ...Oto jeśli podczas tego życia, danego nam, byśmy przygotowali się na wieczność, nie zmienimy się na lepsze, po tym życiu czeka nas noc ciemności, podczas której żadna praca nie może być wykonana.
- Alma 34:33
Słowa proroka Almy zdają się potwierdzać wspomniany wniosek płynący z wersetu Księgi Koheleta. Człowiek po śmierci przestaje istnieć.

Następny werset nieco ten temat rozwija:
(34) Nie możecie powiedzieć, że się zmienicie i powrócicie do swego Boga, gdy nastąpi ta straszna chwila, albowiem ten sam duch, który ma władzę nad waszym ciałem, gdy opuszczacie to życie, będzie miał prawo panować nad wami w tamtym wiecznym świecie.
- Alma 34:34
Alma nie twierdzi więc, że brak możliwości wykonania pracy nad swoim duchowym rozwojem oznacza, że człowiek śpi lub przestaje istnieć. Podkreśla tylko, że człowiek dokonujący podczas swojego życia złych wyborów nie może liczyć na to, że po śmierci nagle zacznie dokonywać dobrych wyborów, że zmieni się jego nastawienie, po uwolnieniu się z fizycznego ciała zapragnie czynić dobro. Następny werset rzuca jeszcze więcej światła na tę doktrynę:
(35) Oto jeśli odkładaliście swe nawrócenie aż do śmierci, jeśli staliście się poddanymi ducha zła i napiętnował was jako swoich, Duch Pana opuszcza was i nie ma w was miejsca, a diabeł ma nad wami wszelką władzę. Taki jest ostateczny stan niegodziwych.
- Alma 34:35

Biblia zdaje się potwierdzać nauki Księgi Mormona

Jezus w swojej przypowieści o złym bogaczu i dobrym żebraku o imieniu Łazarz, wyraźnie nauczał, że po śmierci ludzie ani nie znikają, ani nie są nieprzytomni. Widzą, czują i rozmawiają. Oto słowa Jezusa:
(23) A gdy [zły bogacz] w krainie umarłych cierpiał męki i podniósł oczy swoje, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie.
(24) Wtedy zawołał i rzekł: Ojcze Abrahamie, zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, aby umoczył koniec palca swego w wodzie i ochłodził mi język, bo męki cierpię w tym płomieniu.
- Ewangelia wg. Łukasza 16:23-24
Dla denominacji nauczających o dezintegracji duszy fragment ten nie stanowi jednak problemu. Uważają, że nie zaprzecza ich doktrynie. Zwracają uwagę na fakt, że nie jest to historia, która faktycznie się wydarzyła, ale symboliczna przypowieść. Czy jednak Jezus posługując się przypowieścią nauczałby fałszywej doktryny?

Przejdźmy jednak do przykładu, w którym opisana jest relacja z realnego wydarzenia (nie jest to więc przypowieść czy alegoria). Kiedy wiszący na krzyżu obok Jezusa skazaniec poprosił go o łaskę, Jezus tak mu odpowiedział:
(43) ...Zaprawdę, powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju.
- Ewangelia wg. Łukasza 23:43
Tego samego wieczoru, obaj umarli. Zgodnie z obietnicą Jezusa, obaj udali się do raju. Ich dusze nie zniknęły.

Przed narodzinami człowieka, jego duch przebywał z Bogiem. Śmierć natomiast jest rozdzieleniem ducha od ciała. Zbudowane z ziemskiej materii ciało wraca do ziemi. Duch zaś...:
(7) Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś wróci do Boga, który go dał.
- Księga Koheleta 12:7
Duch więc wróci do Boga. Nie można wrócić do miejsca, w którym się wcześniej nie było. Fragment ten potwierdza więc doktrynę Świętych w Dniach Ostatnich o istnieniu człowieka przed jego narodzinami.

Uważam, że następujące dwa fragmenty nie powinny pozostawić żadnych wątpliwości co do stanu duszy po śmierci. Piotr uczył, że po swojej śmierci Jezus zwiastował duchom będącym w więzieniu, czyli nauczał je:
(18) Gdyż i Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was przywieść do Boga; w ciele wprawdzie poniósł śmierć, lecz w duchu został przywrócony życiu.
(19) W nim też poszedł i zwiastował duchom będącym w więzieniu,
- 1 List Piotra 3:18-19
Mniejsza tu o to, czy wydarzenie to miało miejsce przed czy po zmartwychwstaniu Chrystusa. Istotny jest tu fakt, że nauczał duchy, a więc istoty nie posiadające ciał. By rozwiać wszelkie wątpliwości, że chodzi tu o osoby zmarłe, zacytujmy następny werset:
(20) które niegdyś były nieposłuszne, gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę, w której tylko niewielu, to jest osiem dusz, ocalało przez wodę.
- 1 List Piotra 3:20
Chodzi więc konkretnie o ludzi, którzy żyli za czasów Noego. Kiedykolwiek umiejscowimy w czasie to wydarzenie, musimy przyjąć za fakt, że po śmierci Jezusa ludzie, którzy żyli w czasach Noego nie żyli. Chodzi więc o martwych. Zresztą w wersecie 19 użyte jest słowo duchom.

Aby rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, że chodzi o duchy ludzi zmarłych, przejdźmy parę wersetów dalej w Pierwszym Liście Piotra:
(6) W tym celu bowiem i umarłym głoszona była ewangelia, aby w ciele osądzeni zostali na sposób ludzki, ale w duchu żyli na sposób Boży.
1 List Piotra 4:6
Myślę, że możemy spokojnie założyć, że Jezus nie spacerował po cmentarzu, by głosić ewangelię zwłokom ludzi, którzy zginęli podczas powodzi (kto by zresztą pogrzebał ich ciała?). Z pewnością więc chodzi o dusze zmarłych. Nie da się głosić ewangelii komuś, kto śpi czy nie istnieje.

Biblia i Księga Mormona nawzajem się uzupełniają

Moim celem nie jest prowadzenie tu sporu o doktrynę. Kiedy Jezus ukazał się starożytnym mieszkańcom kontynentu amerykańskiego, powiedział: Moją nauką nie jest pobudzanie ludzi do gniewu, aby między sobą walczyli. Moją nauką jest, aby zaprzestano takich rzeczy. (3 Księga Nefiego 11:30).

Jak wspomniałem na początku, artykuł ten jest odpowiedzią na bezpodstawne zarzuty licznych przedstawicieli niektórych chrześcijańskich denominacji jakoby nauki Biblii zaprzeczały naukom Księgi Mormona (podobny zresztą zarzut stawiają krytycy Chrześcijaństwa, którzy twierdzą, że nauki Nowego Testamentu zaprzeczają naukom Starego, albo wydarzenia opisane w jednej Ewangelii zaprzeczają temu samemu wydarzeniu opisanemu w innej - o tym więcej w moim poprzednim wpisie: Czy Biblia zaprzecza Księdze Mormona?).

Żadna biblijna nauka, łącznie z nauką o stanie duszy po śmierci, nie zaprzecza żadnej nauce opisanej w Księdze Mormona. Jedynie niektóre interpretacje biblijnych wersetów stoją w konflikcie z wersetami w Księdze Mormona. Jak wykazałem powyżej, to nie słowa biblijnego proroka, ale ich niewłaściwa interpretacja może zaprzeczać słowom zawartym w Księdze Mormona (jak również treści innego biblijnego fragmentu).

Dla członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich Biblia i Księga Mormona stanowią jedność. Są jak zawiasy drzwi - aby zapewnić drzwiom właściwe funkcjonowanie, potrzebne są przynajmniej dwa zawiasy. Księga Mormona całkowicie rozjaśnia doktrynę o stanie duszy po śmierci. Jest więc cennym uzupełnieniem Biblii. Z drugiej strony Biblia wspomina o wizycie Jezusa w świecie duchów, podkreślając miłość i łaskę Boga - jego troskę o dusze nawet tych osób, które podczas swojego życia odrzuciły żyjącego proroka. Księga Mormona nie wspomina o tym wydarzeniu ani słowa. Biblia więc jest cennym uzupełnieniem Księgi Mormona.

Dlatego właśnie czytam Biblię i Księgę Mormona. Do tego samego zachęcam Ciebie, drogi czytelniku. Nie trzeba być mormonem, by czytać Księgę Mormona. Jeśli chciałbyś otrzymać darmowy egzemplarz tej kroniki starożytnych Izraelitów zamieszkujących część kontynentu Amerykańskiego, daj znać w komentarzu lub wyślij mi email. Nie czekaj aż niespodziewana tragedia, np. śmierć bliskiej osoby, zmusi Cię do głębokich rozważań o życiu po śmierci. Zapewniam, że zupełnie inaczej przeżywa się wieczne rozstanie, a inaczej tymczasową rozłąkę.

Biblia i Księga Mormona nie tylko podają pocieszające lekcje z morałami. Cóż warte są piękne historyjki, jeżeli nie ma pewności, czy są prawdziwe? W ostatnim rozdziale Księgi Mormona prorok Moroni pisze jak można się dowiedzieć, czy źródłem jej nauk jest Bóg, czy tylko wybujała wyobraźnia jej autorów. Napiszę o tym innym razem.